poniedziałek, 15 października 2012

XX. Jest twoja



             



            Sądziłem, a nawet byłem pewien, że dosłownie za sekundę, nawet za milisekundę dostanę w twarz, albo umrę niekoniecznie z ręki Belli. Wiedziałem, że to było ryzykowne zagranie, ale jednego byłem pewien, to był impuls, a nie przemyślana decyzja. Liczyłem, że brunetka będzie się wyrywać, czy może szarpać, nie wykluczałem bicia, a jednak… nie zrobiła tego. Oddała pocałunek. Gdy ją całowałem nic się nie liczyło, oprócz niej i to w tej sekundzie, zapomniałem wszystko co wypowiedziała przed chwilą.
            Po mimo tego, że dopiero teraz przekonałem się ,że mnie kocha, nie czułem się jak na szczycie góry  jej serca, tylko dopiero przy wejściu na nią. Wiedziałem,że do szczytu mam daleką drogę. Nie miałem zielonego pojęcia, co albo kto, stoi na naszej drodze do szczęścia, ale po zachowaniu Belli poczynając od Francji wiem, że to nie byle jaki problem. Należy do najpotężniejszego klanu na świeci,a się czegoś boi i przed czymś ucieka. Podejrzewam, że  to nie jest jedyny problem… najgorszy to C…Chris. Boże , że też on ...
            Nagle Bella oderwał a się ode mnie, prawdopodobnie przypomniała sobie, że mam grać niedostępną.  Spojrzała mi w oczy i zacząłem się obawiać liścia, ale z drugiej strony dla takiego czegoś mógłbym dostać.
-Edward, czy ty nie możesz mnie zostawić w spokoju ? – zaczęła spokojnym tonem,a skończyła lekko podirytowanym.
-Nie! Bo cię kocham, a ty mnie i nie widzę, żadnego powodu dlaczego…. –przerwała mi mówiąc:
-Ale ja widzę …
-Jaki ? – zapytałem marszcząc czoło.
-Nie ważne – prychnęła – Edward powiedziałam ci przed chwilą, że masz córkę, a ty to olałeś i mnie obściskujesz. Inne osoby inaczej się zachowują ….
-Nie olałem … przyjąłem do wiadomości i się cieszę – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-Cieszysz się ?! – krzyknęła zdziwiona.
-Nie zmieniaj tematu – powiedziałem, przypomniawszy sobie o moim wcześniejszym pytaniu.-Jaki to niby ten powód ?
            Popatrzyła się na mnie dziwnym wzrokiem, wyraźnie się zmieszała, po czym chytrze powiedziała :
-Ja w przeciwieństwie do ciebie myślę o innych, nie jestem egoistą i nie moje ego jest tu najważniejsze. To, żeś się uparł, że chcesz mnie odzyskać, to już twój problem, bo szansa na mnie się ulotniła w dniu kiedy mnie rzuciłeś.
-A niby w czym jestem egoistą ?! – nie no, ja jej kompletnie nie rozumiem. Wyjedzą mi tu z takim.  Założyła za ucho kosmyk swoich brązowych włosów i wzięła głęboki wdech, po czym tajemnicze szepnęła:
-Co jeśli w tej historii, to ja jestem ta zła... ?
            Po raz kolejny nawiązała do przeszłości, ale nie wiedziałem czemu.
-Nie jesteś … - odpowiedziałem pewien. – Po prostu wróć do mnie i będzie po sprawie…
Prychnęła po czym powiedziała pewnie:
-Jestem !
-Isabello Marie Swan Dowson kocham cię ! – powiedziałem do niej z uczuciem i zgodnie z prawdą. Widziałem jak wyraźnie jest zmieszana, jej wzrok uciekł winną stronę, a jej nogi wyraźnie zaczynały mięknąć.
-Isabella Maria Nadia Swan Shaft Dowson, tak się naprawdę nazywam – powiedziała z trudem, patrząc w dal.
-Nadia ?- zdziwiłem się.
-Każdy w klanie dostaje trzecie imię, lub jak ktoś nie miał drugiego, to drugie…. a z resztą po co ja ci to mówię ? – szepnęła
            Powiał lekki podmuch wiatru, który rozwiał we wszystkie strony jej brązowe, idealnie proste włosy. Odgarnęła je z trudem z twarzy i zapytała tonem zmieszanym ze zmęczeniem i niepewnością:
-Nie boisz się życia w ciągłym strachu… prześladowań …, a na koniec straszliwej śmierci w męczarniach ?
-A wiesz co …Nie ! – powiedziałem pewnie. Bella odwróciła wzrok w moją stronę-  Jeśli to ma byś kara za całą egzystencję, to mogę umrzeć, chociażby za jeden dzień spędzony z tobą…..
            Widziałem jak powoli mięknie, za sprawą moich słów. Czułem, że jeszcze jeden mocny argument i jest moja.. już na zawsze… i już nic i nikt mi jej nie wyrwie z moich ramion, nawet moja głupota. Wyciągnąłem z kieszeni ten sam papier, który znaleźliśmy w salonie, gdy odjechała cała piątka. Podałem je go i powiedziałem spokojnie:
-Stosuje się do wskazówek
            Wzięła kartę do ręki, przeczytał ją spokojnie i syknęła:
-Luis… uduszę- zgniotła papier w rękach i powiedziała obojętnym tonem - To by wyjaśniało co tu robicie….
-My ? Póki co ja
-Nie ma reszty ? – zdziwiła się
-Nie, im się, aż tak nie śpieszyło – powiedziałem akcentując ostatnie zdanie.
-Oczywiście, że nam się śpieszyło ! – zbulwersował się ktoś za moimi plecami. Byłem pewien, że znam ten głos, ale wolałem się mylić. Odwróciłem się i ujrzałem moją siostrę Alice, która zmierza w kierunku Belli.  – Edward pozwól mi z nią porozmawiać –poprosiła podchodząc do mnie, robiąc słodkie oczka.
Wpada tutaj w najgorszym momencie. Prawie mam Bell. Już by mi uległa, a to ci wpadnie. Ten mały wnerwiający  chochlik.Grryy… Uduszę.

                       
            Waha się, raz ci ulega, a raz nie. Moja w tym głowa, żeby ci uległa – pomyślała Alice.


            Popatrzyłem się na nią i skinąłem głową, a to wnerwiające stworzenia pobiegło uradowane do Belli. Natomiast Isabell wiedząc co ją czeka , niezbyt była zadowolona, ale dała się pociągnąć za sobą Alice. Dziewczyny poszły w głąb lasu, zostawiając mnie samego. Nie mając innego wyjścia usiadłem na kamieniu i czekałem.
             Początkowo walczyłem ze sobą, czy podsłuchiwać czy nie, ale Bella zadecydował za mnie – założyła barierę na umysł Alice. Bardzo chciałem, żeby moja siostra przekonała Isabellę.  Zawsze miały dobry kontakt ze sobą i nawet chochlik często stawiał na swoim. Oby tym razem jej się udało….
            Wydawało mi się, że czas dłuży się i dłuży… Minuty zaczęły trwać dłużej niż zwykle, niemal jak godziny…  Starałem się nie myśleć o tym co będzie jak Bella do mnie wróci. Wolałem nie myśleć i nie przejmować się co to będzie z Chrisem… Ach on…
            Kątem oka widziałem jak z oddali dziewczyny wracają. Alice uporczywie przytulona do Bell, która nie była zbytnio tym uradowana, ale starała się nie robić przykrości baletnicy, więc się uśmiechała. Podniosłem się i czekałem z zniecierpliwieniem .Bella zatrzymała się około metr przed mną, a Alice podeszła do mnie po czym szepnęła cichutko:
-Jest twoja, ale drugiej szansy nie będzie.
            Wyminęła mnie i krzyknęła na odchodne:
-Ulica Rue Jacquard 15. Trafisz na pewno
            Pokiwałem głową i spojrzałem na Bellę, która jakby próbowała się wysłowić, ale nie mogła, jednak w końcu powiedziała :
-Naprawdę chcesz ?
-Jak niczego na świecie – zapewniłem ją
-Chcesz zaryzykować ,nawet jeśli za minutę mógłbyś umrzeć? – zapytała podnosząc brew do góry.
-Oczywiście – odpowiedziałem, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Zawsze wiedziałam, że jesteś masochistą – zaśmiała się, a ja razem z nią -Wrócę do ciebie, ale pod dwoma warunkami  -powiedziała poważnie.
            W moi wnętrzu powoli zaczynał się intro do samby. Starałem się nie pokazywać tego, bo przecież jeszcze się nie zgodziła.
-Spełnią nawet milion warunków. W ciemno się zgadzam.
-Hmmm po pierwsze, nie piśniesz słowa nikomu o nas, oprócz Alice i Ginny, bo pewnie i tak to wiedzą, a po drugie… musisz zaopiekować się Nessi, bo w tej chwili nie chce mnie znać, a ona ma szalone pomysły i Bóg jeden wie co wymyśli….
-Dobrze – odpowiedziałem szybko.
            Podeszłą do mnie i cmoknęła mnie w usta, po czym odwróciła się na pięcie.  Moje wnętrze właśnie tańczyło sambę.  W tej chwili byłem najszczęśliwszą osobą na świecie.  Nie za bardzo mogłem uwierzyć w to, że do mnie wróciła…. A jednak…
-Kochanie, a ty dokąd ? – zapytałem śmiejąc się.
-Do domu. – szepnęła odwracając się do mnie, nie przestając iść - Kochanie
-Idę z tobą – powiedziałem i podbiegłem do niej.
-Okey – uśmiechnęła się.
            Przyciągnąłem ją do siebie i objąłem w tali. Uśmiechnęła się do mnie i powiedziała:
 - Tym razem nie znasz drogi.
-Nie znam – odpowiedziałem i pocałowałem ją w głowę.
            Szliśmy w milczeniu cały czas lasem, lekko pod górkę, obydwoje pogrążeni w swoich myślach. Moje skupiały się tylko na jednym – Christopherze. Nie wiedziałem jak to rozegram. Pierwsza opcja była wykrzyczenie mu w twarz, że Bella jest moja i koniec kropka, a druga po prostu pogodzić się z byciem tym drugim w jej życiu. Obawiam się, że ta druga opcja jest prawdopodobniejsza.
            Dom Belli jak zawsze był położony wysoko w górach, okryty płaszczem drzew.  Ogromna posiadłość oczywiście nie dostępna dla osób trzecich, robiła wrażenie. Ogromne okna, dawały dużo światła, a ściany były pokryte drewnem. Patrząc po domach, w których wcześniej mieszkali ,ten wydał się inny,: bardziej okazalszy i większy.
-To nie mój dom, jest Deli. Użyczyła nam go – wyśniła Bella. Wiedziałem, że nie ich…
Byliśmy już przy samych dziwach i sądziłem, że strąci moją rękę ze swojej tali, a jednak się tak nie stało. Gdy przekroczyliśmy próg domu Bella zawołała :
-Ginny – odpowiedział jej głucha cisza. - Luis  - także odpowiedział jej cisza. - Nessi  - też odpowiedziała cisza. Christopher – ten jedyny odpowiedział:
-Taaak?
-Złaź na dół- krzyknęła Bella.
-Nie mogę zajęty jestem – odpowiedział obojętnie.
            Bella przewróciła oczami i popatrzył na mnie mówiąc:
-Poczekaj w salonie, dobrze?
-Dobra – powiedziałem puszczając ją.
            Bella wskazał ruchem głowy drogę do salonu i weszła na górę. Było słychać jakieś protesty Chrisa, ale po chwili Bella zeszłą na dół ciągnąc za sobą jakąś kobietę, nie byłoby w tym nic dziwnego, jakby jej strój był kompletny, nie miała górnej części garderoby. Wywaliła ją za drzwi i krzyknęła  :
-Liczę do pięciu i widzę cię na dole !
            Następnie usiadała przy mnie, przytuliła się i złapała mnie za rękę. Nie rozumiałem nic zjej zachowania. Ściąga tu Chrisa, a do mnie się przytula? Objąłem ją i gładziłem po ramieniu.
-Isabell, co chciałaś? Było mi tak dooooooobrze – zaczął się wydziera Chris jużz góry, a Bella tylko westchnęła.
-Oooo Eeeee ahhhhhhhha- krzyknął Chris wchodząc do salonu na nasz widok. Jednak natychmiast mina mu zrzedła i powiedział coś do Belli w nieznanym mi języku.Bruneta odpowiedział mu z pogarda, po czym powiedział już po angielsku :
-Nessi zamieszka u Cullenów, przez jakiś czas …
-Twoja decyzja. Obyś tego wszystkiego nie żałowała – prychnął Christopher
-Oby… - odparła
-Uważaj Edward jak ją skrzywdzisz, to nie ja tylko cię zabiję. Lista jest dłuuuuuuga – pogroził mi palcem. – Ja szanuje jej każde decyzje, co nie jest edno znaczne, że się z nimi zgadzam…..
-Bądź spokojny … - odparłem.
-Nigdy nie będę – szepną po czym się ulotnił z salonu.

***

            Pokój Belli nie był jakoś szczególnie duży, czy mały, był taki normalny. Utrzymany w barwach złota i czerwieni, idealnie komponował się z wszech otaczającym drewnem, które  w tym pomieszczeniu dominowało na podłodze i meblach.  Po prawej stronie szczelnie ukryte, pod kremowymi zasłonami, sięgające do ziemi okno, znajdowało się pomiędzy dwoma klasycznymi fotelami. Na ścianie oczywiście wisiała plazma, a pod nią stało biurko, na którym w przeźroczystym flakonie stały czerwone róże.  Na czołowym miejscu znajdowało się ogromne dwuosobowe łóżku, na którym leżeliśmy, wtuleni w siebie. Delikatnie gładziłem jej ramię, a Bella bawiła się moimi placami u ręki. Ciągle nie mogłem uwierzyć w to wszystko. Po wielu latach moje marzenia się spełniły. Mam ją, tylko dla siebie. Uśmiechnąłem się mimowolnie, co nie uszło uwadze Belli. I zapytała mnie patrząc mi w oczy :
-Co się tak szczerzysz ?
-A nic, szczęśliwy jestem- powiedziałem i pocałowałem ją w czoło. – Nad jednym się zastanawiam ….
-Nad czym ? – zapytała słodko się uśmiechając, podnosząc moją dłoń razem ze swoją do góry.
-Nie pojmuje jak to jest z… Chrisem
-A o to ci chodzi – zaśmiała się i bardziej wtuliła się we mnie – Na serio jesteśmy małżeństwem, ale nigdy nie traktowaliśmy się jak mąż i żona. Chris może i mnie kocha ale… ja też go na jakiś sposób kocham i żyć bez niego nie mogę…
-Po co za niego wyszłaś, skoro go nie kochasz ?
            Wzięła głęboki wdech i pogładziła mnie po policzku.
-Musisz to wiedzieć ? Nie chcę cię okłamywać , a nie mogę ci powiedzieć dokładnie – szepnęła
-To powiedź ogólnikowo
-Pewna osoba uparła się , że musi mnie mieć. Przeżyłaby jakby to chodziło o jedną noc … ale on chciał czegoś więcej, a właściwe ma żonę. Po prostu nałożnica, służąca w jego pałacu…. Jakbym się mu znudziła - zabiłby mnie.Zawsze tak robi z innymi…. Wtedy wpadliśmy z Aurorą,  że muszę być kogoś i się odczepi.
-I tak się stało ?
-Taak , tak się stało… Nie wiem co wszyscy we mnie widzą.. Mike, Erick, Morgan i wielu innych…
-Morgan ?
            Zmieszała się wyraźnie i zmieniała temat:
-Jak myślisz, twoja rodzina będzie miała coś przeciwko zamieszkaniu Nessi z tobą?
-Nie myślę, że nie – odpowiedziałem postanowiwszy nie drążyć tamtego tematu.
-Nie każę ci o niej im mówić - powiedziała
-Powiem im – zapewniłem ją.
-Jesteś pewien ? Przemyśl to .
-Nie potrzebuje… A ty byś się do mnie nie wprowadzała ?
-Po to wysyłam do ciebie Nessi, żeby nie miała ze mną kontaktu – zaśmiała się i mnie pocałowała, z początku normalnie, ale ja specjalnie przedłużyłem pocałunek,  zmienił się w bardziej namiętny i zachłanny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz