poniedziałek, 15 października 2012

XIV. Cud to był w Kanie Galiejskiej



             
           Rozglądnęłam się po sali, żeby nie słuchać narzekań Luisa. Do cholery sam się w to wpakowała a ja oczywiście muszę tego słuchać. No, bo a jak.  Ale naprawdę mógłby się już zamknąć. 
            Nic się nie działo. Najnormalniejszy dzień w szkole. Jednak ja miałam złe przeczucia. Tak jakoś. Jakby zaraz miało się coś zawalić. Tylko pytanie brzmi, co? Czemu ja nie mam daru jasnowidzenia? Czemu ta cholerna tarcza jest mi do niczego niepotrzebna. A może jednak do czegoś?
             Ilustrowałam wzrokiem każdy stolik.  I mój wzrok nagle się z kimś skrzyżował. Owa  osoba miała piękne złote tęczówki. Niespotykane wśród ludzi. Miał je tylko wampir wegetarianin... 
            Przed oczami stanął mi obraz, do kogo te tęczówki należały. Do Edwarda bez  wątpienia. Zamrugałam kilkakrotnie i jeszcze raz na niego spojrzałam. Miał wzrok wypełniony ogromną ilością bólu, szczęścia i czegoś, czego nie mogłam rozszyfrować.
            Boże ja śnie prawda? Jednak ktoś sprowadził mnie na ziemie.
            Luis
- Bella czy…– zapytał 
            Odwróciłam wzrok od Edwarda i spojrzałam na Luisa szepcząc:
- Zabije Chrisa – wiedziałam, że usłyszy, ale bardziej powiedziałam to do siebie.
- Oj Bella nie przesadzaj – powiedział udając, że ziewa
- Odwróć się– syknęłam patrząc mu prosto w oczy i jakby był człowiekiem pewnie teraz przeszyłby go dreszcz.
            Odwrócił się i zilustrował wzrokiem Cullenów. Uśmiechnął się pytając mnie:
-To są Cullenowie. Tak?
- Takkk – szepnęłam pod nosem i spuściłam głowę
- Bello to tylko ósemka wampirów – złapał mnie za dłoń – Ale wiem jak ważnych w twoim życiu ….Może pojedziemy do domu.
            On jedyny popierał moje postanowienie o unikaniu Cullenów jak się dało. Czasami Ginny też się zgadzała, ale rzadko. Luis wiedział jak ważni są Cullenowie a w szczególności Edward i chronił mnie przed naciskiem ze strony Christophera. Chris widział sprawę jasno:
„Jak z nim porozmawiasz to nie będziesz żyła w ciągłym strachu..A Nessi na pewno zostanie z tobą nawet jakby ją błagał za bardzo cię kocha”
            Może i miał racje,ale wolę nie ryzykować. Nessi jest dla mnie wszystkim. Ale jednego jestem pewna - zabije Christophera i koniec kropka. Nic i nikt mu nie pomoże.
- Bella mogę jechać do domu? – zapytała Nessi siadając koło mnie. Nawet nie zauważyłam, kiedy przyszła. A z resztą jestem dziś nie obecna. Nie mogła do mnie mówić mamo. Jakby to wyglądało.
            Oficjalnie ja Luis i Nessi jesteśmy rodzeństwem a naszymi rodzicami są Ginny i Chris.  Inaczej nie dało się wymyślić. Wszyscy myślą, że Ginny najpierw urodziłam mnie mając 16 lat a po kilku miesiącach zaadoptowali z Chrisem Luisa. A jak miałam 3 lata urodziła się Nessi. A teraz Ginny ma 34 i pracuje tutaj, jako dyrektor szkoły z jednej strony to dobrze a z drugiej źle a Chris ma 37 i jest sędzią. Sama się zastanawiam jak w to ludzie wierzyli, ale ok nikt nie zadaje niewygodnych pytań.
- A to, czemu? – Zapytałam z nieprzytomną miną
- Nudzi mi się. Nie ma tu żadnej normalnej osoby – powiedziała ze słodką minął
            Nie no, co ty mała? Odkryłaś Atlantydę czy Amerykę Północną?
- Wiem – odpowiedział Luis
            Skoro Cullenowie są w mieście i pewnie chwilę tu zostaną to będę musiałam z nimi porozmawiać. No i stanie się rzecz nieunikniona. Wiedziałam, że to kiedyś nastąpi, że ich spotkam w takiej okoliczności, że nie będę miała inne go wyjścia, ale nie sadziłam, że to będzie tak szybko. Wszystko przez Chrisa.
- Zabije go– syknęłam mimowolnie
- Kogo? – zainteresowała się Nessi
- Cóż Bella chce zabić Christophera – wycedził Luis przez zęby opierając się o oparcie krzesła i rozkładając się w pozycji: jestem bogiem”. Kochał to robić dziewczyny od razu dostawały wypieków a jak tylko na nie popatrzył to z krzesła spadały. Dosłownie. Prychnęłam tylko i usłyszałam westchnięcia dziewczyn. Już umierały. Boże kochany przecież on może ich zabić. A skąd mogły to wiedzieć? A no z nikąd.
- Znowu –jęknęła Ness
- Ale tym razem to zrobię na serio – powiedziałam z poważną miną
- Wątpię –powiedzieli chórem
            To, że mam ochotę, co sekundę go zabić i zawsze znajduje się jakiś powód, dlaczego tego nie mogę zrobić to nie oznacza, że tego teraz nie robię. Przeholował.
- Ja idę na lekcje – stwierdziła Nessi
            Wstała i wyszła ignorując wzroki chłopców i pogwizdy. Popatrzyła się na nich niechętnie. Nie za bardzo podobało mi się to. Zresztą jak każdej matce. Luis to zauważył i powiedział znad łba.
- Jest już duża i dawno dorosła
- Dla mnie zawsze będzie małą dziewczyną ze słodkim oczkami – westchnęłam i przypomniałam sobie tą małą istotkę jak miała kilka tygodni.
- Teraz już kobietą.
- Jak ten czas leci – westchnęłam patrząc w dal.
- No i nie mamy na niego wpływu.
- Wiem.
- Chodź Bells na lekcje – powiedział podnosząc się z krzesła
- Idę.
            Wzięłam rzeczy i poszłam za nim do klasy. Mięliśmy jeszcze dwie lekcje: angielski i biologię.  Cały czas próbowałam się uspokoić. Ale całą moją energie kumulowałam na wymyśleniu, co tu by zrobić Chrisowi.
            Gdy już zadzwonił dzwonek kończący biologię poderwałam się i chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Odłożyłam książki do szafki i poszłam na parking. Kątem oka zauważyłam jak Edward się na mnie patrzy i nagle wykonał krok do przodu a ja przyśpieszyłam. Cofnął się.  Wsiadłam do auta i czekałam na Luisa i Nessi. Przyszli po chwili. Luis wsiadł i odpalił silnik milcząc jednak Nessi cała chodziła.
- Co jest Nessi? – Zapytałam
- Poznała kogoś fajnego i na dodatek jest wampirem. Cudownie czyż nie?
            Powiedz, że to nikt z Cullenów – poprosiłam w myślach chodź to było niemożliwe.
- I kto to?- Taka jedna dziewczyna, co kiedyś była u nas w zamku Lillian
            Zacisnęłam mocna pięść. Luis złapał mnie za rękę i otworzył pięść uśmiechają się i szepnął: Będzie dobrze. Posłałam mu uśmiech.
            Z oddali zauważyłam już znane mi mury domu i odetchnęłam z ulgą. To jedyne miejsce gdzie nie ma żadnego Cullen’a. Ale czy na pewno?
            Na pewno do cholery histeryzuje!- Skarciłam siebie w myślach. Wyszłam z samochodu i skierowałam się do drzwi wejściowych zostawiając resztę za sobą. Otworzyłam je i już miałam się zadrzeć,  gdy nagle coś poczułam i usłyszała.
- Ale jak to się stało – zapytał jakiś głos, który kogoś mi przypominał ale nie wiedziałam kogo.
- Po prostu wolałam się zaopiekować Bellą – odpowiedziała Ginny
            Głosy dochodziły z salonu zdjęłam kurtkę i kierowałam się za nimi. Uważałam na każdy mój krok żeby był w ogóle nieusłyszany.
- Oj nieważne – odparła Ginny mocno akcentując ostatnie słowo
- Po prostu zbieg wydarzeń o tym zadecydował – powiedział Chris
Christopher? Ginny? I ktoś … Coś się zaraz wydarzy.. A może to tylko jakaś przyjaciółka Ginny za czasów Cullenów? Oby…
- Ale czemu się nie odzywałaś – zapytał już inny głos, ale jakże mi znany tylko do kogo on należy?
- A tak jakoś wyszło – westchnęła Ginny
- Najważniejsze, że już cię znaleźliśmy – odparł drugi głos
            Zbliżałam się do już do salonu i stanęłam przy otwartych drzwiach salonu i mnie normalnie zatkało. Jakby nie przeżyła wystarczającego szoku w szkole to ty mnie zaskoczył większy. W moim domu. W jednym miejscu, w którym byłam pewna, że nikogo tu nie będzie najnormalniej na świeci siedzą sobie: E S M E i C A R L I S LE a na wprost ich Ginny z Christopherem.  Co mnie jeszcze dzisiaj czeka.? Już lepsza byłaby śmierć niż ten horror dzisiejszego dnia.
 - O i jest Belladona – powiedział Christopher zauważając mnie
- Chris możemy porozmawiać – poprosiła spokojnie patrząc mu gębko w oczy
- No właśnie rozmawiamy i może się przysiądziesz, co? – Spytał z tak ironicznym uśmiechem, że myślałam, że zaraz zwymiotuje. To, co że nie mogę ….
- Chodź tu –syknęłam głośniej
-Przepraszam państwa na chwilę – powiedział bardzo uprzejmie z bananem na gębie i podszedł do mnie.
            Spojrzałam na niego i wzrokiem wskazałam schody. Weszłam po nich ciągnąc Chrisa i czując na sobie spojrzenia Cullenów. Tak proszące żeby się odwrócić.
            Jestem silna!!!!
            Do cholery!
- Co ty sobie wyobrażasz? – Zaatakowałam, gdy znaleźliśmy się już w saloniku na piętrze. Mój cel był prosty. Powie mu, dlaczego to zrobił i straci życie!
- Dobra,Bello z tym na serio nie miałem nic wspólnego. Nieźle mi dałaś popalić po od tamtej akcji wiec usunąłem się w cień.
- Mam ci uwierzyć – prychnęłam
- Tak
            Chyba mówi prawdę. Ale jemu nigdy nie można uwierzyć.
- A co tu robią Esme i Carlisle? – Zapytałam z czystej ciekawości nie ze wściekłości
- Przyszli porozmawiać z Ginny – szepnął i przytulił mnie
            Wiedział, czego potrzebuję. Poprzytulał mnie chwilę i powiedział:
- Nie lepiej mieć to za sobą
- Przecież nie powiem im o Nessi
- Ale możesz skutecznie ominąć ten temat
- Jak
- Wierzę w ciebie – pocałował mnie w policzek i wyszedł pewnie do salonu Postałam jeszcze chwilę i postanowiłam zapolować. Wszystko byle jeszcze z nimi nie rozmawiać. Nie jestem gotowa. Jeszcze nie… Przynajmniej nacieszyć się ostatnią chwilą mojego spokojnego i na jakiś sposób szczęśliwego życia…. Uchyliłam drzwi i jak najciszej zaczęłam schodzić do drzwi.
- Chris… -szepnęła Ginny w salonie
- Cudy to były w kanie galilejskiej nie tutaj a w szczególności z nią – A z reszta to ty jesteś jasnowidzem nie ja – stwierdził prychają
            Ginny myślała, że zejdę. Niestety, … Ale musi to być dobijając, kiedy nie wie się, co będzie ze mną. Od dziś kocham moją tarczę….
- Wiem wiem –odpowiedział z nutką smutku w głosie
            Wyszłam. Nie chciałam tu przebywać.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz