Siedziałam na schodach, w ogromny
zamku i zastanawiałam się nad słowami tego durnia Chrisa:
„I tak jutro nie będziesz miała wyboru” - powiedział Chris i ulotnił się z pokoju szybciej niż ja
zdołałam cokolwiek powiedzieć.
Jak ja go nie
cierpię. Zawsze tajemniczy, działający na nerwy wampirrr. Coś zacznie mówić ale
nie dokończy. I jeszcze ten jego uśmieszek.
Westchnęłam, ale cóż żyć beż niego
nie mogę. Pomijając jego wady, których jest sporo, to jest kochany, pomocny i pozwala
robić po mojemu. Jak to on określił? "Szanuje
twoje decyzje ale to nie jest jednoznaczne, że się z nimi zgadzam czy
popieram" Ale życie bez niego byłoby do kitu.
Znając pomysły Chrisa, a raczej jak
on to określił : „ Sytuacje
bez wyjścia” wolałam się przygotować. Ubrała
krótką, czarną, przepasaną w pasie zieloną wstążką (kolor klanu) sukienkę
i wysokie zielone szpilki. No i przede wszystkim ubrałam blond perukę. Na
wszelki wypadek. Zeszłam do holu i usiadłam w jednej z sof czekając na
realizacje planu Chrisa.
Ginny wyszła na balkon przy
rozwidleniu schodów i zawołała mnie. Podeszłam do niej i zobaczyłam, że miała
smutną zatroskaną twarz. Z reguły na jej bladej twarzy gości szeroki uśmiech
którym zarażą. Coś się musiało stać.
- Ginny... - zaczęłam
z troską ale mi przerwała.
- Zaraz zobaczysz -
odpowiedziała i wbiła wzrok otwierające się powoli drzwi wejściowe. Wzięła
głęboki oddech i powiedziała bardo cicho, niemal niesłyszalnie. - Zobacz, kogo
Morgan zaprosił do naszego zamku...
Już miałam patrzyć gdy zobaczyłam
jak Morgan wchodzi do salony ubrany niemal tak elegancko jakby miał jechać na
przyjęcie. Klasnął w dłonie i z uśmiechem powiedział:
- Witam was w moim
zamku.
Zabawne jak bardzo mi przypominał
Aro Volturi. Uśmiech, ręce złożone i ta uprzejmość. Różnica między nim była, że
jeden robił to fałszywie, a drugi prawdziwe, ale który to który zależało od
sytuacji.
Morgi uścisnął dłoń poważnemu, z
blond włosami i jakby znajomego mi wampira, a kobiecie stającej obok z długimi
falowanymi brązowymi włosami, również jakby znajomej pocałował rękę.
Boże... przymknęłam oczy i stanął mi
obraz jak E... zaprowadził mnie, żebym poznała jego rodziców. Otworzyłam oczy i
odwróciłam się do Ginny, która nie miała lepszej ode mnie miny:
- Tak Bella, nie
jesteś ślepa ani nie cierpisz na urojenia – szepnęła Ginny.
Spojrzałam jeszcze raz w dół z
półprzymkniętymi powiekami. Nie miałam wątpliwości, że to Cullenowie. Pierwsza
z brzegu była Rosalie a obok Emmett. Dalej Alice z Jasperem. A w środku
na wprost Morgana, Carlisle i Esme. Na końcu Edward i ta dziewczyna z lasu….
Jednak jest jedną z Cullenów.
Boże. Co ja mam zrobić. Jak
podniosą głowę to... ale co oni tu robią. Morgan ... zabiję.
Proszę, tylko żeby nikt nie podnosił
głowy.
- Co jest dziewczyny?
Co takie ponure miny macie? – zapytała Aurora, która zmaterializowała się obok
Ginny
- Nie, nic mamy
gości. A dla nas to goście z przeszłości –odburknęła Ginny
Morgan kontynuował swoją szopkę:
- A oto i przyczyna
zamieszania w moim klanie i przyczyna zmartwień mojej siostry –powiedział
Morgan wskazując na tą małą dziewczynę. Oczywiście miał na myśli mnie. Ciekawe
czemu nie użył mojego imienia. Błagam cię Morgan nie używaj go.
- Oj nie przesadzaj
Morgan – odezwała się Bridget, która stałą obok niego.
- No dobrze,
zapraszam do salonu tam sobie porozmawiamy – powiedział Morgan i wskazał ręką
kierunek do salonu.
- No chyba, że
królowa ma coś do zakomunikowania – powiedział unosząc głowę w naszym kierunku.
Aaa. Spanikowałam. Oni zaraz na nas
popatrzą. Ginny posłała mu krzywe spojrzenie.
- Morgan nie błaznuj
i tak nie zejdzie –powiedziała Bridget
- No masz racje -
przyznał jej rację.
Bridget pierwsza ruszyła się do
salonu za nią Morgan i Cullenowie. Jednak ta mała została gapiąc się na obraz i
ani nie myślała się ruszyć. Nagle ktoś otworzył drzwi wejściowe. Na
moje nie szczęście była to Nessi.
- Ooo mamy gości –
powiedziała uśmiechnięta
- Dzień dobry –
powiedziała ta mała
- Cześć, jestem
Nessi. Nie wiem, co zrobiliście, ale nie przejmujcie się. Morgan nic wam nie
zrobi.
- Lillian, Nic nam
nie zrobi?
- Coś ty on lubi
sobie pogadać i poznawać nowe osoby. Nic więcej.
- Lillian–zawołała z
salonu chyba Esme
- Spokojnie Esme chyba
się zaprzyjaźniła z Nessi – powiedział Morgan do Esme
- Nessi na górę już –
zadarłam się, więc Lillian i Nessi podniosły głowy.
- Muszę iść–
powiedziała Lilly
- Ja też –odparła
Nessi
Lillian poszła do salonu a Nessi do
mnie.
- Co mamo? –zapytała,
gdy już była na górze.
- Czy ja nic nie
mówiłam o rozmawianiu z obcymi? – zapytałam
- Mamo, ona jest w
moim wieku. No i jestem w swoim domu
- No dobra.Idź już….
No i KONIECZNIE się umyj śmierdzisz
- Dobrze mamo –
powiedziała i poszła
- Ja też już idę – powiedziała
Aurora i też poszła
Za to ja i Ginny przysłuchiwaliśmy
się rozmowie dochodzącej z salonu.
- Więc, wkroczyliście
na nasze terytorium – powiedział Morgi
- Tak przepraszamy
Lilly jest jeszcze młoda i nie wie wielu rzeczy – powiedział chyba Carlisle
- Spokojnie
rozumiemy. Mieszkacie niedaleko? – zapytał Morgan
- Tak w Montpelier –
powiedziała chyba Esme
- To niedaleko,
spokojnie nie będziemy uprzykrzać wam życia – powiedział Morgi
- To dobrze –odparł
chyba Emmett
- Jak chce cie
to możecie tu zostać, ale jak musicie to nie wchodzicie na nasz teren. Czujemy
się bezpieczniej jak nikogo na nim nie ma.
- Rozumiemy to i to
się nigdy nie powtórzy – powiedział Carlisle
Nagle drzwi trzasnęły i wszedł
Christopher. Tragedia. Tylko jego tu brakowało.
- Jestem –wydarł się
od progu
- Bridget –zawołałam
- Idę –odpowiedziała
i weszła do holu – Chris tysiąc kroków od salonu
- Dlaczego?– zapytał
zdziwiony.
- Bo masz ochotę
kogoś zabić, ale nie masz pozwolenia – powiedziałam.
- A niech mnie to oni
są?
- Nie mów, że cię to
zdziwiło! – warknęłam gniewnie
- A ni trochę
Belisima – powiedział ironicznie
- Chris na górę –
zawołałam z Bridget.
- Idę –odparł.
Bridget wróciła do salonu a Chris
wywlókł się na górę.
- Polazł na górę – zakomunikowała
Bridget Morganowi
- Isabell musimy ich
stąd wywalić – powiedziała Ginny
- Ja się ty zajmę,idź
do siebie – odpowiedziałam
Ginny wyszła.
- Bridget chodź tu –
powiedziałam.
Bridget
natychmiastowo zmaterializował się koło mnie.
- Tak? – zapytała
- Niech sobie już
pójdą – poprosiłam ją
- Zobaczę,co się da
zrobić – odpowiedziała i poszła do salonu
Momentalnie Morgan wyszedł z solanu
razem z Cullenami.
- Więc…. –zaczął
Morgan, ale ja mu przerwałam
- Morgan zostaw ich w
spokoju – powiedziałam najsłodziej jak się dało
- Jak chcesz aniele –
odparł.
Wszyscy się odwrócili moją stronę.
Ja szybko zniknęłam za zakrętem.
- No, więc do
widzenia – powiedział Morgan
- Do widzenia –
odpowiedzieli i wyszli
-Christopher!!!!! –
wydarłam się najgłośniej jak umiałam. Na pewno w Quebec było mnie słychać a
może i nawet w Ottawie?
- Tak –powiedział
słodko
- Wiedziałeś? –
zapytałam z wściekłością
- Cóż mój dar –
odpowiedział
-Christopher zabiję
cię! – wydarłam się i zaczęłam go szukać
- O w końcu jakaś
rozrywka, ale przydałaby się Delia – powiedział Morgan z dołu
- Delia jest w Paryżu
– powiedziała Bridget.
- No to mamy
rozwalony zamek – stwierdził Morgi
- Tak- przytaknęła
Bridget
Tylko to usłyszała. A
później znalazłam Chrisa.
- Bells przestań –
poprosił Chris
- Ginny przenosimy
się o Wellingtonu – powiedziałam i przestałam gonić Chrisa
- Dobra. Luis, Chris,
Bella, Nessi i ja pakować się. Za 5 godzin mamy samolot – odpowiedziała Ginny
- No jazda Chris –
powiedziałam
- Dobra – odparł i
poszedł do siebie
- A ty Morgan, jeśli
jeszcze raz nie uzgodnisz ze mną, kogo zapraszasz do zamku to dostaniesz!–
pogroziłam
- Jasne-odpowiedział.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz