Nie
to niemożliwe! To musi byś jakiś bardzo, bardzo zły sen! Jak to możliwe, że
Bella nie żyje? Jak? Na pewno to tylko koszmar, z którego nie mogę się obudzić.
Nie
mogłem w to uwierzyć. To, że znaleziono jej krew, włosy, paznokcie w lesie
i, że nie można znaleźć jej ciała o niczym nie świadczy, przecież.
Tak
na serio, to wszystko wyjaśnia. Nie żyje.
Christopher
miał ją pilnować. Fakt, jego krew też znaleziono. Ale wampira zabić? To jest
coś. Pewnie jakiś przedstawiciel jego rasy, go zabił i spalił, żeby nie było
śladów. Na pewno tak samo zrobił z Bellą. Wypił jej krew i spalił. Tylko jaki
wampir?
Dowiem
się i zabiję tą pijawkę. Postanowione.
Skończyłem
swoje rozmyślania, bo wylądowałem w Dartmouth. Była połowa sierpnia. Jeszcze
piętnaście dni i przekroczę próg college, ale najpierw znajdę tą pijawkę.
Wyrównam rachunki. Wysiadłem z samolotu i udałem się taksówką
prosto do wynajętego pokoju. Rzuciłem przed wejściem swój bagaż i pędem
pogoniłem do lasu. Po około pięciu minutach błądzenia znalazłem polankę gdzie
znaleziono krew Belli i Christophera .Powąchałem wszystko. Wyczułem zapachy
Belli i Chrisa i jeszcze kogoś. Wampira.
Czyli
to wampir ich zabił. Wiedziałem. Prychnąłem. Znajdę go.
Wyszedłem
z lasu i udałem się do miasta. Przechodziłem po wielu ulicach, uliczkach,
parkach i nic. Żadnego śladu wampira, a uznałem, że musi się gdzieś tu kręcić,
bo zechce się pożywić krwią ludzi. Wcale nie czuje tego czegoś, ale na
pewno tu jest. Sam nie wiedziałem czemu
byłem, aż tak pewny, nie wiedziałem.
W
pewnej chwili minąłem jakiś drogi butik i poczułem znajomy zapach. Głównie
zapach wampira, ale był skutecznie maskowany przez róże, fiołki, konwalie i
inne cudowne kwiaty. Znam tylko jedną osobę, która tak pachnie. Wtedy przed
oczami mignęły mi długie, kręcone i czekoladowe włosy .Zapach stawał się
mocniejszy. Przyglądnąłem się tej postaci. Była nieziemsko piękna. Każdy facet
się na nią gapił, a ona udawała, że nie widzi. Była obładowana torbami ze
sklepów. Chodziła z niewiarygodną gracją sto razy lepiej niż baletnica. Na
pewno to ona. Na pewno to Ginny. Ginny Cullen. Ale zaraz, co tu robi jedna z
Cullenów? Owszem nigdy nie mieszkała z Cullenami, tylko wpadała na
weekendy raz na miesiąc. Czyżby mieszkali tu Cullenowie? Dziwne. Dla niej
to za małe miasto, żeby tu mieszkała. Ona potrzebuje markowych sklepów, dobrych
imprez i musi być w centrum uwagi, a tu? Nie ma nic. Muszę to sprawdzić.
Owszem
jest jedynym wampirem na świecie ,którego lubię. Traktuje jak przyjaciółkę.
Ale sprawdzę co tu robi. To nie może być przypadek, że jest jedna z
Cullenów w tym samym mieście co Bella umarła.
A
czemu mnie nie poczuła, nie zauważyła? Przecież, wampiry wyczuwają takie
zapachy. Włącza się samoobrona przed naturalnym wrogiem - wilkołakami. Może
jest strasznie zajęta?
Właśnie
wkładała pakunki do swojego luksusowego mercedesa . Postanowiłem za nią pobiec.
Ruszyła wolno. Jechała około pół godziny i w końcu zwolniła, ja cały czas
dotrzymywałem jej kroku i za nią nadążałem. Minęła granicę miasta: Bayview.
Co
Ginny robi w Bayview?
Po
około dwóch minutach skręciła w dróżkę prowadzącą na jakąś górkę.
Zwolniłem swój bieg. Po chwili minutach zobaczyłem jak skręca i parkuje.
Zatrzymałem się, żeby mnie nie zobaczyła. Wypakowała pakunki z bagażnika i
usłyszałem trzask drzwi.
Po
około piętnastu minutach postanowiłem wyjść i zobaczyć, co tam jest. Po chwili
moim oczom ukazała się przepiękna willa . Zaparło mi dech piersiach. Dokładnie
dwa metry przede mną znajdował się duży, kwadratowy basen, w około którego były
porozstawiane leżaki, a na jednym nawet jakieś książki i okulary
przeciwsłoneczne. Tuż za basenem, niemal stykającym się z tarasem, stałą biała
fasada budynku. Dom jednopiętrowy z ogromnymi balkonami i oknami, co było
najnowszym trendem w tym roku. Nie żebym się interesował czy coś. Wszedłem
ostrożnie na wyłożoną malutkimi kamieniami drużkę, do drzwi i powolutku szedłem
podziwiając wszystko. Wyczułem zapach Ginny mocny i był wszędzie, ale był
też drugi, znany mi. To zapach Christophera! Byłem pewien za dużo czasu z nim
spędziłem. Przecież on nie żyje. Co to ma znaczyć?
Nagle
będąc pod oknem coś usłyszałem:
- Ginny, było coś ciekawego w Dartmouth? – zapytał
jakby od niechcenia jakiś głos.
- Nie Chris, ludzie dalej myślą, że nie żyjecie
–odpowiedziała mu wesołych tonem Ginny.
- To dobrze, a co tam kupiłaś?
- Byłam w różnych sklepach, kupiłam parę ciuchów dla
siebie i byłam też….
Przestałem
słuchać. Jednak on żyje, a skoro on.. to może.... a przecież powiedziała
"nie żyjecie" liczba mnoga....Postanowiłem się dowiedzieć co tu się
dzieje. Podszedłem do drzwi, cudem unikają zderzenia z fontanną , która
jakby z trawy wyrosła i zadzwoniłem dzwonkiem. Nie czekałam długo.
Otworzyła mi dobrze znana czekoladowa piękność.
- Yyy.. Jacob,… co …ty…..t.tu robisz? – jąkała się.
Szok malował się na jej twarzy. Każdego się spodziewała tylko nie mnie.
- Cześć Ginny, co mi się tu nie zgadza: słyszałem i
czuje Christophera. A z tego, co wiem to on nie żyje…- powiedziałem upartym i
stanowczym tonem. Postanowiłem od razu przejść do rzeczy.
- Ehm Jacob, to nie jest najlepszy moment…. –
zmieszała się- Nie moglibyśmy przełożyć tego na później? - zapytała robią swoje
śliczne oczka. Znałem je na pamięć, ale tym razem nic z tego, chcę wiedzieć.
- Jacob?- usłyszałem cichy ochrypnięty głos, jakby
znajomy ale....
- Spokojnie Ginny się tym zajmie – odparł
zdenerwowanym Chris. Tak on.
- Ale dlaczego? – wykłócał się jakiś głos – Czy przed
Jacobem też mamy utrzymywać to w tajemnicy? A niby, po co? Obiecałeś mi, że mu
kiedyś powiemy…
Co
raz bardziej mi się zdawało, że to Bella, ale to nie możliwe, a może?
- Ale…. – jęknął Christopher.
- Jacob, proszę wejdź !– rozległ się głos z salonu.
- Przepraszam – powiedziałem uprzejmie do Ginny.
Przepuściła
mnie i zamknęła drzwi. Poszła pierwsza prowadząc mnie, nie miałem jakoś chęci
żeby przyglądać się wnętrzu domu. Chciałem tylko wszytko wyjaśnić. Ginny w
pewnym momencie się zatrzymała rozejrzałem się dookoła i stwierdziłem, ze
jesteśmy w salonie. Na fotelu siedział Christopher i gapił się w telewizor. Tak
ten Christopher. Żyje. Ginny prześliznęła się koło mnie i podeszła z
niewiarygodną gracją ku sofie. Dostrzegłem ją w tym samym momencie, w którym
poczułem jej znajomy zapach. To była Bella. Tak Bella. Leżała zwinięta w
kłębek z rękami wokół kolan, zasłonięta przez koc. Przez dłuższą chwilę
nie docierało do mnie nic innego prócz tego, że to była Bella. Pomyślałem, że
to chyba tylko piękny sen, z którego zaraz się obudzę.
- Och, Jacob! Tak się cieszę, że cię widzę! –
wychrypiała Bella
- Yyy Bella nie mogę w to uwierzyć- tylko tyle
zdołałam wykrztusić.
- Ginny…. – nie musiała kończyć, czekoladowa piękność
wstała wzięła miskę i podstawiła jej pod brodę. Bella zaczęła głośno
wymiotować. Kiedy doszła już do siebie, uśmiechnęła się blado.
- Przepraszam, że musisz to oglądać
- Bella, co z tobą?- spytałem patrząc w jej brązowe
oczy.
Ginny
wyszła z salonu. Usiadłem na kanapie przy Belli. Wiozłem ją za rękę. Była
lodowata.
- Wszystko w porządku ?– zapytałem
- Jak mnie znalazłeś?- zręcznie zmieniła temat.
- Bella powiesz mi, co ci jest?
Zamiast
odpowiedzi rozejrzała się po salonie i odwróciła się w stronę do Chrisa.
- Christopher, pomożesz mi wstać?
- A może lepiej nie wstawaj, co? Zakręci ci się w głowie
… - pokręcił głową Chris i dalej usilnie wpatrywał się w telewizor. Wyglądał na
wkurzonego i obojętnego.
- Nie nie – zaprotestowałem – leż sobie, leż.
- Chris. Proszę. Odpowiadam na twoje pytanie –
warknęła do mnie.
Christopher
ostrożnie pomógł jej wstać. Koc, którym się okrywała opadł na ziemię. Jej,
tułów był straszliwie zdeformowany, spuchnięty niczym balon. Tunika, którą
miała na sobie ledwo mieściła ten brzuch. Widziałem już, co widzę, ale nadal
nie mogłem w to uwierzyć. Rozmawiałem, z Bellą półtora miesiąca wcześniej. Nie
mogła być już w ciąży. A zwłaszcza w tak zaawansowanie ciąży. Tyle, że była.
- Bella, połóż się. Już – rozkazała Ginny, która
zmaterializowała się tuż przy niej.
Mój
wzrok przeniósł się na Christophera, który powoli pomagał położyć sie Belli,
ale ciągle z obojętnością patrzył w telewizor.
- Nie patrz tak na mnie. To nie moje!!!– zbulwersował
się, czując mój wzrok na nim. Prychnął i rzucił się na fotel po czym ignorując
wszystko i wszystkich wrócił do oglądanie telewizora.
- To ja nic nie rozumiem!- poddałem się. Jedynym
mężczyzną kręcącym się wokół Belli był Chris choć to by było niemożliwe, żeby
była w ciąży z wampirem, ale z drugiej strony była w zaawansowanej ciąży, a nie
było to możliwe. Widziałem ją półtora miesiąca temu. Zauważyłbym coś jakby
miała coś w brzuchu.
- Wyjaśnię ci – powiedziała Bella leżąc już na kanapie
- Nie, ja mu wyjaśnię – zaprotestowała Ginny i
wskazała ruchem głowy kanapę na wprost Belli, odmówiłem, wolałem postać. -
Więc, musiałam sfabrykować jej śmierć, bo się uparła że chce to dziecko
-Znowu zaczynasz? – syknęła Bella do Ginny
- Ja? - pisnęła Ginny- Jacob chodź lepiej do ogrodu, nie
chce jej denerwować.
- Dobrze – odpowiedziałem
Ginny poszła pierwsza i wyszła przez drzwi balkonowe
do przepięknego ogrodu Szliśmy chwilę. Nie odzywała się. Najwyraźniej chciała
ujść chwilę, żeby Bella jej nie słyszała.
- Ginny …. Czyje to dziecko??? –zapytałem. wprost
- Yyy – zawahała się – na pewno chcesz widzieć?
- Tak
Zatrzymała się nad małym oczkiem wodnym i usiadła na
bujanej kanapie, poszedłem w jej ślady.
- …E… Edwarda
- Co?? - krzyknąłem i wstałem gwałtownie, żeby
spojrzeć w jej oczy. Edwarda? Przecież nie widziałem go od ponad roku, zostawił
Bellę i nigdy nie wrócił to jak to możliwe, żeby ona była z nim w ciąży? Ale z
resztą zawsze wiedziałem, że ten drań ją kiedyś zamorduje.
- Ale jak to? - warknąłem
Ginny popatrzała na mnie jak na idiotę, już myślałem,
że będzie mi tłumaczyć skąd się dzieci biorą.
- Normalnie.
- Ale to wampir - krzyknąłem.
Wampiry się nie rozmnażają. Nie. Bella nie może być w
ciąży z wampirem, to nie możliwe! I to jeszcze z Edwardem! Gdyby to chociaż był
Christopher...
- Cóż to dziwne ale prawdziwe... - jęknęła odwracając
głowę. Przegryzła wargi i podeszła do oczka wodnego.
Nagle przypomniałem sobie okropny wygląd Bell, jej
wychudzoną twarz, zdeformowane ciało i te wymioty. Wyglądała jak śmierć, albo i
gorzej.
- To coś ją zabija?
- Tak i nie – powiedziała najnaturalniej jak umiała,
lecz nie potrafiła.
- A wy, co?- oburzyłem się
- Chris się na nią śmiertelnie obraził, a ja nie
zrobię nic, na co mi Bella nie pozwoli - powiedziała bardzo spokojnie dotykając
ręką tafli oczka wodnego.
- A Cullenowie? - prychnąłem. Skoro oni są wszystkiemu
winni, to powinni coś zrobić.
- Nic nie wiedzą, Bella mi nie pozwala im
powiedzieć
- Super, normalnie odjazd –powiedziałem z ironią
- Nie mogę nic zrobić. - jęknęła. Chyba też nie
podobał jej się ten pomysł z zatrzymaniem dziecka, choć sama jest matką, ale
urodziła ludzkie dziecko, a nie jakiegoś potwora jak Bella, który ją jeszcze na
dokładkę zabije. - Jacob możesz tu przyjeżdżać jak często zechcesz, ale błagam
nie wydaj nas. Nikt nie może wiedzieć, że Bella żyje.
- Mówiłem ci to już, ale jesteś inna niż te wszystkie
pijawki. Przecież wy nie cierpicie wilkołaków
- Cóż zawsze cię lubiłam a w ogóle Bella bardzo cię
kocha.
Tak. Tyle, że nie taką miłością co trzeba.
Przynajmniej ja bym jej nie zabił, nie to co Edward.
- A z tego Bella wyjdzie cała?
- Właśnie Bella chce urodzić i później żeby nie umrzeć
stać się wampirzycą - widocznie się zmieszał jakby czuła, że zaraz zaatakuje -
To jedyne wyjście, dziecko codziennie łamie jej żebra i kości
- Aaa - zdołałem tylko tyle wytłuścić. To coś w niej
nie dość, że ją zabija to jeszcze nie chce tego usunąć.
- Mógłbyś z nią pogadać? Może ciebie posłucha i zmieni
zdanie - powiedział z nadzieją Gnny
-Co to da?
- Teraz jeszcze mogę wyciągnąć dziecko
No tak w końcu pani doktor się kłania. Za pewne ona
trzyma rękę na pulsie, żeby Bella nie umarła.
- Acha to pogadam - zorientowałem się, że jest już
ciemno - Przepraszam Ginny, ale muszę już wracać. Mogę przyjechać jutro?
- Jasne przecież mówiłam, jak chcesz to możesz tu
nawet zamieszkać - uśmiechnięta się serdecznie.
- Naprawdę?
- Jasne, Bella byłaby wniebowzięta
- Super przyjadę jutro z rzeczami, dzięki, będę ją
miał na oku - powiedziałem bez whania przytuliłem ja. śmierdziała jak pijawka,
ale miała na sobie chyba z litr kwiatowych perfum, to jakoś przeżyłem.
- Nie ma, za co - uśmiechnęła się Ginny
- Idę pożegnać się,z Bellą, dzięki i pa
Zostawiłem
ją w ogródku nad stawem i poszedłem do ich domu. Gdy wszedłem do salonu Bella
leżała na kanapie i oglądała telewizje. Wyglądała lepiej. Dużo lepiej.
Powitała mnie uśmiechem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz