środa, 17 października 2012

XXIX. Nie chcesz czy nie możesz?



     
              Zdziwiłem się, gdy Bella poprosiła mnie o rozmowę. Jak do tej pory zawsze to ja ją prosiłem lub sam zaczynałem. Ona nigdy. Ale nie myślałem, że poprosi teraz. Teraz, kiedy Morgan jest rozwścieczony, Nessi i Alex do przywrócenia do pionu i Chris, który ciągle chciał coś powiedzieć. Choć wiedziałem, że rozmowa jest nam potrzebna. Odesłała Nessi, myślałem, że uspokoi Morgana. Jednak chciała porozmawiać ze mną, w pierwszej kolejności. Powinienem się cieszyć?
               Teraz prowadziła mnie przez ogromny, chyba miał wymiary boiska do piłki nożnej pokój. Był cały złoto-czerwony. Ale w przyjemnej czerwieni niebijącej w oczy czy za bardzo jasnej. W pokoju było wiele czerwonych ze złotą ramówką foteli i kanap dwu lub trzy osobowych. Było dużo regałów z książkami i niemniej kwiatów. Wiele mniejszych czy większych stolików, na których umieszczono różne przedmioty: figurki, złoty zegar z jakimś bóstwem trzymającym na wodzy delfiny i widocznie stary biały komplet do herbaty w czerwone maki. Pokój był przeszklony z trzech stron jednak grube złote z delikatnym czerwonym wzorem zasłony zwisały wzdłuż krawędzi okien. Na podwyższeniu w prawym rogu pokoju stał przedmiot, który na pewno długo utkwi mi w pamięci. Był to ogromny, spokojnie mógłby być na dwie osoby, fortepian. Był cały czarny i jedyną rzeczą niepasującą do wariantu złoto-czerwonego z nutką zieleni pokoju. Biel klawiszy wyglądała jak pierwszy śnieg i idealnie kontrastowała z czernią fortepianu. Na nim stał pnący kwiatek, który kwitł na czerwono. Dokładnie oplatał fortepian, co zdradzało, że rzadko na nim ktoś gra. Ciekawe czy kiedyś uda mi się na nim zagrać? Pewnie bym podszedł do fortepianu i przejechał palcami po klawiaturze, ale bardziej pragnąłem tej rozmowy z Bellą.
              Nigdy bym nie powiedział, że to ten sam pokój, w którym byliśmy tu po raz pierwszy. Ale widok za oknem to potwierdzał. To była jedyna rzecz, na którą zwróciłem uwagę. Nie obchodziło mnie nic. Wtedy.
              Bella otworzyła drzwi tarasowe na oścież i weszła na duży taras, na którym znajdował się stół i pięć krzeseł. Myślałem, że chce tu porozmawiać, ale zeszła po schodach i skierowała się w jedną z wysypanych kremowymi kamykami ścieżek.
              Bella nie oddychała patrzyła się w dal w słońce. Milczała, tylko szła dalej. Zastanawiałem się, kto pierwszy się odezwie. Ale jeśli ma mi wszystko w końcu wyjaśnić to będę cierpliwy.
               Gdybym nie wiedział, że jest wampirzycą bałbym się, że skręci kostkę. W takich szpilkach po malutkich kamykach! Nie dość, że są wysokie to jeszcze takie cienkie. Bella naprawdę musiała mieć wprawę. A swoją drogą ślicznie wyglądała. Miała na sobie długie białe jeansy i granatowo-kremową, w kwiatki, ziewną tunikę, której fałdy materiału poruszały się przy każdym ruchu i oczywiście te kamelowe sandały. Włosy miała odgarnięte spinkami do tyłu. Była taka śliczna. Pewnie wpadła prosto z jakiegoś ważnego spotkania, bo Christopher był w garniturze i w niebieskawym krawacie. Trzymał w rękach kamelowy szalik, pewnie należał do Belli, jako ochrona przed słońcem na odsłonięte części ciała, bo był w identycznym kolorze, co buty. Jednak jej mina zdradzała emocje, choć wcale nie chciała. Oczy miała zamyślone, usilnie jak rzepa przyczepiona do psiego ogona patrzyła się w dal. Usta miała zaciśnięte w jedną linie. Jej twarz była idealna bez żadnej rysy na czole.  Wydawała się zimna.
            Wszędzie w ogrodzie pachniało słodkim zapachem kwiatów. Było ich mnóstwo od krzaków kwitnących po niskie rabatki kwiatowe. W oddali było słychać szum fontanny. Kolejna? Tamta na dziedzińcu była cudem świata.
            Pewnie każdemu tu poprawia się humor, ale mi nie. Niewiedzącemu czy Bella szuka słów, żeby nie zranić mnie czy siebie. Ta niepewność jest zabójcza.
            Po niej można się wszystkiego spodziewać. Raz mówi, że cię kocha a później godzi się na ślub z innym. Albo mówi, że ma nas gdzieś, a później prosi żebyśmy jej zaufali. Co jest prawdą a co nie ?
- Macie ładny ogród – odezwałem się w końcu, bo nie mogłem znieść tej ciszy. Może to ją pobudzi do rozmowy. – Kto o niego dba? Ginny?
               Ginny była taka sama jak Esme lubiły grzebać w ziemni. Kochały kwiaty drzewa krzewy. To właśnie dzięki nim ogródki przydomowe obfitowały w zieleń.
- Głównie Melanie. Ginny też, ale jak jest tutaj, a jest rzadko. Nessi ma też jedną części, ale z reguły nic tam nie rośnie –  mówiła z trudem. -Reszta nie przejawia większych zainteresowań.
- Czemu tam nic nie rośnie?
- Powiedzmy, że dobrą ogrodniczką ona nie jest - uśmiechnęła się lekko.
            Na wprost z licznych krzewów, gałęzi drzew czy łodyg kwiatów zaczęła się wyłaniać fontanna. Nie tak okazała jak ta na dziedzińcu, ale ładna. I starsza, bo widać po niej upływ lat, choć starannie jest pielęgnowana. Wokół niej był bujny zielony trawnik, na którym obowiązkowo rosły rabatki kwiatów. Niecierpki białe i różowe. Wzdłuż ścieżki było kilka białych marmurowych ławek. Bella bez wahania usiadła na jednej. Tak żeby Ginny miała oko na nią. Znałem dobrze Ginny jeszcze, jako człowieka. Wiedziałem, że będzie się starała nie słuchać rozmowy ewentualnie, że coś ją będzie dotyczyć albo coś ją zainteresuje. Ale lepsza Ginny śliczna blondyneczka niż okropny kędzierzawy brunet Christopher.
            Usiadłem obok Belli, blisko tak, że się stykaliśmy, ale Bella odsunęła się w prawo starała się to zrobić dyskretnie, ale jej się nie udało, zauważyłem to. 
- Edward - zaczęła, ale szybko zamilkła. Pewnie nie wiedziała, co powiedzieć. Od czego zacząć. Sam nie wiedziałem. – Przepraszam – wyszeptała i przeniosła swój wzrok z dali na ziemię.
- Za co ? Już przepraszałaś – zdziwiłem się.
            Nie miałem do niej żalu. O nic. O Morgana ? Nie. Należało mi się. Powinien mnie ktoś pobić do nieprzytomności za to, co zrobiłem Belli. Może tylko wolałbym, żeby to Chris zrobił. On to przynajmniej jest jej mężem, na papierku lub nie ale mężem. A nie bratem jak Morgan, a może kochankiem ?
            Żalu nie mam to po prostu nie rozumiem niczego. Nie mam żalu o Volterrę o nic. Po prostu chcę wiedzieć, dlaczego.
- Przepraszam za wszystko i za to, co za chwilę usłyszysz – powiedziała cicho
- Nie przepraszaj za przyszłość. To bez sens, bo nikt nie wie, co będzie. No z wyjątkiem Alice i Ginny.
               Choć one czasami też nie wiedzą albo się mylą. Westchnęła. Nie brnęła w rozmowę o przyszłości. Odwróciła się w moją stronę. Nie patrząc mi w oczy.
-Pokaż mi ten nos – poprosiła.
- Jest w porządku – zapewniłem ją. Nie bolał. Nawet, jeśli należy mi się.
- Pokaż – nalegała wyciągając ręce.
              Dotknęłam delikatnie mojego policzka później nosa. Właściwie to nie było dotknięcie tylko niemal nie wyczuwalne muśnięcie. Jakby bała się mnie dotknąć.Jakby moja skóra paliła, a ona bała się oparzyć. Jej pseudo dotyk był delikatny, niewyczuwalny dla zwykłego człowieka, muśnięcie malutkim białym piórkiem. Miała długie białe palce takie jak zapamiętałem. Jej paznokcie były zapuszczone.Dawniej nigdy takich nie miała, bo jej obgryzała, teraz najwyraźniej nie.Patrzyłem się jej prosto w oczy, ona unikała mojego wzroku. Złapała mocno mój nos i jęknęła zrezygnowana ciągle nie patrząc mi w oczy.
- Wolałabym, żeby Delia to zrobiła, ale skoro jej nie ma, to muszę sama.Zaboli – ostrzegła
            Przekręciła nos w prawo. Zabolało. Nos najwyraźniej był złamany. Nastawiła go.
- Teraz jest dobrze – odparła. Zabrała ręce momentalnie jakbym miał na twarzy zarazę. – Jest wiele rzeczy, które muszę ci wyjaśnić. Powiedzieć. Tylko nie wiem, od czego zacząć...
- Najlepiej od początku.
- Początek? To nie ma początku przynajmniej ja go nie widzę.
            Milczała. Bardzo chciałam, żeby opowiedziała mi wszystko. Od dnia przemiany. Nie tylko fragment jak ten z Alexem czy częściową prawdę, gdy Alice ją zmusiła. 
- Kiedy byłam w śpiączce – zaczęła niepewnie czy dobrze robi. - Morgan wysłał Luisa, Bridget, Andrew'a, Jack'a, Delię, Doris i Nicolasa w świat na każdy kontynent. Kazał im się rozejrzeć i posłuchać, co inni mówią. Kiedy się obudziłam Morgan nie był wściekły tylko z powodu, że omal nie zginęłam. Okazało się, że mój romans z tobą wyszedł na jaw. Już ci kiedyś mówiłam, że raczej wampiry mają na mnie ochotę - jęknęła kwaśno. - Ale najważniejsze jest, że Volturi mają haka i to jeszcze znaleźli najczulszy punkt, który zaboli nie tylko mnie. Wiesz, że gdybyś mógł mieć na zawsze spokój z Volturi i robić, co chcesz i zyskać ich przyjaźń to byś zrobił wszystko. Volturi wyznaczyli nagrodę za złapanie was, ale jest jeden haczyk, my mamy się o tym nie dowiedzieć.Suilvianom to się prawie udało, ale w końcu prawie to wielka różnica.  Morgan postanowił uciszyć te plotki o mnie i o tobie i zasugerował ceremonię. Cóż, ja się zgodziłam.
- Co cię inni obchodzą? Po co ci ta ceremonia ? Masz już ślub z nim –jęknąłem starając się żeby nie wyczuła jak się tego brzydzę.
- Edward – westchnęła odgarnęła brązowe kosmyki włosów z policzka, które rozwiał wiatr. – Ceremonia jest czymś w rodzaju widowiska publicznego okazaniu uczuć jak bardzo kochasz tą osobę i jak bardzo bez niej żyć nie możesz. Tak było na początku. Później to po prostu pewność, że ktoś cię nie zostawi. Mało osób ją ma. Malutki procent wampirów, no niekoniecznie wampirów Lady Giovanna i Lord August ją mają, ale oni to inna sprawa. U nas ma ją Bridget i Andrew oraz Jonathan i Aurora. Melanie kiedyś powiedziała, że dla niej ceremonia to brak zaufania do drugiej osoby i brak pewności, że ona cię kocha. Według mnie ma racje.
- Czemu ? Skoro to widowisko tylko dla innych? Powiedź mi cokolwiek –jęknąłem błagalnym tonem.
              Wzięła głęboki oddech. Urwała czerwoną różę z krzewu, który rósł za nami. Powąchała i mieliła łodygę w dłoni.
- Całego przebiegu ci nie opowiem, bo na pewno dostaniesz zaproszenie –powiedziała drżącym głosem.
            Milczeliśmy. Obydwoje. Próbowałem ją zmusić, żeby spojrzała mi w oczy. Niestety. Unikała, nie chciała, a może nie mogła nie miała siły spojrzeć mi w oczy. Odwróciłem się i spojrzałem na taras. Cały czas siedziała na nim Ginny i przeglądała gazetę. Kiedy zauważyła, że na nią patrzę uśmiechnęłam się kwaśno. Szepnęła bezgłośnie „Próbowałam, naprawdę”. Wiedziałem. Ona zawsze potrafi kogoś przekonać, ale jeśli jej to się nie uda, to sprawa zamknięta.
- Ile mam czasu, żeby cię od tego odwieźć? – zapytałem bez ogródek. Trzeba wiedzieć, na czym się stoi.
            Nie odpowiedziała od razu. Otwierała i zamykała usta. Zastanawiał sie czy powiedzieć prawdę, czy skłamać.
- Albo trzy miesiące albo rok.
            Trzy miesiące? Czyli miałoby to się odbyć pod koniec listopada. Ale przecież jest tak mało czasu. Nie zdążę jej przekonać, że źle robi. Przecież będzie ciągle zajęta. A to wszystko zaplanować trzeba. Nie będzie jej. A jeśli będzie to nie będzie miała czasu. A rzekom niewiedza jest błogosławieństwem. Prawda, prawda. Wolałabym ten rok. Ale to też mało czasu. Ale przynajmniej więcej niż trzy miesiące. Tak czy siak muszę coś szybko zrobić.
- W którym momencie zrobiłem błąd? Ten największy?
            Wiedziałem, że zostawienie jej to był błąd życia. Wiedziałem. Po prostu chciałem to usłyszeć od niej.
- Każdy popełnia błędy. Małe albo duże. To bez znaczenia, kiedy i który był największy. Możesz robić dziesięć małych błędów i jeden duży sale w ostatecznym rozrachunku to te małe wyrządzą więcej szkód. Ty popełniłeś kilka, ja też a może nawet więcej. Nie ma sensu tego rozdrapywać. Zostawmy to tak jak jest.
            Cóż za dyplomatyczna odpowiedź! Chcesz mi powiedzieć, że nie popełniłem błędu zostawiając cię? Nie?
- Chwila… a co z nami? – w końcu się odważyłem zapytać. Chciałbym straszliwie jak niczego na świecie żeby ceremonia była przykrywką, ale jednak czułem, że nie. Mały płomyk tlił się wewnątrz mnie, że Bella mnie nie zostawi. Coś wymyśli. Przecież póki, co jakoś wykombinowywała.
            Zadrżała. Przymknęła powieki i starała się nie uronić ani jednej łzy, choć oczy miała zaszklone. Wzięła głęboki wdech. Odwróciła się w przeciwną stronę,tak, że widziałam jej prawej profil.
- Myślałam dużo nawet bardzo dużo. Układ był dobry. Oficjalnie żona okrutnego wampira a tak naprawdę spokojne życie gdzieś w małym domku na plaży.Ty ja i Nessi a parę kilometrów dalej reszta. Taak to był dobry układ, ale czułam, że by się nie sprawdził, ale miałam nadzieję. Nie byłby idealny. Nigdy byś nie mógł mnie dotknąć publicznie, pocałować, stać bliżej niż inni.Bylibyśmy obcy dla siebie. Ale ja bym nie dała rady... Chyba. Ale może…
- Bella. Ty nie chcesz czy nie możesz zostawić Christophera?
            Sam się zdziwiłem, gdy to pytanie wypłynęło z moich ust. Pragnąłem je zadać od chwili, gdy zgodziła się do mnie wrócić, ale odpowiedź mogłaby być katastrofą lub cudem. Dopuszczałem człon nie mogę, ale co jeśli powie nie chce? To mnie zabije. To zabije nas, na zawsze. To ja ją skrzywdziłem. Chris nigdy. On przy niej był. Ja nie. Chyba nie potrzebnie zadałem to pytanie.
            Spojrzała na mnie. Pierwszy raz odkąd Chris kazał jej jechać do Montrealu przed tą całą historią z Volturi. Spojrzała mi w oczy. Miała czarne tęczówki. Nie polowała od wielu dni. Była głodna i zmęczona. Jednak uciekła wzrokiem momentalnie. Odwróciła głowę w przeciwną stronę i przegryzła wargi. Tak samo jak Nessi. Teraz wiem, po kim to ma. Złapałem ją za podbródek i odwróciłem w moją stronę. Miała łzy w oczach. Przecież ja nic nie powiedziałem.
- Bello…– Czyżbym nie tylko ja chciał nie znać odpowiedzi. Myślę, że ona sama się gubi w uczuciach. Szkoda, bo ja mam je sprecyzowane. Tylko ona.
- Nie możesz mi mówić Isabell? – jęknęła z trudem pojedyncza łza spłynęła jej z lewego oka. Łza smutku. Otarłem ją wieszczem dłoni.
- Obawiam się, że nie, bo ja rozmawiam z Bellą a nie Isabell – podniosłem lewy kącik warg do góry.
- Ciekawe, że potrafisz to rozróżniać, bo ja nie – warknęła i wstała gwałtownie z ławki. Podniosłem się momentalnie i złapałem za ramię. Przyciągnąłem ją do siebie. Miała spuszczony wzrok. Chciałem ja pocałować. Tak rzadko to robię. Nie mam ku temu okazji. A ostatnio pocałunek zdziałał cuda.
               Trzymałem ją za ramię. Bella podniosła zmęczony wzrok na mnie. Po czym zaraz spuściła. Nie wyrywała się. Chciałem ją jedną ręka przytulić, ale ona odsunęła się w prawo. Zbliżałem swoją twarz do jej a ona zamknęła oczy i westchnęła ciężko, odsunęła się jeszcze bardziej. I jęknęła zmęczonym głosem.
- Nie rób tego. Zostaw mnie Zostaw to wszystko. Niech będzie tak jak było, czyli nic. Proszę zostaw mnie...
- A może ja cię za bardzo kocham, żeby to tak zostawić. Między nami jest coś cudownego, czemu ucinasz pęczek dwumetrowego kwiatu, tuż przed rozkwitnięciem?
              Jej ton momentalnie stał się zimny i bezuczuciowy i wykrawała się z uścisku.
- Edward wyjaśnijmy sobie raz na zawsze – przeczesała dłonią włosy i skręciła w prawo w wazką dróżkę między czerwonymi krzewami róż. Nie wiedziałem,że tam jest dróżka.
            Poszedłem za nią. Bella niezwracaną uwagi czy idę za nią. Tempo zdradzało,że jest zdenerwowana i zniecierpliwiona. Nie wiem, czemu ma taką alergię na słowo "kocham". W końcu dotarła do celu, bo zwolniła. Zaciągnęła mnie do niedużego okręgu pośrodku z fioletową rabatką w około była ścieżka wyłożona kamykami.
            Po prawej stronie była ławka cały okręg był obrośnięty wysokimi gęstymi drzewami i żywopłotem. Taki mały tajemny schowek. Pewnie nie chce żeby nikt słyszał. Ciekawe czy Ginny za nami pójdzie. Usiadła na ławeczce, która była w pełnym słońcu. Momentalnie na jej bladej twarzy, odkrytych ramionach przez tunikę i na stopach, na których miała wysokie sandałach pojawiły się miliony iskier.
- Dobra mamy chwilę zanim Ginny zorientuje się gdzie jestem. Nie chce żeby słyszała, bo walnie następny wykład.
               Co fakt to fakt jak Ginny walnie wykład to masakra. Będzie gadać pół dnia dosłownie. I ciągle to samo tylko w winnej konstrukcji zdań i innymi słowami. Ale ciągle to samo. Ten sam sens zdania. Ogada się ogada. Z reguły po pięciu minutach nikt jej nie słucha no chyba, że krzyczy.
- Słuchaj uważnie, bo nie będę tego powtarzać – ryknęła. Zaczęła się przygotowywać do ataku. Nastroszyła się jak kotka. Jak małe słodkie kocie,które raczej nie miało, czym atakować a i tak się rzucało.
- Okey. Ja byłam człowiekiem ty byłeś wampirem. Niepotrzebnie mnie wciągnąłeś w mroczny świat. A jeśli już to zrobiłeś miałeś dwa wyjścia albo mnie zabić albo przemienić. Nie wybrałeś żadnego. Tylko po prostu odeszłeś kierowany swoim i tylko swoim egoizmem. Niczym więcej. Ok. chciałeś żebym…
              Chciałem coś powiedzieć, ale Bella nie dopuszczała mnie do słowa. Chciałem żebyśmy wrócili do mojego odejścia. Bo jak tylko usłyszała powód mojego odejścia zamrugała powiekami i przyjęła to tak spokojnie. Nie pisnęła nic, nie uderzyła, nie krzyknęła. Nie zrobiła kompletnie nic. Tylko ze stoickim spokojem przyjmowała to, co usłyszała ode mnie. Nawet, jeśli wewnętrznie się gotowała to tego nie było widać. Ale to jest niemożliwe żeby ją to nie obeszło. Żeby była taka spokojna.
            Niech krzyczy na mnie, uderzy mnie. Cokolwiek zrobi.
- Chciałeś żebym spędzała czas wśród ludzi tylko, że ja już wtedy należałam do mrocznego świata.  I nie miałam ochoty przynależeć do ludzi. Wiesz jak to cholernie bolało? Wiesz jak ciężko było wstać do szkoły? Wiesz jak na każdym kroku cię wiedziałam albo czułam? Byłeś wszędzie. Wiesz, jakie to potworne uczucie było przechodzić obok zakochanej pary? W pewnym momencie byłam aż tak wyniszczona wewnętrznie z braku ciebie, że zaczęłam się wszędzie widzieć? Złamałaś obietnice! Miało być tak jakbyśmy się nigdy nie poznali, tak? Ale tak nie było. A jak myślisz jak się czułam, kiedy okazało się, że jestem w ciąży, z wampirem? Z wampirem, który mnie nie chce i mnie nie kocha? A którego ja kochałam tak bardzo, że byłam gotowa umrzeć żeby tylko urodzić jego dziecko? - Jej słowa ociekały zabójczym jadem. A po zmęczeniu nie było śladu. Wiem, skrzywdziłem ją, ale ja też cierpiałem. - Wcale nie było lepiej jak Nessi się urodziła. Ona była namacalnym dowodem, że istniałeś. Obecność Ginny dało się wytłumaczyć przyjaciółka Chrisa. Naprawdę ciężko było patrzeć na Nessi inie widzieć ciebie. Edward lata minął a mi w cale nie było lepiej. Raz nie wytrzymałam. Dowiedziała się gdzie będziecie. Mieliście wykupione bilety do teatru. Pojechałam tam, ale będąc w progu drzwi uświadomiłam sobie, że choć teraz należę do twojego świata to ty nie należysz do mojego. Zdałam sobie sprawę, że jeśli tam wejdę umrę podwójnie. Nie zniosłabym widoku ciebie szczęśliwego spokojnego, kiedy ja wewnętrznie krwawiłam. Nie dałabym rady. Nie weszłam wróciłam do domu.  Niedługo potem pojawił się Alex. I musiałam całą ta energię, którą poświęcałam na płacz za tobą przeznaczyć na Alexa. Z nim zawsze było dwa razy gorzej niż z Nessi... Ona była aniołem w porównaniu do Alexandra. Nie miałam czasu myśleć. Miałam dwójkę dzieci do wychowania. Początkowo nie pamiętałam jak się nazywa. Z Alexem trzeba było uważać czy nie spali piłki, którą się akurat bawi. Kiedy Ginny, Chris i Jacob mnie odciążyli znowu wszystko wróciło. Myśli o tobie. Jacoba odesłałam do college. A reszcie kazałam pomagać a nie wyręczać mnie. Przez dziesięć lat w ogóle nie myślałam. Ciągle byłam zajęta dziećmi. Później w miarę jak Alex był obliczalny i panował nad darami zaczęłam mieć czas wolny. Miałam go mało, bo mało, ale miała. Wtedy głównie jechała do znajomych. Ale szybko wracała. Do Forks wracałam dla taty . Nie śmiałam zrobić ani kroku dalej, Weszłam w prawe w unikaniu wszystkiego, co ciebie przypomina. Kiedy Alex wyjechał do swojej genetycznej rodziny do Splitu w Chorwacji miała ogromnie dużo czasu. Nessi była duża. Chris widząc, że robię się smutna wywiózł mnie Ginny i Nessi na chorwacką wyspę. Dwie godziny promem do Splitu. Dokładnie poznałam Nótt Phantomsów i jakoś leciało. Jednak pewnego września coś pękło. Kazałam się Christopherowi wywieźć gdzieś. Na jakieś przyjęcie. Oczywiście uciekłam i pognałam do parku. Miałam wtedy załamanie, bo dawno nie czułam się tak fatalnie. Prawie postanowiła biec do Ameryki cię odszukać. Ale szybko się opanowałam. Popłakałam sobie trochę i przypadkiem wpadł na mnie Morgan. Nie spuszczał ze mnie wzroku na przyjęciu. Christopher chciał mu się nawet przedstawić, ale jego ówczesny towarzysz mu to odradził twierdząc, że jeśli on tego będzie chciał to sam wyjdzie z inicjatywą. Wiedziałam, ze nie jest zwykłym nomadem czy przeciętnym wampirem ze swoim terytorium. Wydawał się być arystokratą królem lub kimś z rodziny królewskiej. Było czuć, że jest z wyższych sfer. Przedstawił się szarmancko i bez żadnych oporów zaproponował mi zamieszkanie w jego domu. Twierdził, że jeśli zamieszkam z nim już teraz to będę mogła wybrać sypialnie. Wiedziałam, kim jest i wiedziała, że nikt mu nigdy nie odmówił. Powiedziałam, że się zastanowię. Przedyskutuję z rodziną. On udawał, że się dziwi, ale wiedziałam o mnie wszystko. W zasadzie podjęłam decyzję w chwili, gdy zapytał, ale przez grzeczność powiedziała, ze muszę porozmawiać z rodziną. Pewnie gdyby zapytał mnie w innym dniu, bym się nie zgodziła.  Trafiło mu się. Tydzień później zamieszkałam w Montrealu. Z dnia na dzień przestałam o tobie myśleć. Później Jacob oświadczył, że ostaje wilkołakiem na zawsze, bo nie chce przeżyć życia bez zaznania szczęśliwej miłości. Znalazła kilku wyznawców swojej teorii i powstali Dzieci Gwiazd. Udało mi cie cały klan udobruchać, żeby zamieszkali obok. W miarę upływu lat wszyscy się zaprzyjaźnili w pewnym sensie. Dla naszego wspólnego dobra tylko my wiem jak się nawzajem zabić. Obydwoje jesteśmy świetnymi wojownikami. Jesteśmy nie do zabicia przez innych. Parę lat po moim dołączenie do Morgana ktoś, ale nie wiem, kto doniósł, Volturi że Nessi niestała się wampirem w normalny sposób. Wiesz Edward my jesteśmy osobami publicznymi każdy o nas dużo wie. Praktycznie jesteśmy wszędzie. Volturi w całej okazałości złożyli nam wizytę. Wyrok padł na Nessi i resztę, która się za nią wstawi. Morgan pierwszy się ruszył i warknął, że jeśli ktoś się zbliży zabije. Felix się rzucił na Morgana, który po paru chwilach powali go i chciał skręcić kark. Powstrzymałam go. Morgan zaproponował układ z Volturi. Mieliśmy się nawzajem ignorować. I nie ingerować w swoje sprawy. Mieliśmy dla siebie nie istnieć. Mieli nas zostawić w spokoju. W zamian na za to Aro chciał mnie. Do dziś uchodzę za jedyną wampirzyce na świecie, na która żaden dar nie działa, ale mogę to rozszerzyć na inne osoby. Wiesz jakby to Aro wykorzystał? Wtedy nie tylko Morgan nie wytrzymał. Wszyscy się rzucili na siebie. Mnie i Nessi Chris ode pchał do tyłu. Każdy z Volturi oprócz wielkiej trójki stracili przytomność. Wystarczyło tylko ich spalić żeby zginęli. Morgan i zaproponował, że może im przywrócić do życia za zostawienie nas w spokoju. Za ignorowanie nas. Obydwoje dobili targu. Mieli zostawić Nessi w spokoju, ale jeśli inni się dowiedzą o niej zabiją nas wszystkich. Aurora zgodził się zamieszkać w Volterze a Jonathan poszedł za nią. Wiesz, jakiego szoku doznali, że dali się tak podejść? Od tamtej pory oni marzą żeby nas zabić, bo jesteśmy jedynymi osobami, które im zagrażają. Volturi zaczęli wypuszczać różne plotki. O krwiożerczych potworach. Zabijaniu i zabijaniu nie tylko l Idzi, ale też wampirów. Mieliśmy być wyrafinowanie z klasą, groźni, opanowali bezlitośni władczy poważni i nie mieć szacunku dla życia nawet wampirzego. Większość tych cech jest nieprawdziwa, ale Morganowi podobało się, że wokół każdego z Dowsonów był narysowany krąg, którego nikt nie przekraczał. Jakby przeźroczysta bariera ochronna. No to tak zostało tylko, dlatego żeby każdy zostawił na spokoju. Sam zobaczysz, że niczym tego opisu nie przypominamy. Tu jesteśmy prawdziwi. Choć ja nie odróżniam tego. Ja jestem Isabellą na każdym kroku. Belli nie ma zniknęła wraz z dwutysięcznym dziewiątym rokiem. Jestem Isabellą.  Później Aro stawał na rzęsach żebym się do niego przyłączyła. Wiedziałam, że nie chciał żebym tylko w straży przybocznej. Byłam nim zmęczona do tego stopnia, że wyszłam za Christophera. Oczywiście Morgan dostał szału. Liczył a w zasadzie nadali liczy, że to jednak z nim będę. Niestety nie. Pewnego dnia właściwe nocy została zabita, Didyme żona Marka. Rzekomo cała winę ponosi mój brat, Alex. Bo był tam wtedy. Był to najgorętszy okres walk, między Volturi a w zasadzie wampirami a Nótt Phantomsami. Obydwoje sądzili, że zagrażają sobie nawzajem. Alex mówił, że tego nie zrobił, ale cóż pochylał się nad ciałem Didyme i Marcus to zobaczył. Alex uciekł a Marcus przysiągł zemstę. Dowiedział się ze ja wiem gdzie jest Alex. Kazał mi powiedzieć, ale ja powiedział, że najpierw musi mnie zabić żeby dopaść Alexa. Wtedy stwierdził, że będzie mnie tak dręczyć, ze sama mu dam Alexa na tacy. No i w ramach tego dręczenia porwał was. Miał dużo osób w garści mnie Ginny, Nessi. Miał mocne karty tylko jak zawsze nie wiedział, co z nimi zrobić…
            Zawiesiła głos. Przełknęła głośno ślinę i założyła nogę na nogę. Jej ton stawał się spokojniejszy i cichszy.
 - Edward ja uświadomiłam sobie parę rzeczy. W zasadzie to po waszym porwaniu. Ja prawie zginęłam przez was. Zawsze uważam, że śmierć za ukochaną osobę to dobra śmierć, ale ja nie mogę umrzeć. Sto piędzie siat lat temu, kiedy James mnie zaatakował mogłam. Ale teraz nie. Mam obowiązek opiekować się Nessi do swojej śmierci. Ginny jakoś znosi bycie daleko od Rosalie Kathleen, ale ja od Nessi nie. Z resztą ja muszę żyć dla niej, Chrisa.. I dla Morgana on się zabije, jeśli coś mi się stanie. Wiem to.  Edward natomiast Christopher w tej całej historii jest jak cichy anioł stróż. Cichutki niewidoczny, ale jak ci jest smutno pojawia się w mgnieniu oka. To on nauczył mnie jak to wszystko wytrzymać. Jak mam nie płakać patrząc na Nessi. To dzięki niemu jestem tu gdzie jestem i nieopętana z barku ciebie. I niewyniszczona wewnętrznie. I przede wszystkim nie straciłam zdolności kochania. Mój ojciec Charlie powiedział mi kiedyś żebym nauczyła się kochać to, co dobre dla mnie. Nauczyłam się. Kocham Christophera. Może nie ma między nami pociągu fizycznego, namiętności, ale się kochamy. Nie umiem ci tego wytłumaczyć, ale wiem jedno. Edward kocham się najmocniej na świecie. I jesteś miłością mego życia, ale zaprzepaściłeś to. Przez swój egoizm i chore przekonanie swojej duszy. Przez lata organizowałam sobie życie bez ciebie i pewnych decyzji cofnąć się nie da. Pomimo tego, że cię kocham umiem żyć bez ciebie i.. chcę żyć bez ciebie.. Kocham cię, ale ja nie chcę być z tobą. Chcę być z Christopherem. Wolę jego. Przepraszam, jeśli kiedyś robiłam ci złudne nadzieje. Owszem wydawało mi się, że największy problem toto, kim jestem, jaką jestem. Że jesteś w niebezpieczeństwie będąc niedaleko mnie. Ale nie.. Problem to te 150 lat życie bez ciebie. Pomijając te krótkie epizody to byłam szczęśliwa. Naprawdę było mi dobrze. Spojone ciche życie. Bez żadnych ekscesów. Miliony przeczytanych książek i oglądanych filmów. Dziesiątki kierunków na studiach i nauczonych języków. Tysiące zwiedzonych krajów, wysp, zabytków. Setki rejsów w pełnym morzu. Biliony przyjęć, na które z reguły nie miałam ochotę chodzić. Była szczęśliwa dzięki Chrisowi i nie chce tego zmieniać….- Spojrzała na mnie oczekując na jakąś reakcje. Do mnie to po prostu nie dochodziło. Nie czułem, że to się dzieje.
- Zastanawiasz się pewnie, co jest w Christopherze takiego. O tusz nic nadzwyczajnego. Po prostu nie ma ani jednej cechy twojej, nawet najmniejszej. Z Morganem nie wytrzymuję, bo ma twoją cechę, pilnowanie mnie na każdym kroku...Obydwoje macie obsesje na punkcie mojego bezpieczeństwa. Jakbyście chciał przyjąć na siebie kulę skierowaną we mnie. Natomiast Chris nigdy by nie przyjął na siebie kulki, on by zabił tego, kto trzyma pistolet. Christopher niczym ciebie nie przypomina. Ani wygląd ani charakter. I dlatego z nim wytrzymuję. Nie powiem zostańmy przyjaciółmi, bo nie ma takiej opcji. Proszę cie tylko, żebyś się pogodził z moją wolą. Nie wiem znajdź sobie kogoś, ale o mnie nie marz. Nigdy nie będę z tobą. Zostaw mnie. Możesz całą energię poświeć Nessi. Ja tak zrobiłam. Edward kocham cię, ale przy tobie będę cierpieć a już dawno limit cierpień wykorzystałam. I będzie mi cholernie brakowało Christophera. To bez niego nie umiem żyć.
- Nie będziesz cierpieć – rzuciłem luźno.
- Będę. Wiesz o ty.
            Pocałowała mnie delikatnie w usta. Czule i słodko. We wszystkich książkach czy filmach ostatni pocałunek jest długi i namiętny. Ale życie to nie bajka...
            Później odwróciła się na pięcie i szła do domu. Ja zostałem zaszokowany tym wszystkim. Nie chce mnie. Chce Chrisa. Sam jestem sobie winien. Są małżeństwem od przynajmniej stu lat, spędzają ze sobą każdą sekundę. Znają się przez sto pięćdziesiąt lat. To logiczne, że są blisko, pytanie jak blisko. Najwyraźniej na tyle, że zostaje z nim. Ale to jest pozbawione jakiegokolwiek sensu, kocha mnie a zostaje z Christopherem, bo nie potrafi żyć bez niego a beze mnie tak? A może robi to specjalne? Tak samo jak ja sto pięćdziesiąt lat temu, tam w lesie dla celów wyższych?
            Jednak wróciła i jej wzrok zmienił się kompletnie.
- Edward mówiliście komuś, że mnie znacie na innym podłożu niż wszyscy …?
- Pytasz się czy wykrzyknąłem, że byliśmy razem, mamy dziecko i później cię zostawiłem, a ty stałaś się wampirzycą i tak dalej?
- Taak – jęknęła.
- To nie
- Bella – warknęła Ginny pojawiając się zaraz za plecami Belli. Była zezłoszczona.
- Chciałam być sama z Edwardem – odpowiedziała spokojnie.
- Masz szczęście, że Chris pilnuje Morgana – powiedziała podenerwowana z tym charakterystycznym dużymi złotymi oczami.
- A jak myślisz, po co go tam wysłałam ? - Jęknęłam Bella. - Zaprowadzisz Edward do jego pokoju, bo coś sobie uświadomiłam, i muszę porozmawia z Chrisem? – Poprosiła i odchodziła. Strasznie się jej śpieszyło.
- To, że odwołujesz ceremonię? – Pisnęła Ginny z nadzieją w głosie. Oczy momentalnie się jej zaświeciły. A mi ostatni płomień nadziei się zapalił.
- Nie.  – Krzyknęła i spojrzała kwaśno z ukosa - To, że Marcus nie miał pojęcie gdzie uderzyć.
- Jak to?- Zdziwiła się.
- Musze porozmawiać z Chrisem – jęknęła.
            Blondynka westchnęła tylko zrezygnowana. A mój płomień nadziei zgasł.
            Bella wybiegła jakby ją ktoś oparzył wrzątkiem. Ginny wołała za nią, ale najwyraźniej Bella musi to przedyskutować z Chrisem. Prychnęłam.
            Lubiłem, kiedy Ginny stała w pełnym słońcu. Zawsze porównywałem jej długie, kręcone, blond włosy do słońca. I zawsze dochodziłem do tego samego wniosku.Kolory były identyczne.  Pomimo tego, że traktuje ją jak siostrę lubię na nią popatrzeć. Jest najładniejszą kobieta na świecie. Taka najładniejsza rzeźba w ekskluzywnym muzeum.  Po prostu najładniejsza na świecie. Gdybym nie kochał Belli zakochałbym się w niej, jak każdy facet.
            Skierowałem swój wzrok na Ginny.
- Nie słyszałam, ale domyślam się, co powiedziała. Stała się strasznie uparta. Chyba nawet gorzej od Rosalie. Przykro mi Edward, ale sam sobie jesteś winny – zaplotła ręce na piersiach. – Mówiłam, że źle robisz. Nadal się nie nauczyłeś, że mnie się słucha? Zawsze.
- Ej Ginny… A co z twoim nie poddawaj się ? Nie wszystko stracone. Co z wyzywaniem mnie od idiotów, głupców i tak dalej ...?
            Zawsze tak robiła. Zawsze.
- Nie tym razem. Znam ją. Jeśli przekonała Chrisa do tego, a on kocha dziewczyny, do uwięzienia go na sznurku...To zdania nie zmieni. Z resztą ona zdań nie zmienia.
- Zmieni! Ja tu jestem. Tylko pomóż mi to przełożyć na jak najdalej się da. – Sam się zdziwiłem swoją pewnością, nie tylko w głosie, ale także w sobie.
- Nie będę musiała.
- Jak to ? – zdziwiłem się.
- Jack mnie blokuje, ale Chrisowi coraz mniej się to podoba. Rozmawiał się z Aurorą o zmianie warunków ceremonii. O ile ją znam to nic z tego. Ale jednego bądź pewien Christopher nie jest zimnym draniem i wie, co to nieszczęśliwa miłość. Nawet, gdy był w Klanie Suilvianów nie był chamem.
- Co mam robić? Powiedz mi. Ty zawsze wiesz.
- Jeśli chcesz zaglądną w przyszłość to Jack'a nie może być w zamku. Ty naprawdę sądzisz, że coś się da zrobić ?
- Nie sądzę tylko wiem.
- Nie znasz jej. Znałeś człowieka nie wampira. Nie opieraj się na dawnej Belli, bo ona na prawdę nią nie jest. Widać po wszystkim strojach, zachowaniu, decyzjach…
-Opowiesz mi, o co chodzi w tej ceremonii. Dlaczego nie można tego złamać?
- Bo w umyśle zostaje zaszczepiona formuła przysięgi. I kropka. Masz to w umyśle nie w sercu. Dlatego ja tego nie mam. Jeśli jesteś zdeterminowany porozmawiaj z Aurorą, bo to wszystko jej. Do Morgana się nie zbliżaj. Alexa Bella nie słucha. Chris raczej nie będzie chciał z tobą gadać. Jeśli kogoś się posłucha w tej sprawie to Jacoba lub Delię. Choć ta z nią rozmawiała. A raczej powiedziała jedno zdanie: „ Nie rób nic wbrew sercu, bo to cię zniszczy” a odpowiedź brzmiała: „ Umysł jest silniejszy od serca ".
            Posłałem jej pytające spojrzenie. Nigdy nie była wścibska. Nie musiała wszystkiego wiedzieć. To ją różniło od Alice.
- No, co w zamku jest świetna akustyka ? Tu się nie ma sekretów. Przywyknij. Choć zaprowadzę cie do pokoju.
            Poklepała mnie po ramieniu.
            Ciekawe i głupie. Nikt w ciebie nie wierzy nawet ta, która wierzy we wszystko. No oprócz samego siebie. Czyli zostaje sam na polu bitwy, przeciw setnej armii. Sam. Nawet nie wiem skąd mam tą pewność. Po prostu wiem, że nie oddam kobiety, którą kocham i ona mnie kocha tylko jej to uczucie się źle kojarzy. Nie oddam jej. Nigdy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz