poniedziałek, 15 października 2012

XXI. Po raz pierwszy





-Myślę, że powinnaś zadzwonić – powiedziała uśmiechając się Ginny i usiadła obok mnie na łóżku. Od pół godziny mieliłam w ręce kartkę, którą dostałam od Martina. Napisany był na niej jego numer telefonu i dopisek: „dla ciebie zawsze jestem do dyspozycji ;p”.
            Zawsze denerwował mnie dar Ginny, ale w tej chwili, potrzebowałam jej rady, jakby sytuacja była inna poszłabym do mamy … albo Chrisa.. Ale cóż.  Na początku, kompletnie zapomniałam o takie jednej pani jasnowidzce i rozważałam ściągnięcie tutaj Alexandra, bo on zawsze mi pomagał. Raz nawet zastanawiałam się nad Rosalie Kathleen, ale na szczęście sama Ginny przyszła.
-Tak sądzisz ? – zapytałam podnosząc głowę. Jej miodowe tęczówki, które zawsze wiedzą sto razy więcej niż przeciętna osoba, uważnie na mnie patrzył i prawdopodobnie Ginny zastanawiała się jak uwarzyć słowa, żeby za dużo nie powiedzieć - Przecież to człowiek – wystrzeliłam.
-No i co ? – zapytała uśmiechając się - Nessi, każdy się kiedyś zakochuje. Szczerze, w większości przypadków, druga połówka jest człowiekiem. Twoi rodzice, ja z Luisem, praktycznie większa część naszej rodziny.
-Oj, sama nie wiem. Przecież wiesz jak się skończyło z moimi rodzicami –przypomniałam jej.
-Haha- zaśmiała się głośno –  Ta historia skończyła się zaczynać, prawdziwy koniec jest bardzo daleki… - szepnęła tajemniczo. - Lubisz go – wróciła do poprzedniego tematu i bardziej stwierdziła,niż zapytała. - Podoba ci się. To wystarczy, teraz tylko go lepiej poznać.
-Jakoś tak w ostatnim czasie wszystko się sypie mi na głowę – wyznałam,podchodząc do jedynego, zachowanego zdjęcia Dzieci Gwiazd. Chętnie bym teraz pojechała do Quebec i spędziła tam cały dzień na różnych wygłupach.
-Spokojnie- powiedziała i mnie przytuliła - Może chcesz, żebym przez jakiś czas zamieszkała z tobą u Cullenów ?- zapytała z troską.
-Nie, co ty. Mama nie może zostać sama.
-Renesmee Carlie Destiny Swan Dowson, wszystko będzie dobrze – zapewniła mnie i dotknęła bladym palcem swoje skroni, mówiąc- Ja wiem, co mówię. Pokochasz Cullenów…bardziej od nas – z ostatnim zdaniem akurat żartowała.
-Weź przestań, na pewno nie.
-Spakowana ?- zapytała, spoglądając na dwie stojące niedaleko szafy walizki.
            Odsunęłam się od niej lekko. Przypomniała mi o tym, o czym nie chciałam pamiętać. Miałam zaraz przeprowadzić się, do Cullenów.
            Nigdy nie opuszczałam mamy, zawsze przy niej byłam. Wiedziałam, że zawsze mnie obroni, nawet kosztem siebie, czułam, że moje miejsce jest właśnie przy niej. Kochałam ją. Byłam jej „małym ślicznym aniołkiem” jak mówiła. Nie zdarzyło się, żebym chciałam odejść, żyć sama. Owszem były chwile, gdy Bella wolała być sama, zabierała się na drugi koniec świat i studiowała kolejny kierunek, żeby się odprężyć, jak mówiła. Wtedy pisała smsy codziennie i dzwoniła. Wpadała na weekendy TYLKO do mnie.
            Rzadko traktowałam ją jak mamę, bardziej jak siostrę, przyjaciółkę, której można wszystko powiedzieć, a teraz to nie wiem, czemu mnie to tak bardzo zabolało.
-Tak spakowana – potwierdziłam.
-Chcesz już iść, czy nie ? – zapytała uważnie mi się przyglądając.
-Tak chcę – postanowiłam mieć to już z głowy. Złapałam zdjęcie Dzieci Gwiazd i wpakowałam do walizki, zasuwając ją.
-U nich jest wszystko w najlepszym porządku – zapewniła mnie.  Ufałam jej zawsze. Nigdy mnie nie okłamała i nie dała powodu, żeby jej nie wierzyć. Skoro ona tak mówi, to tak jest.
-Okey. Odprowadzę cię – powiedziała Ginny i zmierzała wyjść, jednak ja ją zatrzymałam moim jeszcze niezadanym pytaniem:
            Cała rodzina wie ?
            Westchnęła głośno i odwróciła się z niemrawą miną w moja stronę, mówiąc:
-Edward mi powiedział, że wszystko powie jak się do niego wprowadzisz.
            „Super’’. Po prostu super bomba. Nic nie wiedzą, a ja będę musiała tego wysłuchiwać, jak zapewne po raz setny będzie : „ale jak to możliwe” , „jak” „nie to niemożliwe”…. Tak jest zawsze.
-Aha – odpowiedziałam jej.
***
            Gdy stanęłam razem z Ginny przed dużymi, mahoniowymi drzwiami wejściowymi do kremowego domu Cullenów, poczułam strach.  Inny,niż do tej pory doświadczyłam.
            Miałam wejść do domu osób, których praktycznie nie znałam, może tylko z imienia i nazwiska. Nic więcej, a na dodatek mieli się zaraz dowiedzieć, że ich ukochany syn i brat, ma dziecko, czyli mnie. „No po prostu bajka ‘’jak to mówi Delia.
-Dzwonię – oznajmiła pogodnym tonem Ginny. Blondynka zadzwoniła do drzwi, a ja wzięłam głęboki oddech. Po chwili drzwi się otworzyły i ujrzałam w nich mojego tatę ( trzeba zacząć używać tego słowa i nie wypierać się go), uśmiechnął się lekko.
-Cześć Edward – powiedział jego siostra i rzucił się mu na szyje. Edward odwzajemnił uściski powiedział :
-Hej Ginny , cześć Nessi
-Cześć – wykrztusiłam z trudem. Odkąd wiem, kim dla mnie jest Edward, czuję się w jego towarzystwie jakbym zapominała języka, jakbym nigdy nie nauczyła się mówić.
-Wejdźcie-  powiedział Edward i zaprosił nas gestem ręki.- Nie spodziewałem się was tak wcześnie. W domu nie ma nikogo oprócz mnie, Esme , Carlisa, Lilian i Alice, reszta na polowaniu.
-Aha – szepnęłam bezgłośnie.
-Zaprowadzę cię Nessi do pokoju, a ty Ginny rozgość się – powiedział Edward… nie..Tata i przechwycił moje walizki, a następnie zniósł jej na pierwsze piętro. Ja z trudem człapałam za nim, rozglądając się na wszystkie strony. Zatrzymał się przed drugimi drzwiami po prawej stronie, na drugim piętrze i otworzył je. Przepuścił mnie w drzwiach i położył walizki przy łóżku.
 - Rozpakuj się i zejdź na dół , okey? –zapytał unikając mojego wzroku
            Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. Ciekawie, czy tata da radę czytać mi w myślach, czy może mama się już tym zajęła… nie wiadomo.
-A i obok jest pokój Lillian, a na wprost mój – poinformował mnie na odchodne.Wyszedł i zamknął drzwi.
            Pokój nie był duży, ale znikoma ilość mebli sprawiła wrażenie przestrzennego. Poza ogromną szafą, do której zraz powinnam wpakować swoje ciuchy, była również komoda i to by było na tyle miejsc na schowanie ubrań. Bardziej w głębi stała toaletka i ogromne lustro. Po przeciwnej stronie stały dwa fotele skierowane ku wiszącej na ścianie plazmie. Jednak najbardziej rzucającym się elementem pokoju było duże łóżko. Odnośnie moich człowieczych cech, to chęć, nie potrzeba, spania pozostała. Czasami mam ochotę zasnąć, dlatego mama zawsze dbała, żeby miejsce do tego się znalazło.
            Usiadłam na łóżku i rozglądnęłam się po ścianach. Były koloru niebieskiego, bardziej ciemnego niż jasnego, ciekawe czy ktoś to zrobił specjalnie, czy przypadkowo –to właśnie mój ulubiony kolor. Przez ogromne okna wpadały promienie słonecznie, ładnie oświetlając pokój, niezbyt przepadałam za słońcem w odróżnieniu od mamy, ona nadal całymi dniami potrafi wygrzewać się w świetlistych promieniach, choć nie może…
            Zauważyłam ,że na szafce nocnej stoi ramka, pusta ramka na zdjęcie. Ruszyłam się w stronę bagażu i znalazłam swój cel, zakopany pod moimi ciuchami – zdjęcie Dzieci Gwiazd. Wyciągnęłam je z oryginalnej ramki i przełożyłam do tej na szafce. Uśmiechnęła m się na widok umięśnionego, o łagodnych rysach szatyna oraz młodszego, w moim wieku bruneta… najważniejsi z Dzieci Gwiazd, nie tylko dla mnie.
            Zdziwiłam się, że nikt do mnie nie przyszedł, zaglądną jak się rozpakowywałam. Przecież Edward mówił, że obok jest pokój Lilly, a ona powinna przyjść.
Kiedy już się rozpakowałam i psychicznie przyzwyczaiłam do pokoju, postanowiłam zaliczyć najtrudniejszą część - powiedzenie im, że jestem córką Edwarda. Właściwe to tata z mamą powinni to zrobić. Nie ja … Ah…
            Wyszłam z pokoju i skierowałam się ku schodom. Powoli i nie pewnie schodziłam od najwyższego stopnia do najniższego. Im ostatni schodek zbliżał się coraz bardziej, moje bijące serce przyśpieszało rytym.Strach mieszał się z niepewnością, ale chyba najbardziej bałam się reakcji wszystkich, choć jednak… dobrze się stało, że nie ma tu Rosalie… to, że mi o niej praktycznie nic nie mówili, to nie oznacza, że o niej nie mówili między sobą. Mając idealny słuch, słyszy się nawet najcichszy szept, a moja mama wspominając tą oszałamiającą blondynkę, krzyczy.
            Na moje nieszczęście, nie było granicy pomiędzy salonem, a klatką schodową, schody znajdowały się w salonie, więc jak tylko zeszłam ze ostatniego stopnia, Edward odwrócił głowę w moją stronę i zawołał:
-O już jesteś.
            Stanęłam momentalnie. Rozglądnęłam się po pomieszczeniu i zauważyłam, że każdy już był. Carlisle stał oparty o framugę drzwi balkonowych, które były otwarte, tylko czasami odwracał głowę, Alice siedziała przytulona do Ginny, na kanapie przede mną, ale na szczęście były odwrócone do mnie plecami, Lillian rozłożyła się do pozycji leżącej na kanapie centralnie na wprost mnie, wymieniłyśmy się ciepłymi spojrzeniami, a obok niej siedział uśmiechnięta Esme, która podniosła się z sofy, zapewne z zamiarem mnie uściskania, jak to ma w zwyczaju, ale tata stojący praktycznie koło mnie, może lekko opierający się o kanapę odwróconą do mnie tyłem, powstrzymał ją mówiąc:
-Poczekaj Esme jeszcze się z Nessi przywitasz.
            Matka Edwarda usiadła posłusznie, uśmiechając się do mnie ciepło.   Spojrzałam przelotnie na tatę, który starał się zacząć tą rozmowę, ale widać było, że mu coś nie idzie. Jednak w końcu zaczął wpatrując się w twarz Carlisle’a:
-Pewnie zastanawiacie się, dlaczego Nessi z nami zamieszała – bardziej stwierdził, niż zapytał. - Wiem wcześniej zbywałem was pół słówkami, … ale potrzebowałem uzupełnienia słownego Ginny – powiedział odwracając wzrok na twarz blondynki, która także patrzyła na niego. Wydawało mi się, że Edward kłócił się z myślami Ginny…, ale w końcu kontynuował: - Otóż jak wiecie lub nie Nessi pokłóciła się z Bellą i Bella poprosiła mnie, żebym zaopiekował się Nessi…
            Wywróciłam oczami, gdyż uważam, że mama nie musiał mnie wysyłać tutaj, było wiele innych możliwości.  
-Poprosiła mnie, ponieważ…- zamilkł. Nie wiedział jak ma to powiedzieć.Popatrzyłam się na wszystkich, którzy oczekiwali wyjaśnień i zastanowiłam się, czy aby nie ode mnie oczekują wyjaśnień.
-Ponieważ …? – podchwyciła, Lillian
-Ponieważ Nessi jest… jest.. moją….. c..córką – wydukał z trudem. – I Belli oczywiście.
-Jak to !? – krzyknęli chóralnie Carlisle, Esme, Lillian i Alice. Na ich twarzach rysował się nie mały szok. Na pewno spodziewali się czegoś innego… nie tego.
-Eeeee– jęknął Edward
- Bella zaszła w ciążę z Edwardem, gdy była człowiekiem – wyjaśniła, Ginny. - Jest to możliwe, gdyż wampirzyce nie mogą mieć dzieci, ponieważ są identyczne jak w dniu przemiany. Nie mogą się rozwijać .A Bella mogła. Ponieważ Mała wyssała z dnia na dzień z niej życie, choć robiłam, co mogłam, musiałam w dniu porodu zmienić Belle w wampira, gdyż by umarła.
            Nie lubiłam jak mówiono, że „wysysałam życie z mamy” czułam się wtedy jak potwór, który tylko l chciał śmierci Belli, ale czy to moja winna, że potrzebowałam krwi?
Cała rodzina, no nie cała, cztery osoby z tej rodziny, były bardzo zaszokowane i nie dowierzały w słowa ich syna, brata i córki, siostry. Wiedziałam, że potrzebują czasu,żeby się do tego przyzwyczaić, zaakceptować i móc mnie traktować jak jego córkę. Czasu… potrzeba im czasu…

***

            Wzięłam głęboki wdech, rozkoszując się świeżym, górskim powietrzem.  Dom położony jest w najwyższym łańcuchu górskim, otoczony potężnymi zielonymi drzewami, więc nie bałam się wylegiwać się na hamaku, na balkonie, praktycznie oświetlonym w siedemdziesięciu procentach promieniami słonecznymi.  Prawdopodobnie od ramion w dół moja skóra się iskrzyła, ale nie zwracałam uwagi na to.
            W domu Delli czułam się jak u siebie. Najlepiej w domu – zdecydowanie się z tym zgadzam. Wszystkie cechy charakterystyczne tej wili, były takie same jak zamek w Montrealu. Cisza, spokój, brak ingerencji kogokolwiek, ogromne przestrzenie i jeszcze raz spokój.
            Wyciągnęłam się bardziej na hamaku i sięgnęłam ręką po zielonkawy album, który wcześniej w niewyjaśnionych okolicznościach znalazł się na stoliku przy hamaku.  Na pewno Luis za poleceniem Ginny, użył swojej telekinezy i dlatego się tu znalazł. Po stu czterdziestu siedmiu latach powinnam się przyzwyczaić do tego, że blondynka wie wszystko i na pewno jest jakiś sens w tym, że właśnie dziś oglądnę album.
            Otworzyłam go na pierwszej stronie i ujrzałam piękną dedykacje, od Ginny, na moje osiemdziesiąte dziewiąte urodziny. Przekręciłam na drugą stronę tego albumu i pierwsze zdjęcie przedstawiało moich rodziców: Reene i Charliego. Przejechałam ręką po błyszczącej powierzchni fotografii. Tak bardo dawno nie nazywałam ich moimi rodzicami, w tej chwili Michaeli i Melanie nimi byli.
            Nigdy nie narzekałam na swoich biologicznych rodziców, zawsze wiedziałam, że, pomimo, że wzięli rozwód, a mama nawet wyszła za Phila kochali się. Właśnie przez ten przykład, wiem, że są takie miłości, że, pomimo, że życie ułożyła się jak z bajki nie z ukochaną osobą, a Phil był cudownym mężem, to i tak zawsze kochało się tylko jednego, pierwszego. Dowód: Alexander. Taka sama jest moja miłość i Edwarda. Nie warto się wypierać. Przez dziesięć lat porządkowałam sobie życie. Nessi wyrosła na nastolatkę i stanęła, zapewniłam jej ochronę, wyszłam za mąż i nie żałuje, że wybrałam Chrisa , a nie Morgana, rodzinę też mam. Ale jednak po mimo upływu lat miłość do Edwarda nie zgasła, tylko się umocniła. Choć w tej chwili,w takim ułożonym świecie, ten związek lekko mówiąc to śmierć. Ach miłość jest potężna…
            Na drugim zdjęciu byłam ja w wieku chyba trzech lat, z dwoma kucykami na głowie z trzema lizakami w łapce. Trzymałam je jakby był najważniejsze na świecie.. Wtedy był.. Jak mało potrzeba dziecku do szczęścia…
            Na kolejnych zdjęciach ciągle byłam ja, co raz starsza. Zatrzymałam się chwilkę na pierwszym zrobionym zdjęciu moim i Edwarda, na balu, jeszcze w liceum. Do dziś został mi wstręt do imprez, choć zanikł troszkę, albo się po prostu przyzwyczaiłam.  Christopher zawsze kochał imprezy, a jako przykładna żona, musiałam z nim na nie chodzić, z cudownymi szczerym uśmiechem….. A z resztą Morgan i praktycznie cała rodzina także lubią imprezy. Trzeba być Morganem Dowsonem, żeby, co tydzień organizować przyjęcia…. Cóż ….
            Następna fotografia była z moich feralnych osiemnastych urodzin… Wolałam sobie ich nie przypominać, więc przekręciłam na kolejną stronę, na której były już zdjęcia moje z sforą i Jacobem. Nigdy nic nie miałam do wilkołaków, nawet ich bardzo lubiłam, więc do dziś nic do nich nie mam, szczególnie do Dzieci Gwiazd. Choć na początku, niezbyt byłam uradowana, jak Nessi zamiast siedzieć w domu, całymi dniami tylko z nimi urzędowała, ale mnie przekonali….
            Na kolejnych stronach znajdowały się zdjęcia moje i Chrisa z college. Na jednym, ja uważnie słucham wykładowcy, a Chris gapi się na mnie, drugie było w parku jak spacerujemy , a trzecie pod drzewem wyłożeni i bardzo uśmiechnięci.
            Wiem, że wiele rzeczy inaczej by się potoczyło jakby Chris wtedy mnie zmienił… nie było by Nessi, Ginny może i by jakoś się z nami spotkała, ale nie zostałby z nami… nie! Nie żałuje niczego.
            Kolejne zdjęcie przedstawiało mnie z brzuszkiem, uśmiechnęłam się mimowolnie.  Nawet słodko z nim wyglądałam.
            Na drugiej stronie była fotka Nessi zaraz po urodzeniu.
            Pamiętam jak bardzo chciałam zobaczyć małą zaraz po przemianie, a nie wolno mi było. Christopher robił wtedy wszystko, żeby tylko minie nie urazić, a jednocześnie, trzymać z daleka ode mnie Nessi. Nie przyznał się wtedy, ale ja i tak i wiedziałam, że już wtedy ją pokochał. Wymyślał przeróżnie rzeczy, polowania, walki i uparł się, żeby zaraz po przemianie sprawdzić, czy przypadkiem nie mam jakiegoś daru. Dziwie się, że nie bał się przebywać w moim towarzystwie, w końcu byłam nowo narodzonym wampirem, a na dodatek bardzo, ale to bardzo mnie wkurzał.
            Jednak właśnie Jacob mnie najbardziej zezłościł.  Kiedy Ginny i Chris zachwyceni moją samokontrolą pozwolili mi w końcu zobaczyć Renesmee, to właśnie ten wilkołak uparł się, że najpierw na nim muszę się wypróbować. Na początku nie za bardzo chciałam się na niego rzucić, ale i na to znalazła sposób. Wówczas po raz pierwszy użył stwierdzenia „Nessi”, jak się później dowiedziałam Ginny przestrzegała go przed użyciem tego zwrotu, wiedziała, że mi się nie spodoba. Zdenerwowałam się strasznie, w końcu moją własną córkę nazwał potworem z” Loch Ness”. Myślałam, że mu oczy wydrapię. Rzuciłam się na niego i z trudem udało się Chrisowi odciągnąć mnie od Jacoba.
Przepuścili mnie do małej dopiero drugiego dnia. Teraz każdy do niej mówi Nessi, nie      Renesmee…
            Ginny, zarówno jak Alice uwielbia wszystko fotografować, więc było mnóstwo zdjęć małej… Przeglądałam je z uśmiechem.
            Gdzieś w środku grubego albumu było usytuowane pierwsze zdjęcie moje i Morgana. Do dziś nie wiem jak Ginny zrobiła to zdjęcie, ale jestem jej wdzięczna
            Nigdy nie zapomnę wzroku Morgana, jak ujrzał mnie po raz pierwszy w parku, we Francji. W końcu nie, na co dzień, spotka się wampirzycę rodem ze snów, w długiej, zielonej wieczorowej i bardzo drogiej suknie, która najzwyczajniej w świecie siedzi sobie, około pierwszej w nocy, w ogrodzie miejskim.
            Od razu zaproponował mi zamieszkanie w klanie…. Wahałam i powiedział, że muszę to przedyskutować z rodziną. Udawał zdziwionego, jak poinformowałam, że mam rodzinę, jednak bardzo dobrze o tym wiedział. Do dziś wie wszystko, kto, z kim, gdzie, dlaczego i nie wiem jak to robi, ale wie…
            Kolejne zdjęcia przedstawiły osoby z klanu. Wszystkich ich kocham i cenię nad życie. Doris mnie czasami wnerwia, ale ma już taki charakter…
Już miałam przewracać na kolejną stronicę, gdy coś, a raczej ktoś mi przeszkodził krzycząc:
-Czy to prawda ?! – głos ten należał do znienawidzonej przez mnie, blond wampirzycy,    Rosalie.
            Patrzyła się na mnie tak lodowatym wzrokiem, że wzbudziła moja agresje. Odłożyłam z hukiem album na stolik i wstałam z hamaku, podeszłam na bezpieczną odległość i zapytałam ironicznie:
-Nie nauczono cię, że do obcego domu wchodzi się kulturalnie, nie krzyczy się i przede wszystkim puka się? – ostatnie słowa niemal wykrzyczałam jej w twarz.
-Taaaak ?! – prychnęła
-Bądź tak miła i nie psuj mi humoru w tak piękny dzień!
            Zmroziła mnie morderczym wzrokiem, po czym syknęła jadowicie:
-Chcę tylko wiedzieć, czy to prawda, że Nessi jest twoja i Edwarda córką!
-Jest! Bratu już nie wierzysz….. – prychnęłam.
            Zza drzwi balkonowych, wyszedł zaciekawiony Christopher. Stanął między nami i zapytał mnie:
-Co tu się dzieje ?- popatrzyła się na mnie i Rosalie. Patrzyłyśmy się na siebie z nieopisaną nienawiścią.  – Słyszałem krzyki…
-Wszystko w porządku, kochanie – zapewniłam go, patrząc ciągle na blondynkę.
-Na pewno ? –  wolał się upewnić.
-Jasne , Rose i tak zaraz wychodzi – powiedziałam, już patrząc na niego.
            Chris wyszedł z balkonu, ale wiedziałam, że stoi za drzwiami, znał mnie za dobrze i wiedział, że jestem porywcza, szczególnie w towarzystwie osób, których nie znoszę.
-Ale jak to możliwe ?! – kontynuowała.
-Normalnie !Zapytaj Ginny, bo mi i tak nie uwierzysz – syknęłam.
            Zmieszała się i przewróciła oczami.
-A co..?! Nie pójdziesz.. Twoja zadość o to, że ona ma wszystko, o czym ty marzysz, jest silniejsza od ciekawości?!
            Wkurzyłam ją bardziej. Wiedziałam, że trafiłam w czuły punkt. Ale od razu lepiej mi się zrobiło.
            Z żądzą mordu w oczach rzuciła się na mnie, powalając mnie na ziemie. Szarpnęła mnie za włosy.  Już miałam jej przyłożyć, gdy ktoś ją ściągnął ze mnie. Oczywiście był to Christopher.  Mocno trzymał ją za ręce, a Rose próbowała się mu wyrwać, na próżno.
            Podniosłam się z ziemi, poprawiając włosy.
-Bells w porządku ? – zapytał z troską Chris
-Jasne, nie musiałeś się wtrącać- powiedziałam wywracając oczami.
-Musiałem, bo inaczej byś ją zabiła – rzekł stanowczo.
-Ona – prychnęła Rosalie, dalej się wyrywając – Puszczaj!
            Faktycznie to by było możliwe, ale jeszcze mi to przez głowę nie przeleciało. Czy on zawsze się musi wtrącać… Grrrr
            Pilnuje, żebyś nie miała krwi na rękach – podpowiedział głosik w moim wnętrzu.
Etam….
-Ani myślę. Idziemy do domu.- powiedział Christopher i wyszedł z nią, ciągle ją trzymając.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz