Minęło dziesięć miesięcy odkąd przyjechałam do Dartmouth. Długich,
słonecznych, lekko mroźnych, lecz nie w moim sercu. Teraz jest upragniony przez
większość koniec roku szkolnego. W zasadzie nie zauważyłam, kiedy to zleciało.
Może znowu nie byłam, najszczęśliwsza na świecie przez ten czas, ale
byłam w miarę zadowolona z życia. Powróciła chęć do niego.
Wydaje mi się, że te rany ukryte pod
bandażami na sercu po Nim zagoiły się, ale nie zabliźniły... Na to potrzeba
wiele lat. Są strupy, co jest najgorsze, bo jeden fałszywy ruch, zdrapiemy strupa
i rany znowu krwawią.
Czuję, że stąpam po bardzo kruchym
lodzie. Jeśli cokolwiek zobaczę usłyszę czy pomyśle o Nim lód pęknie i utopie
się w zimnej wodzie. Wcześniej nie bałam się, bo cały czas byłam pod lodem.
Teraz, kiedy jestem nad nim, tak bardzo nie chcę znowu upaść. Wrócić do
początku. Teraz, kiedy zrobiłam krok do przodu, nie chcę wracać do początku.
Żyję w strachu.
Można powiedzieć, że zrealizowałam
plan. Było to lepsze życie.
Stało to się za sprawą kogoś
poznanego w collegu.
Wysoki o atletycznej budowie ciała,
o regularnych, męskich rysach twarzy Christopher Suilvian. Pomimo tego, że
jesteśmy na tym samym roku, on odstaje od innych, wygląda na starszego,
poważniejszego i doświadczonego. Włosy ma ciemne, prawie czarne, kędzierzawe i
nie walczy z nimi, jak każdy ich właściciel.
Oczy ma niebieskie, później okazało się, że nosi soczewki. Umiejętnie
wślizgnął się w moje otoczenie. Nie miałam problemów z rozpoznaniem, kim tak
naprawdę był - wampirem. Zaprzyjaźniliśmy się, choć miałam pewnie obawy.
Nasza pierwsza rozmowa była
właściwie milczeniem. Był to długi spacer o zmroku po parku.
Nikt nie lubi ciszy, każdy
zastanawia się jak ją przełamać, a my w ogóle nie byliśmy nią skrępowani.
Odezwaliśmy się tylko na powitanie.
Bardzo
lubiliśmy swoje towarzystwo. Oboje się cieszyliśmy, że w końcu trafiliśmy
na kogoś, kto przynajmniej w pewnym stopniu, zaspakajał nasze potrzeby,
odpowiadał nam. Oczywiście przeszkadzała mu, moja wciąż płynąca w żyłach krew,
ale nie na tyle by zahamować cokolwiek.
Spędzaliśmy ze sobą całe dnie.
Spacerowaliśmy, chodziliśmy do kina, restauracji (on oczywiście nie jadł, ale
pił brandy), nawet pozwalałam mu się wyciągać na zakupy. Ja się uczułam,
on nie musiał, przeglądał wtedy katalogi z samochodami, a później zaczął
planować przyszłość.
W jego towarzystwie czułam się
komfortowo, jakbyśmy się znali całe wieki. Była pomiędzy nami srebrna nic
porozumienia, zawiązana bardzo mocno. Mogliśmy o wszystkim pozmawiać czy po
prostu posiedzieć obok milcząc.
Niedawno pojechałam z nim do Forks i
przedstawiłam Chrisa Jacobowi i Charliemu. Pierwszy najpierw zmroził go
morderczym spojrzeniem, po czym zmieniając się w wilka zaatakował go. Kiedy
przegrał z nim walkę i porozmawiali szczerze, może nie polubili się, ale
zaakceptowali się. Jacob zobaczył, że Christopher nie ma ani jednej cechy
Edwarda, jest jego totalnym przeciwieństwem. Może właśnie dla tego tak Chrisa
lubię.
Natomiast Charlie z miejsca go
zaakceptował. A jakże by mogło być inaczej. Ten jego urok osobisty i cudowny
dar widzenie końca danej sytuacji. I oczywiście podobnie jak dar Jane czy
Edwarda nie działa na mnie. No czasami ma przebłyski, ale nie do
zinterpretowania.
Śmieszy mnie, gdy wspomnę, że kiedy
byłam w samolocie jeszcze w sierpniu, gdy tu jechałam zastanawiałam się, czy w
Dartmouth spotkam wampira. Doszłam wtedy do wniosku, że trafienie na jakiegoś
wampira to tylko kwestia czasu, przy moim pechu.
I tak się stało.
Chris wie o mnie wszystko. Zna całą
historię romansu z nocnymi stworzeniami. O dziwo, co mnie najbardziej dziwiło
zaakceptował moją przyjaźń z Jacobem. Najwyraźniej nie miał do wilków urazu. I
tak twierdził, że to on się mną teraz opiekuję. Znienawidził Edwarda i ma
ochotę go zabić, ale tylko, jeśli mu pozwolę. Ja po mimo wielu starań nie
mogłam i nie mogę znienawidzić Edwarda, nadal go kocham. Nie sądziłam, że
miłość może być tak bolesna i prowadzić do destrukcji. Na szczęście proces ten
został zahamowany przez Christophera. Jakby nie on, nie wiem gdzie bym teraz
była.
Czasami zastanawiam się czy Chris
też kiedyś odejdzie, ale ile razy o tym myślę, jestem pewna, że nie. Nawet nie
wiem, czemu. Po prostu jestem pewna, że nigdy nie odejdzie z uwagi na to, że
jestem tylko człowiekiem. Jestem go bardziej pewna niż wszystkiego, co stałe na
ziemi. Myślę, że Chris zdaje sobie sprawę, że jeśli to zrobi nie będzie, co już
po mnie zbierać. Odejście Christophera byłoby gwoździem do trumny. Nie pozbierałabym się po tym.
Jednak Christopher Safft, bo takie
jest jego prawdziwe, ludzkie nazwisko nie odejdzie. A nawet, jeśli to będę w stanie go dogonić…
Za tydzień całe moje życie się
zmieni i będzie takie, jakie miało być. Takie, jakie zaplanowałam dwa lata
temu. Z małą różnicą, po mojej prawej stronie miał iść Edwarda, ale będzie
szedł Christopher. Potrzebuję tego
tygodnia, żeby pożegnać się z tatą i Jacobem. Mamę widziałam miesiąc temu,
pożegnałam się już z nią na wieki.
Za tydzień będę nieśmiertelną,
piękną, kierującą się żądzą krwi wampirzycą.
Będę miała całą wieczność na
uporanie się ze złamanym sercem. Bo wiedziałam, że krótkie ludzkie życie nie
wystarczy. Bo rany zadane przez
wiecznego mogą się zagoić tylko przez wieczność.
Nie zastanawiałam się ani przez
chwilę nad przemianą. Decyzję podjęłam bardzo dawno temu. Nie podjęłam jej
przez wzgląd na Edwarda, na bycie z nim do skończenia świata, jakby tak było to
teraz nie chciałabym zostać krwiożerczym potworem, tylko, bo należałam do tego
światu. Czułam to, że tam jest moje miejsce. Czułam, że nie znajdę spokoju
przez kilkadziesiąt ludzkich lat, tylko dopiero przez kilkaset wampirzych lat.
Nieśmiertelność była mi pisana, od pierwszej sekundy mojego życia.
Owszem bałam się, że kiedy będę
należeć do wampirzego świata będę bliżej Edwarda i zastanawiałam się czy nie
dla tego to robię, ale nie. On jakby chciał, żebym należała do jego świata,
zmieniłby mnie. Dawno go o to prosiłam. Ale nie, po prostu mnie nie chciał.
Jedyną rzeczą niedopowiedzianą
między mną a Chrisem to dokładna historia jego przemiany. Obiecał, że później. A on zawsze dotrzymuje
słowa, więc nie naciskałam. W końcu przez tysiąclecia zdąży mi powiedzieć.
- Hej Belle -
zawołał ciepły głos wkraczając do mojego, małego pokoju wynajmowanego u pani
Lozano. Wiedziałam, do kogo on należy:
Christophera.
- Cześć-
odpowiedziałam wrzucając kolejną bluzkę do torby. Pakowałam się do Forks. Za
parę godzin miałam samolot, żeby pożegnać się z Jackem i Charliem.
Zawsze
jak on jest w pobliżu czuje się lepiej. Bezpieczniej i jakbym była bez
problemów. On wydaje się mieć wszystko w nosie. Bawi się życiem. Twierdzi:
„miałem swój czas na przejmowanie i będę go miała, aż za dużo".
- Dużo ci
jeszcze zostało pakowania?- Zapytał siadając na łóżku i gniotąc świeżo
wyprasowane swetry. W Forsk jest zimniej niż tutaj.
Ale już niedługo nie będzie mnie to
obchodziło. Nie będę w ogóle marznąć.
- Nie już
kończę. A co? - Zapytałam ciągnąc za rękaw swetra, na którym siedział. Podniósł
się i mogłam go zabrać.
Uśmiechnął się łobuzersko.
- Obiecałem ci,
że opowiem ci moją historię, ale mogę to zrobić później – zaczął spokojnie i
próbował się wykręcić, widząc mój podekscytowany wzrok.
- Nie wymiguj
się tylko mów- ponaglałam. Byłam ciekawa. Christopher różnił się od Cullenów,
on nie traktował wampiryzmu jak mordęgę, tylko jak udogodnienie. Widział
pozytywne skutki: lepszy wzroki, słuch, siła, jego dar, wieczność. Choć to
ostatnie jest potencjalnie problematyczne. Jeśli nie masz, z kim dzielić
wieczności, to, po co ci ona?
Odłożyłam ciuchy, które miałam w
ręku do torby i usiadłam wygodnie obok niego.
- Ok. – westchnął,
łudził się, że mu odpuszczę. - Urodziłem
się dwudziestego siódmego sierpnia w tysiąc dziewięćset dziesiątym roku w
Toronto. Byłem przeciętnym dzieckiem, nie za biednym i nie za bogatym, nawet
lubiłem samotność. Miałem obojga rodziców i dwie siostry: Cindy i Lindy. Cała
moja rodzina traktowała pieniądze, jako dodatek do szczęśliwszego życia, więc
nie było z tym problemów. Moje siostry były ode mnie starsze i szybko
wyszły za mąż. Sam się zakochałem dość późno w pięknej Didyme. - Jego głos zmienił
się w smutny, przepełniony goryczą i zawiedziony. Kiedyś wspominał o jakiejś
dziewczynie (nie podał mi wtedy jej imienia) i już wtedy czułam, że ją kochał.
Ciekawe, co się stało. Kiedyś go zapytałam, co się z nią stało. Zbył mnie
milczeniem. Może teraz mi powie. - Miałem się z nią ożenić. W tysiąc
dziewięćset trzydziestym roku natknąłem się na dziewczynę. Dość ładną i była
wampirzyca. Miała na imię Anabell. Zmieniła mnie – teraz brzmiał złowrogo. Nie
cierpiał jej.
- Co z Didyme? Dlaczego
cię zmieniła?- wyrwało mi się. Cierpliwość nigdy nie była moją dobrą stroną. A
skoro wierzyć, że cechy ludzkie po przemianie w wampira się zwielokrotniają to
będę bardzo, bardzo niecierpliwa.
- Cóż
przypominałem, Anabell jej brata. Nie miałem innego wyjścia. Zostałem z nią.
Trzy miesiące po mojej rzekomej śmierci moja ukochana Didyme wyszła za mąż za
mojego najlepszego przyjaciela. Do tej pory się nie pozbierałem. W zasadzie
nigdy po przemianie nie oczekiwałem od niej, że będziemy razem. Anabell mnie
omotała, taki miała dar, udowadniała osobie, obok, że jest jedyna na świecie. A
skoro jest jedyna to musisz z nią zostać. Piętnaście lat po mojej przemianie
Anabell zginęła w jakiejś bitwie. Otworzyłem wtedy oczy, zostałem uwolniony
spod jej daru i zorientowałem się, co się stało. Didyme urodziła dwóch synów i
dwie córki w trakcie ostatniego porodu umarła. Ludzie mówili, że była
szczęśliwa w małżeństwie z Derekiem. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Wtedy
do mnie doszło, że straciłem sens życia i miłość. Kochałem ją i chyba nadal tak
jest – westchnął ze smutkiem. Nie sądziłam, że Christopher ma złamane serce! On
taki wesoły, lekkoduch i nieprzejmujący się. On, który mnie podźwignął z upadku
spowodowanego złamanym sercem. - Przez wiele lat,,żyłem’’ sam. W końcu
przystąpiłem do klanu Suilvianów … Cóż moja historia z tym klanem delikatnie
mówiąc była…. nie… za… ładna. Przyznaję się byłem zdrajcą, mordercą i
spiskowcem... – urwał. Nie chciał pokazywać mi swoje złej strony. Wydawało mi
się, że troszkę się jej wstydzi. - Teraz
rozumiesz, dlaczego cię przestrzegałem przed sobą. Po prostu kłamstwo i zdrada
to moja druga natura. Wypędzili mnie z klanu i tak egzystowałem. Do czasu, aż
poznałem ciebie. Teraz z tobą będę szedł przez życie.
- Tak masz
rację, tylko pamiętaj najpóźniejszy termin to sierpień- przypomniałam unosząc
palec do góry.
Najpóźniej będę wampirzycą za
miesiąc. Nie ustalaliśmy jeszcze gdzie to się stanie.
Nawet nie bałam się bólu, bo
najgorszy już za mną. Fizyczny nie jest tak uciążliwy jak psychiczny.
Wytrzymam.
- Tak wiem nie
chcesz skończyć 20lat. Tak? – zapytał mrużąc oczy.
- Tak –
potwierdziłam. Miałam na zawsze mieć dziewiętnaście lat. Moje plany obejmowały
osiemnaście, więc jeszcze dziewiętnaście przełknę.
Zasunęłam gotową torbę i wzięłam do
ręki, jednak Christopher wydarł mi ją z niej i zaniósł do swojego samochodu.
Zaśmiałam się i uprzednio upewniając
się, że zamknęłam drzwi na klucz wyszłam z domu.
Christopher tym razem nie pojedzie
ze mną do Forks, chcę się sama z tym uporać. Z pożegnaniem. Miał mnie tylko
zawieść na lotnisko i odebrać.
Nie poznałam tu nikogo fajnego. Mój
związek z Chrisem od początku był źle interpretowany przez otoczenie. Brano nas
za parę. Tak nie było i nie jest. Kocham go jak brata, jak przyjaciela i
towarzysza. On również. Kochamy kogoś innego i obydwoje cierpimy.
Bratnie dusze się odnalazły.
Zaśmiałam się.
- Belle, nie
wytrzymam tego tygodnia – odezwał się w końcu podając mi bilet na samolot, tuż
przy stanowisku odprawy. Christopher okazał się bardzo twórczy literacko i
wymyślił wiele kombinacji z moim imieniem: Belladonna, Bell, Belle Belisima,
Isabell, Bells i Bellita.
- Nie
przesadzaj to tylko tydzień. Odwiedzę Charliego i Jacoba. Pożegnam się z nimi i
zmienisz mnie w wampira. To tylko tydzień… - przypomniałam cicho żeby nikt nie
usłyszał.
Faktem jest, że jeśli nie ma
któregoś obok siebie a jest to tylko najwyżej godzina, wariujemy. Po prostu nie
wytrzymujemy bez siebie.
- To aż
tydzień. Ja nie wytrzymuję bez ciebie dłużej niż 15 minut – jęknął. Ludzie z
tyłu popatrzyli się z współczuciem, a jedni jęknęli „ach ci zakochani”.
Zaśmiałam się cicho. Nawet mi nie
przeszkadzało mylne interpretowanie faktów przez innych. Jeśli chcą mogą nas
brać za parę, mi to nie przeszkadza, Chrisowi również.
Christopher pocałował mnie w policzek
i uśmiechnął się smutno, a ja przeszłam przez stanowisko odprawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz