niedziela, 14 października 2012

VI. To nie moje!



       
               Nie to niemożliwe! To musi byś jakiś bardzo, bardzo zły sen! Jak to możliwe, że Bella nie żyje? Jak? Na pewno to tylko koszmar, z którego nie mogę się obudzić.
            Nie mogłem w to uwierzyć. To, że znaleziono jej krew, włosy, paznokcie w lesie i, że nie można znaleźć jej ciała o niczym nie świadczy, przecież.
            Tak na serio, to wszystko wyjaśnia. Nie żyje.
            Christopher miał ją pilnować. Fakt, jego krew też znaleziono. Ale wampira zabić? To jest coś. Pewnie jakiś przedstawiciel jego rasy, go zabił i spalił, żeby nie było śladów. Na pewno tak samo zrobił z Bellą. Wypił jej krew i spalił. Tylko jaki wampir?
            Dowiem się i zabiję tą pijawkę. Postanowione.
            Skończyłem swoje rozmyślania, bo wylądowałem w Dartmouth. Była połowa sierpnia. Jeszcze piętnaście dni i przekroczę próg college, ale najpierw znajdę tą pijawkę. Wyrównam rachunki.  Wysiadłem z samolotu i udałem się taksówką  prosto do wynajętego pokoju. Rzuciłem przed wejściem swój bagaż i pędem pogoniłem do lasu. Po około pięciu minutach błądzenia znalazłem polankę gdzie znaleziono krew Belli i Christophera .Powąchałem wszystko. Wyczułem zapachy Belli i Chrisa i jeszcze kogoś.       Wampira.
            Czyli to wampir ich zabił. Wiedziałem. Prychnąłem. Znajdę go.
            Wyszedłem z lasu i udałem się do miasta. Przechodziłem po wielu ulicach, uliczkach, parkach i nic. Żadnego śladu wampira, a uznałem, że musi się gdzieś tu kręcić, bo zechce się pożywić krwią ludzi. Wcale nie czuje tego czegoś,  ale na pewno tu jest.   Sam nie wiedziałem czemu byłem, aż tak pewny, nie wiedziałem. 
            W pewnej chwili minąłem jakiś drogi butik i poczułem znajomy zapach. Głównie zapach wampira, ale był skutecznie maskowany przez róże, fiołki, konwalie i inne cudowne kwiaty. Znam tylko jedną osobę, która tak pachnie. Wtedy przed oczami mignęły mi długie, kręcone i czekoladowe włosy .Zapach stawał się mocniejszy. Przyglądnąłem się tej postaci. Była nieziemsko piękna. Każdy facet się na nią gapił, a ona udawała, że nie widzi. Była obładowana torbami ze sklepów. Chodziła z niewiarygodną gracją sto razy lepiej niż baletnica. Na pewno to ona. Na pewno to Ginny. Ginny Cullen. Ale zaraz, co tu robi jedna z Cullenów?  Owszem nigdy nie mieszkała z Cullenami, tylko wpadała na weekendy raz na miesiąc. Czyżby mieszkali tu Cullenowie?  Dziwne. Dla niej to za małe miasto, żeby tu mieszkała. Ona potrzebuje markowych sklepów, dobrych imprez i musi być w centrum uwagi, a tu? Nie ma nic. Muszę to sprawdzić.
            Owszem jest jedynym wampirem na świecie ,którego lubię. Traktuje jak przyjaciółkę. Ale  sprawdzę co tu robi. To nie może być przypadek, że jest jedna z Cullenów w tym samym mieście co Bella umarła.
            A czemu mnie nie poczuła, nie zauważyła?  Przecież, wampiry wyczuwają takie zapachy. Włącza się samoobrona przed naturalnym wrogiem - wilkołakami. Może jest strasznie zajęta?
            Właśnie wkładała pakunki do swojego luksusowego mercedesa . Postanowiłem za nią pobiec. Ruszyła wolno. Jechała około pół godziny i w końcu zwolniła, ja cały czas dotrzymywałem jej kroku i za nią nadążałem. Minęła granicę miasta: Bayview. 
            Co Ginny robi w Bayview?
            Po około dwóch minutach skręciła w dróżkę prowadzącą na jakąś górkę.  Zwolniłem swój bieg. Po chwili minutach  zobaczyłem jak skręca i parkuje. Zatrzymałem się, żeby mnie nie zobaczyła. Wypakowała pakunki z bagażnika i usłyszałem trzask drzwi.
            Po około piętnastu minutach postanowiłem wyjść i zobaczyć, co tam jest. Po chwili moim oczom ukazała się przepiękna willa . Zaparło mi dech piersiach. Dokładnie dwa metry przede mną znajdował się duży, kwadratowy basen, w około którego były porozstawiane leżaki, a na jednym nawet jakieś książki i okulary przeciwsłoneczne. Tuż za basenem, niemal stykającym się z tarasem, stałą biała fasada budynku. Dom jednopiętrowy z ogromnymi balkonami i oknami, co było najnowszym trendem w tym roku. Nie żebym się interesował czy coś. Wszedłem ostrożnie na wyłożoną malutkimi kamieniami drużkę, do drzwi i powolutku szedłem podziwiając wszystko. Wyczułem zapach Ginny mocny i był wszędzie, ale był też drugi, znany mi. To zapach Christophera! Byłem pewien za dużo czasu z nim spędziłem. Przecież on nie żyje. Co to ma znaczyć?
            Nagle będąc pod oknem coś usłyszałem:
- Ginny, było coś ciekawego w Dartmouth? – zapytał jakby od niechcenia jakiś głos.
- Nie Chris, ludzie dalej myślą, że nie żyjecie –odpowiedziała mu wesołych tonem Ginny.
- To dobrze, a co tam kupiłaś?
- Byłam w różnych sklepach, kupiłam parę ciuchów dla siebie i byłam też….
            Przestałem słuchać. Jednak on żyje, a skoro on.. to może.... a przecież powiedziała "nie żyjecie" liczba mnoga....Postanowiłem się dowiedzieć co tu się dzieje. Podszedłem do drzwi, cudem unikają  zderzenia z fontanną , która jakby z trawy wyrosła i zadzwoniłem dzwonkiem. Nie czekałam długo. Otworzyła mi dobrze znana czekoladowa piękność.
- Yyy.. Jacob,… co …ty…..t.tu robisz? – jąkała się. Szok malował się na jej twarzy. Każdego się spodziewała tylko nie mnie.
- Cześć Ginny, co mi się tu nie zgadza: słyszałem i czuje Christophera. A z tego, co wiem to on nie żyje…- powiedziałem upartym i stanowczym tonem. Postanowiłem od razu przejść do rzeczy.
- Ehm Jacob, to nie jest najlepszy moment…. – zmieszała się- Nie moglibyśmy przełożyć tego na później? - zapytała robią swoje śliczne oczka. Znałem je na pamięć, ale tym razem nic z tego, chcę wiedzieć.
- Jacob?- usłyszałem cichy ochrypnięty głos, jakby znajomy ale....
- Spokojnie Ginny się tym zajmie – odparł zdenerwowanym Chris. Tak on.
- Ale dlaczego? – wykłócał się jakiś głos – Czy przed Jacobem też mamy utrzymywać to w tajemnicy? A niby, po co? Obiecałeś mi, że mu kiedyś powiemy…
            Co raz bardziej mi się zdawało, że to Bella, ale to nie możliwe, a może?
- Ale…. – jęknął Christopher.
- Jacob, proszę wejdź !– rozległ się głos z salonu.
- Przepraszam – powiedziałem uprzejmie do Ginny.
            Przepuściła mnie i zamknęła drzwi. Poszła pierwsza prowadząc mnie, nie miałem jakoś chęci żeby przyglądać się wnętrzu domu. Chciałem tylko wszytko wyjaśnić. Ginny w pewnym momencie się zatrzymała rozejrzałem się dookoła i stwierdziłem, ze jesteśmy w salonie. Na fotelu siedział Christopher i gapił się w telewizor. Tak ten Christopher. Żyje. Ginny prześliznęła się koło mnie i podeszła z niewiarygodną gracją ku sofie. Dostrzegłem ją w tym samym momencie, w którym poczułem jej znajomy zapach.  To była Bella. Tak Bella. Leżała zwinięta w kłębek z rękami wokół kolan, zasłonięta przez koc.  Przez dłuższą chwilę nie docierało do mnie nic innego prócz tego, że to była Bella. Pomyślałem, że to chyba tylko piękny sen, z którego zaraz się obudzę.
- Och, Jacob! Tak się cieszę, że cię widzę! – wychrypiała Bella
- Yyy Bella nie mogę w to uwierzyć- tylko tyle zdołałam wykrztusić.
- Ginny…. – nie musiała kończyć, czekoladowa piękność wstała wzięła miskę i podstawiła jej pod brodę. Bella zaczęła głośno wymiotować.  Kiedy doszła już do siebie, uśmiechnęła się blado.
- Przepraszam, że musisz to oglądać
- Bella, co z tobą?- spytałem patrząc w jej brązowe oczy.
            Ginny wyszła z salonu. Usiadłem na kanapie przy Belli. Wiozłem ją za rękę. Była lodowata.
- Wszystko w porządku ?– zapytałem
- Jak mnie znalazłeś?-  zręcznie zmieniła temat.
- Bella powiesz mi, co ci jest?
            Zamiast odpowiedzi rozejrzała się po salonie i odwróciła się w stronę do Chrisa.
- Christopher, pomożesz mi wstać?
- A może lepiej nie wstawaj, co? Zakręci ci się w głowie … - pokręcił głową Chris i dalej usilnie wpatrywał się w telewizor. Wyglądał na wkurzonego i obojętnego.
- Nie nie – zaprotestowałem – leż sobie, leż.
- Chris. Proszę. Odpowiadam na twoje pytanie – warknęła do mnie.
            Christopher ostrożnie pomógł jej wstać. Koc, którym się okrywała opadł na ziemię. Jej, tułów był straszliwie zdeformowany, spuchnięty niczym balon. Tunika, którą miała na sobie ledwo mieściła ten brzuch. Widziałem już, co widzę, ale nadal nie mogłem w to uwierzyć. Rozmawiałem, z Bellą półtora miesiąca wcześniej. Nie mogła być już w ciąży. A zwłaszcza w tak zaawansowanie ciąży. Tyle, że była.
- Bella, połóż się. Już – rozkazała Ginny, która zmaterializowała się tuż przy niej.
            Mój wzrok przeniósł się na Christophera, który powoli pomagał położyć sie Belli, ale ciągle z obojętnością patrzył w telewizor.
- Nie patrz tak na mnie. To nie moje!!!– zbulwersował się, czując mój wzrok na nim. Prychnął i rzucił się na fotel po czym ignorując wszystko i wszystkich wrócił do oglądanie telewizora.
- To ja nic nie rozumiem!- poddałem się. Jedynym mężczyzną kręcącym się wokół Belli był Chris choć to by było niemożliwe, żeby była w ciąży z wampirem, ale z drugiej strony była w zaawansowanej ciąży, a nie było to możliwe. Widziałem ją półtora miesiąca temu. Zauważyłbym coś jakby miała coś w brzuchu.
- Wyjaśnię ci – powiedziała Bella leżąc już na kanapie
- Nie, ja mu wyjaśnię – zaprotestowała Ginny i wskazała ruchem głowy kanapę na wprost Belli, odmówiłem, wolałem postać. - Więc,  musiałam sfabrykować jej śmierć, bo się uparła że chce to dziecko
-Znowu zaczynasz? – syknęła Bella do Ginny
- Ja? - pisnęła Ginny- Jacob chodź lepiej do ogrodu, nie chce jej denerwować.
- Dobrze – odpowiedziałem
Ginny poszła pierwsza i wyszła przez drzwi balkonowe do przepięknego ogrodu Szliśmy chwilę. Nie odzywała się. Najwyraźniej chciała ujść chwilę, żeby Bella jej nie słyszała.
- Ginny …. Czyje to dziecko??? –zapytałem. wprost
- Yyy – zawahała się – na pewno chcesz widzieć?
- Tak
Zatrzymała się nad małym oczkiem wodnym i usiadła na bujanej kanapie, poszedłem w jej ślady.
- …E… Edwarda
- Co?? - krzyknąłem i wstałem gwałtownie, żeby spojrzeć w jej oczy. Edwarda? Przecież nie widziałem go od ponad roku, zostawił Bellę i nigdy nie wrócił to jak to możliwe, żeby ona była z nim w ciąży? Ale z resztą zawsze wiedziałem, że ten drań ją kiedyś zamorduje.
- Ale jak to? - warknąłem
Ginny popatrzała na mnie jak na idiotę, już myślałem, że będzie mi tłumaczyć skąd się dzieci biorą.
- Normalnie.
- Ale to wampir - krzyknąłem.
Wampiry się nie rozmnażają. Nie. Bella nie może być w ciąży z wampirem, to nie możliwe! I to jeszcze z Edwardem! Gdyby to chociaż był Christopher...
- Cóż to dziwne ale prawdziwe... - jęknęła odwracając głowę. Przegryzła wargi i podeszła do oczka wodnego.
Nagle przypomniałem sobie okropny wygląd Bell, jej wychudzoną twarz, zdeformowane ciało i te wymioty. Wyglądała jak śmierć, albo i gorzej.
- To coś ją zabija?
- Tak i nie – powiedziała najnaturalniej jak umiała, lecz  nie potrafiła.
 - A wy, co?- oburzyłem się
- Chris się na nią śmiertelnie obraził, a ja nie zrobię nic, na co mi Bella nie pozwoli - powiedziała bardzo spokojnie dotykając ręką tafli oczka wodnego.
- A Cullenowie? - prychnąłem. Skoro oni są wszystkiemu winni, to powinni coś zrobić.
 - Nic nie wiedzą, Bella mi nie pozwala im powiedzieć
- Super, normalnie odjazd –powiedziałem z ironią
- Nie mogę nic zrobić. - jęknęła. Chyba też nie podobał jej się ten pomysł z zatrzymaniem dziecka, choć sama jest matką, ale urodziła ludzkie dziecko, a nie jakiegoś potwora jak Bella, który ją jeszcze na dokładkę zabije. - Jacob możesz tu przyjeżdżać jak często zechcesz, ale błagam nie wydaj nas. Nikt nie może wiedzieć, że Bella żyje.
- Mówiłem ci to już, ale jesteś inna niż te wszystkie pijawki. Przecież wy nie cierpicie wilkołaków
- Cóż zawsze cię lubiłam a w ogóle Bella bardzo cię kocha.
Tak. Tyle, że nie taką miłością co trzeba. Przynajmniej ja bym jej nie zabił, nie to co Edward.
- A z tego Bella wyjdzie cała?
- Właśnie Bella chce urodzić i później żeby nie umrzeć stać się wampirzycą - widocznie się zmieszał jakby czuła, że zaraz zaatakuje - To jedyne wyjście, dziecko codziennie łamie jej żebra i kości
- Aaa - zdołałem tylko tyle wytłuścić. To coś w niej nie dość, że ją zabija to jeszcze nie chce tego usunąć.
- Mógłbyś z nią pogadać? Może ciebie posłucha i zmieni zdanie - powiedział z nadzieją Gnny
-Co to da?
- Teraz jeszcze mogę wyciągnąć dziecko
No tak w końcu pani doktor się kłania. Za pewne ona trzyma rękę na pulsie, żeby Bella nie umarła.
- Acha to pogadam - zorientowałem się, że jest już ciemno - Przepraszam Ginny, ale muszę już wracać. Mogę przyjechać jutro?
- Jasne przecież mówiłam, jak chcesz to możesz tu nawet zamieszkać - uśmiechnięta się serdecznie. 
- Naprawdę?
- Jasne, Bella byłaby wniebowzięta
- Super przyjadę jutro z rzeczami, dzięki, będę ją miał na oku - powiedziałem bez whania przytuliłem ja. śmierdziała jak pijawka, ale miała na sobie chyba z litr kwiatowych perfum, to jakoś przeżyłem.
- Nie ma, za co - uśmiechnęła się Ginny
- Idę pożegnać się,z Bellą, dzięki i pa
            Zostawiłem ją w ogródku nad stawem i poszedłem do ich domu. Gdy wszedłem do salonu Bella leżała na kanapie i oglądała telewizje. Wyglądała lepiej. Dużo lepiej.  Powitała mnie uśmiechem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz