Zdziwiłem
się, gdy Bella poprosiła mnie o rozmowę. Jak do tej pory zawsze to ja ją
prosiłem lub sam zaczynałem. Ona nigdy. Ale nie myślałem, że poprosi teraz.
Teraz, kiedy Morgan jest rozwścieczony, Nessi i Alex do przywrócenia do pionu i
Chris, który ciągle chciał coś powiedzieć. Choć wiedziałem, że rozmowa jest nam
potrzebna. Odesłała Nessi, myślałem, że uspokoi Morgana. Jednak chciała
porozmawiać ze mną, w pierwszej kolejności. Powinienem się cieszyć?
Teraz prowadziła mnie
przez ogromny, chyba miał wymiary boiska do piłki nożnej pokój. Był cały
złoto-czerwony. Ale w przyjemnej czerwieni niebijącej w oczy czy za bardzo
jasnej. W pokoju było wiele czerwonych ze złotą ramówką foteli i kanap dwu lub
trzy osobowych. Było dużo regałów z książkami i niemniej kwiatów. Wiele
mniejszych czy większych stolików, na których umieszczono różne przedmioty:
figurki, złoty zegar z jakimś bóstwem trzymającym na wodzy delfiny i widocznie
stary biały komplet do herbaty w czerwone maki. Pokój był przeszklony z trzech
stron jednak grube złote z delikatnym czerwonym wzorem zasłony zwisały wzdłuż
krawędzi okien. Na podwyższeniu w prawym rogu pokoju stał przedmiot, który na
pewno długo utkwi mi w pamięci. Był to ogromny, spokojnie mógłby być na dwie
osoby, fortepian. Był cały czarny i jedyną rzeczą niepasującą do wariantu
złoto-czerwonego z nutką zieleni pokoju. Biel klawiszy wyglądała jak pierwszy
śnieg i idealnie kontrastowała z czernią fortepianu. Na nim stał pnący kwiatek,
który kwitł na czerwono. Dokładnie oplatał fortepian, co zdradzało, że rzadko
na nim ktoś gra. Ciekawe czy kiedyś uda mi się na nim zagrać? Pewnie bym
podszedł do fortepianu i przejechał palcami po klawiaturze, ale bardziej
pragnąłem tej rozmowy z Bellą.
Nigdy bym nie powiedział, że
to ten sam pokój, w którym byliśmy tu po raz pierwszy. Ale widok za oknem to
potwierdzał. To była jedyna rzecz, na którą zwróciłem uwagę. Nie obchodziło
mnie nic. Wtedy.
Bella otworzyła drzwi tarasowe
na oścież i weszła na duży taras, na którym znajdował się stół i pięć krzeseł.
Myślałem, że chce tu porozmawiać, ale zeszła po schodach i skierowała się w
jedną z wysypanych kremowymi kamykami ścieżek.
Bella nie oddychała patrzyła się w dal w słońce. Milczała, tylko szła
dalej. Zastanawiałem się, kto pierwszy się odezwie. Ale jeśli ma mi wszystko w
końcu wyjaśnić to będę cierpliwy.
Gdybym nie wiedział, że
jest wampirzycą bałbym się, że skręci kostkę. W takich szpilkach po malutkich
kamykach! Nie dość, że są wysokie to jeszcze takie cienkie. Bella naprawdę
musiała mieć wprawę. A swoją drogą ślicznie wyglądała. Miała na sobie długie
białe jeansy i granatowo-kremową, w kwiatki, ziewną tunikę, której fałdy
materiału poruszały się przy każdym ruchu i oczywiście te kamelowe sandały.
Włosy miała odgarnięte spinkami do tyłu. Była taka śliczna. Pewnie wpadła
prosto z jakiegoś ważnego spotkania, bo Christopher był w garniturze i w
niebieskawym krawacie. Trzymał w rękach kamelowy szalik, pewnie należał do
Belli, jako ochrona przed słońcem na odsłonięte części ciała, bo był w
identycznym kolorze, co buty. Jednak jej mina zdradzała emocje, choć wcale nie
chciała. Oczy miała zamyślone, usilnie jak rzepa przyczepiona do psiego ogona
patrzyła się w dal. Usta miała zaciśnięte w jedną linie. Jej twarz była idealna
bez żadnej rysy na czole. Wydawała się zimna.
Wszędzie w ogrodzie pachniało słodkim
zapachem kwiatów. Było ich mnóstwo od krzaków kwitnących po niskie rabatki
kwiatowe. W oddali było słychać szum fontanny. Kolejna? Tamta na dziedzińcu
była cudem świata.
Pewnie każdemu tu poprawia się
humor, ale mi nie. Niewiedzącemu czy Bella szuka słów, żeby nie zranić mnie czy
siebie. Ta niepewność jest zabójcza.
Po niej można się wszystkiego
spodziewać. Raz mówi, że cię kocha a później godzi się na ślub z innym. Albo
mówi, że ma nas gdzieś, a później prosi żebyśmy jej zaufali. Co jest prawdą a
co nie ?
-
Macie ładny ogród – odezwałem się w końcu, bo nie mogłem znieść tej ciszy. Może
to ją pobudzi do rozmowy. – Kto o niego dba? Ginny?
Ginny była taka sama
jak Esme lubiły grzebać w ziemni. Kochały kwiaty drzewa krzewy. To właśnie
dzięki nim ogródki przydomowe obfitowały w zieleń.
-
Głównie Melanie. Ginny też, ale jak jest tutaj, a jest rzadko. Nessi ma też
jedną części, ale z reguły nic tam nie rośnie – mówiła z trudem. -Reszta
nie przejawia większych zainteresowań.
-
Czemu tam nic nie rośnie?
-
Powiedzmy, że dobrą ogrodniczką ona nie jest - uśmiechnęła się lekko.
Na wprost z licznych krzewów,
gałęzi drzew czy łodyg kwiatów zaczęła się wyłaniać fontanna. Nie tak okazała
jak ta na dziedzińcu, ale ładna. I starsza, bo widać po niej upływ lat, choć
starannie jest pielęgnowana. Wokół niej był bujny zielony trawnik, na którym
obowiązkowo rosły rabatki kwiatów. Niecierpki białe i różowe. Wzdłuż ścieżki
było kilka białych marmurowych ławek. Bella bez wahania usiadła na jednej. Tak
żeby Ginny miała oko na nią. Znałem dobrze Ginny jeszcze, jako człowieka.
Wiedziałem, że będzie się starała nie słuchać rozmowy ewentualnie, że coś ją
będzie dotyczyć albo coś ją zainteresuje. Ale lepsza Ginny śliczna blondyneczka
niż okropny kędzierzawy brunet Christopher.
Usiadłem obok Belli, blisko tak, że
się stykaliśmy, ale Bella odsunęła się w prawo starała się to zrobić
dyskretnie, ale jej się nie udało, zauważyłem to.
-
Edward - zaczęła, ale szybko zamilkła. Pewnie nie wiedziała, co powiedzieć. Od
czego zacząć. Sam nie wiedziałem. – Przepraszam – wyszeptała i przeniosła swój
wzrok z dali na ziemię.
-
Za co ? Już przepraszałaś – zdziwiłem się.
Nie miałem do niej żalu. O nic. O
Morgana ? Nie. Należało mi się. Powinien mnie ktoś pobić do nieprzytomności za
to, co zrobiłem Belli. Może tylko wolałbym, żeby to Chris zrobił. On to
przynajmniej jest jej mężem, na papierku lub nie ale mężem. A nie bratem jak Morgan,
a może kochankiem ?
Żalu nie mam to po prostu nie
rozumiem niczego. Nie mam żalu o Volterrę o nic. Po prostu chcę wiedzieć,
dlaczego.
-
Przepraszam za wszystko i za to, co za chwilę usłyszysz – powiedziała cicho
-
Nie przepraszaj za przyszłość. To bez sens, bo nikt nie wie, co będzie. No z
wyjątkiem Alice i Ginny.
Choć one czasami też
nie wiedzą albo się mylą. Westchnęła. Nie brnęła w rozmowę o przyszłości.
Odwróciła się w moją stronę. Nie patrząc mi w oczy.
-Pokaż
mi ten nos – poprosiła.
-
Jest w porządku – zapewniłem ją. Nie bolał. Nawet, jeśli należy mi się.
-
Pokaż – nalegała wyciągając ręce.
Dotknęłam delikatnie mojego
policzka później nosa. Właściwie to nie było dotknięcie tylko niemal nie
wyczuwalne muśnięcie. Jakby bała się mnie dotknąć.Jakby moja skóra paliła, a
ona bała się oparzyć. Jej pseudo dotyk był delikatny, niewyczuwalny dla
zwykłego człowieka, muśnięcie malutkim białym piórkiem. Miała długie białe
palce takie jak zapamiętałem. Jej paznokcie były zapuszczone.Dawniej nigdy
takich nie miała, bo jej obgryzała, teraz najwyraźniej nie.Patrzyłem się jej
prosto w oczy, ona unikała mojego wzroku. Złapała mocno mój nos i jęknęła
zrezygnowana ciągle nie patrząc mi w oczy.
-
Wolałabym, żeby Delia to zrobiła, ale skoro jej nie ma, to muszę sama.Zaboli –
ostrzegła
Przekręciła nos w prawo. Zabolało.
Nos najwyraźniej był złamany. Nastawiła go.
-
Teraz jest dobrze – odparła. Zabrała ręce momentalnie jakbym miał na twarzy
zarazę. – Jest wiele rzeczy, które muszę ci wyjaśnić. Powiedzieć. Tylko nie
wiem, od czego zacząć...
-
Najlepiej od początku.
-
Początek? To nie ma początku przynajmniej ja go nie widzę.
Milczała. Bardzo chciałam, żeby
opowiedziała mi wszystko. Od dnia przemiany. Nie tylko fragment jak ten z
Alexem czy częściową prawdę, gdy Alice ją zmusiła.
-
Kiedy byłam w śpiączce – zaczęła niepewnie czy dobrze robi. - Morgan wysłał
Luisa, Bridget, Andrew'a, Jack'a, Delię, Doris i Nicolasa w świat na każdy
kontynent. Kazał im się rozejrzeć i posłuchać, co inni mówią. Kiedy się obudziłam
Morgan nie był wściekły tylko z powodu, że omal nie zginęłam. Okazało się, że
mój romans z tobą wyszedł na jaw. Już ci kiedyś mówiłam, że raczej wampiry mają
na mnie ochotę - jęknęła kwaśno. - Ale najważniejsze jest, że Volturi mają haka
i to jeszcze znaleźli najczulszy punkt, który zaboli nie tylko mnie. Wiesz, że
gdybyś mógł mieć na zawsze spokój z Volturi i robić, co chcesz i zyskać ich
przyjaźń to byś zrobił wszystko. Volturi wyznaczyli nagrodę za złapanie was,
ale jest jeden haczyk, my mamy się o tym nie dowiedzieć.Suilvianom to się
prawie udało, ale w końcu prawie to wielka różnica. Morgan postanowił uciszyć te plotki o mnie i
o tobie i zasugerował ceremonię. Cóż, ja się zgodziłam.
-
Co cię inni obchodzą? Po co ci ta ceremonia ? Masz już ślub z nim –jęknąłem
starając się żeby nie wyczuła jak się tego brzydzę.
-
Edward – westchnęła odgarnęła brązowe kosmyki włosów z policzka, które rozwiał
wiatr. – Ceremonia jest czymś w rodzaju widowiska publicznego okazaniu uczuć
jak bardzo kochasz tą osobę i jak bardzo bez niej żyć nie możesz. Tak było na
początku. Później to po prostu pewność, że ktoś cię nie zostawi. Mało osób ją
ma. Malutki procent wampirów, no niekoniecznie wampirów Lady Giovanna i Lord
August ją mają, ale oni to inna sprawa. U nas ma ją Bridget i Andrew oraz
Jonathan i Aurora. Melanie kiedyś powiedziała, że dla niej ceremonia to brak
zaufania do drugiej osoby i brak pewności, że ona cię kocha. Według mnie ma
racje.
-
Czemu ? Skoro to widowisko tylko dla innych? Powiedź mi cokolwiek –jęknąłem błagalnym
tonem.
Wzięła głęboki oddech. Urwała
czerwoną różę z krzewu, który rósł za nami. Powąchała i mieliła łodygę w dłoni.
-
Całego przebiegu ci nie opowiem, bo na pewno dostaniesz zaproszenie
–powiedziała drżącym głosem.
Milczeliśmy. Obydwoje. Próbowałem
ją zmusić, żeby spojrzała mi w oczy. Niestety. Unikała, nie chciała, a może nie
mogła nie miała siły spojrzeć mi w oczy. Odwróciłem się i spojrzałem na taras.
Cały czas siedziała na nim Ginny i przeglądała gazetę. Kiedy zauważyła, że na
nią patrzę uśmiechnęłam się kwaśno. Szepnęła bezgłośnie „Próbowałam, naprawdę”.
Wiedziałem. Ona zawsze potrafi kogoś przekonać, ale jeśli jej to się nie uda,
to sprawa zamknięta.
-
Ile mam czasu, żeby cię od tego odwieźć? – zapytałem bez ogródek. Trzeba
wiedzieć, na czym się stoi.
Nie odpowiedziała od razu. Otwierała
i zamykała usta. Zastanawiał sie czy powiedzieć prawdę, czy skłamać.
-
Albo trzy miesiące albo rok.
Trzy miesiące? Czyli miałoby to się
odbyć pod koniec listopada. Ale przecież jest tak mało czasu. Nie zdążę jej
przekonać, że źle robi. Przecież będzie ciągle zajęta. A to wszystko zaplanować
trzeba. Nie będzie jej. A jeśli będzie to nie będzie miała czasu. A rzekom
niewiedza jest błogosławieństwem. Prawda, prawda. Wolałabym ten rok. Ale to też
mało czasu. Ale przynajmniej więcej niż trzy miesiące. Tak czy siak muszę coś
szybko zrobić.
-
W którym momencie zrobiłem błąd? Ten największy?
Wiedziałem, że zostawienie jej to był
błąd życia. Wiedziałem. Po prostu chciałem to usłyszeć od niej.
-
Każdy popełnia błędy. Małe albo duże. To bez znaczenia, kiedy i który był
największy. Możesz robić dziesięć małych błędów i jeden duży sale w ostatecznym
rozrachunku to te małe wyrządzą więcej szkód. Ty popełniłeś kilka, ja też a
może nawet więcej. Nie ma sensu tego rozdrapywać. Zostawmy to tak jak jest.
Cóż za dyplomatyczna odpowiedź!
Chcesz mi powiedzieć, że nie popełniłem błędu zostawiając cię? Nie?
-
Chwila… a co z nami? – w końcu się odważyłem zapytać. Chciałbym straszliwie jak
niczego na świecie żeby ceremonia była przykrywką, ale jednak czułem, że nie.
Mały płomyk tlił się wewnątrz mnie, że Bella mnie nie zostawi. Coś wymyśli.
Przecież póki, co jakoś wykombinowywała.
Zadrżała. Przymknęła powieki i
starała się nie uronić ani jednej łzy, choć oczy miała zaszklone. Wzięła
głęboki wdech. Odwróciła się w przeciwną stronę,tak, że widziałam jej prawej
profil.
-
Myślałam dużo nawet bardzo dużo. Układ był dobry. Oficjalnie żona okrutnego
wampira a tak naprawdę spokojne życie gdzieś w małym domku na plaży.Ty ja i Nessi
a parę kilometrów dalej reszta. Taak to był dobry układ, ale czułam, że by się
nie sprawdził, ale miałam nadzieję. Nie byłby idealny. Nigdy byś nie mógł mnie
dotknąć publicznie, pocałować, stać bliżej niż inni.Bylibyśmy obcy dla siebie.
Ale ja bym nie dała rady... Chyba. Ale może…
-
Bella. Ty nie chcesz czy nie możesz zostawić Christophera?
Sam się zdziwiłem, gdy to pytanie
wypłynęło z moich ust. Pragnąłem je zadać od chwili, gdy zgodziła się do mnie
wrócić, ale odpowiedź mogłaby być katastrofą lub cudem. Dopuszczałem człon nie
mogę, ale co jeśli powie nie chce? To mnie zabije. To zabije nas, na zawsze. To
ja ją skrzywdziłem. Chris nigdy. On przy niej był. Ja nie. Chyba nie potrzebnie
zadałem to pytanie.
Spojrzała na mnie. Pierwszy raz
odkąd Chris kazał jej jechać do Montrealu przed tą całą historią z Volturi.
Spojrzała mi w oczy. Miała czarne tęczówki. Nie polowała od wielu dni. Była
głodna i zmęczona. Jednak uciekła wzrokiem momentalnie. Odwróciła głowę w
przeciwną stronę i przegryzła wargi. Tak samo jak Nessi. Teraz wiem, po kim to
ma. Złapałem ją za podbródek i odwróciłem w moją stronę. Miała łzy w oczach.
Przecież ja nic nie powiedziałem.
-
Bello…– Czyżbym nie tylko ja chciał nie znać odpowiedzi. Myślę, że ona sama się
gubi w uczuciach. Szkoda, bo ja mam je sprecyzowane. Tylko ona.
-
Nie możesz mi mówić Isabell? – jęknęła z trudem pojedyncza łza spłynęła jej z
lewego oka. Łza smutku. Otarłem ją wieszczem dłoni.
-
Obawiam się, że nie, bo ja rozmawiam z Bellą a nie Isabell – podniosłem lewy
kącik warg do góry.
-
Ciekawe, że potrafisz to rozróżniać, bo ja nie – warknęła i wstała gwałtownie z
ławki. Podniosłem się momentalnie i złapałem za ramię. Przyciągnąłem ją do
siebie. Miała spuszczony wzrok. Chciałem ja pocałować. Tak rzadko to robię. Nie
mam ku temu okazji. A ostatnio pocałunek zdziałał cuda.
Trzymałem ją za ramię.
Bella podniosła zmęczony wzrok na mnie. Po czym zaraz spuściła. Nie wyrywała
się. Chciałem ją jedną ręka przytulić, ale ona odsunęła się w prawo. Zbliżałem
swoją twarz do jej a ona zamknęła oczy i westchnęła ciężko, odsunęła się
jeszcze bardziej. I jęknęła zmęczonym głosem.
-
Nie rób tego. Zostaw mnie Zostaw to wszystko. Niech będzie tak jak było, czyli
nic. Proszę zostaw mnie...
-
A może ja cię za bardzo kocham, żeby to tak zostawić. Między nami jest coś
cudownego, czemu ucinasz pęczek dwumetrowego kwiatu, tuż przed rozkwitnięciem?
Jej ton momentalnie stał się
zimny i bezuczuciowy i wykrawała się z uścisku.
-
Edward wyjaśnijmy sobie raz na zawsze – przeczesała dłonią włosy i skręciła w
prawo w wazką dróżkę między czerwonymi krzewami róż. Nie wiedziałem,że tam jest
dróżka.
Poszedłem za nią. Bella niezwracaną
uwagi czy idę za nią. Tempo zdradzało,że jest zdenerwowana i zniecierpliwiona.
Nie wiem, czemu ma taką alergię na słowo "kocham". W końcu dotarła do
celu, bo zwolniła. Zaciągnęła mnie do niedużego okręgu pośrodku z fioletową
rabatką w około była ścieżka wyłożona kamykami.
Po prawej stronie była ławka cały
okręg był obrośnięty wysokimi gęstymi drzewami i żywopłotem. Taki mały tajemny
schowek. Pewnie nie chce żeby nikt słyszał. Ciekawe czy Ginny za nami pójdzie.
Usiadła na ławeczce, która była w pełnym słońcu. Momentalnie na jej bladej
twarzy, odkrytych ramionach przez tunikę i na stopach, na których miała wysokie
sandałach pojawiły się miliony iskier.
-
Dobra mamy chwilę zanim Ginny zorientuje się gdzie jestem. Nie chce żeby
słyszała, bo walnie następny wykład.
Co fakt to fakt jak
Ginny walnie wykład to masakra. Będzie gadać pół dnia dosłownie. I ciągle to
samo tylko w winnej konstrukcji zdań i innymi słowami. Ale ciągle to samo. Ten
sam sens zdania. Ogada się ogada. Z reguły po pięciu minutach nikt jej nie
słucha no chyba, że krzyczy.
-
Słuchaj uważnie, bo nie będę tego powtarzać – ryknęła. Zaczęła się
przygotowywać do ataku. Nastroszyła się jak kotka. Jak małe słodkie kocie,które
raczej nie miało, czym atakować a i tak się rzucało.
-
Okey. Ja byłam człowiekiem ty byłeś wampirem. Niepotrzebnie mnie wciągnąłeś w
mroczny świat. A jeśli już to zrobiłeś miałeś dwa wyjścia albo mnie zabić albo
przemienić. Nie wybrałeś żadnego. Tylko po prostu odeszłeś kierowany swoim i
tylko swoim egoizmem. Niczym więcej. Ok. chciałeś żebym…
Chciałem coś powiedzieć, ale
Bella nie dopuszczała mnie do słowa. Chciałem żebyśmy wrócili do mojego
odejścia. Bo jak tylko usłyszała powód mojego odejścia zamrugała powiekami i
przyjęła to tak spokojnie. Nie pisnęła nic, nie uderzyła, nie krzyknęła. Nie
zrobiła kompletnie nic. Tylko ze stoickim spokojem przyjmowała to, co usłyszała
ode mnie. Nawet, jeśli wewnętrznie się gotowała to tego nie było widać. Ale to
jest niemożliwe żeby ją to nie obeszło. Żeby była taka spokojna.
Niech krzyczy na mnie, uderzy
mnie. Cokolwiek zrobi.
-
Chciałeś żebym spędzała czas wśród ludzi tylko, że ja już wtedy należałam do
mrocznego świata. I nie miałam ochoty
przynależeć do ludzi. Wiesz jak to cholernie bolało? Wiesz jak ciężko było
wstać do szkoły? Wiesz jak na każdym kroku cię wiedziałam albo czułam? Byłeś
wszędzie. Wiesz, jakie to potworne uczucie było przechodzić obok zakochanej
pary? W pewnym momencie byłam aż tak wyniszczona wewnętrznie z braku ciebie, że
zaczęłam się wszędzie widzieć? Złamałaś obietnice! Miało być tak jakbyśmy się
nigdy nie poznali, tak? Ale tak nie było. A jak myślisz jak się czułam, kiedy
okazało się, że jestem w ciąży, z wampirem? Z wampirem, który mnie nie chce i
mnie nie kocha? A którego ja kochałam tak bardzo, że byłam gotowa umrzeć żeby
tylko urodzić jego dziecko? - Jej słowa ociekały zabójczym jadem. A po
zmęczeniu nie było śladu. Wiem, skrzywdziłem ją, ale ja też cierpiałem. - Wcale
nie było lepiej jak Nessi się urodziła. Ona była namacalnym dowodem, że
istniałeś. Obecność Ginny dało się wytłumaczyć przyjaciółka Chrisa. Naprawdę
ciężko było patrzeć na Nessi inie widzieć ciebie. Edward lata minął a mi w cale
nie było lepiej. Raz nie wytrzymałam. Dowiedziała się gdzie będziecie.
Mieliście wykupione bilety do teatru. Pojechałam tam, ale będąc w progu drzwi
uświadomiłam sobie, że choć teraz należę do twojego świata to ty nie należysz
do mojego. Zdałam sobie sprawę, że jeśli tam wejdę umrę podwójnie. Nie
zniosłabym widoku ciebie szczęśliwego spokojnego, kiedy ja wewnętrznie
krwawiłam. Nie dałabym rady. Nie weszłam wróciłam do domu. Niedługo potem pojawił się Alex. I musiałam
całą ta energię, którą poświęcałam na płacz za tobą przeznaczyć na Alexa. Z nim
zawsze było dwa razy gorzej niż z Nessi... Ona była aniołem w porównaniu do
Alexandra. Nie miałam czasu myśleć. Miałam dwójkę dzieci do wychowania. Początkowo
nie pamiętałam jak się nazywa. Z Alexem trzeba było uważać czy nie spali piłki,
którą się akurat bawi. Kiedy Ginny, Chris i Jacob mnie odciążyli znowu wszystko
wróciło. Myśli o tobie. Jacoba odesłałam do college. A reszcie kazałam pomagać
a nie wyręczać mnie. Przez dziesięć lat w ogóle nie myślałam. Ciągle byłam
zajęta dziećmi. Później w miarę jak Alex był obliczalny i panował nad darami
zaczęłam mieć czas wolny. Miałam go mało, bo mało, ale miała. Wtedy głównie
jechała do znajomych. Ale szybko wracała. Do Forks wracałam dla taty . Nie
śmiałam zrobić ani kroku dalej, Weszłam w prawe w unikaniu wszystkiego, co
ciebie przypomina. Kiedy Alex wyjechał do swojej genetycznej rodziny do Splitu
w Chorwacji miała ogromnie dużo czasu. Nessi była duża. Chris widząc, że robię
się smutna wywiózł mnie Ginny i Nessi na chorwacką wyspę. Dwie godziny promem
do Splitu. Dokładnie poznałam Nótt Phantomsów i jakoś leciało. Jednak pewnego
września coś pękło. Kazałam się Christopherowi wywieźć gdzieś. Na jakieś
przyjęcie. Oczywiście uciekłam i pognałam do parku. Miałam wtedy załamanie, bo
dawno nie czułam się tak fatalnie. Prawie postanowiła biec do Ameryki cię
odszukać. Ale szybko się opanowałam. Popłakałam sobie trochę i przypadkiem
wpadł na mnie Morgan. Nie spuszczał ze mnie wzroku na przyjęciu. Christopher
chciał mu się nawet przedstawić, ale jego ówczesny towarzysz mu to odradził
twierdząc, że jeśli on tego będzie chciał to sam wyjdzie z inicjatywą.
Wiedziałam, ze nie jest zwykłym nomadem czy przeciętnym wampirem ze swoim terytorium.
Wydawał się być arystokratą królem lub kimś z rodziny królewskiej. Było czuć,
że jest z wyższych sfer. Przedstawił się szarmancko i bez żadnych oporów
zaproponował mi zamieszkanie w jego domu. Twierdził, że jeśli zamieszkam z nim
już teraz to będę mogła wybrać sypialnie. Wiedziałam, kim jest i wiedziała, że
nikt mu nigdy nie odmówił. Powiedziałam, że się zastanowię. Przedyskutuję z
rodziną. On udawał, że się dziwi, ale wiedziałam o mnie wszystko. W zasadzie
podjęłam decyzję w chwili, gdy zapytał, ale przez grzeczność powiedziała, ze
muszę porozmawiać z rodziną. Pewnie gdyby zapytał mnie w innym dniu, bym się
nie zgodziła. Trafiło mu się. Tydzień
później zamieszkałam w Montrealu. Z dnia na dzień przestałam o tobie myśleć. Później
Jacob oświadczył, że ostaje wilkołakiem na zawsze, bo nie chce przeżyć życia
bez zaznania szczęśliwej miłości. Znalazła kilku wyznawców swojej teorii i
powstali Dzieci Gwiazd. Udało mi cie cały klan udobruchać, żeby zamieszkali
obok. W miarę upływu lat wszyscy się zaprzyjaźnili w pewnym sensie. Dla naszego
wspólnego dobra tylko my wiem jak się nawzajem zabić. Obydwoje jesteśmy
świetnymi wojownikami. Jesteśmy nie do zabicia przez innych. Parę lat po moim
dołączenie do Morgana ktoś, ale nie wiem, kto doniósł, Volturi że Nessi niestała
się wampirem w normalny sposób. Wiesz Edward my jesteśmy osobami publicznymi
każdy o nas dużo wie. Praktycznie jesteśmy wszędzie. Volturi w całej okazałości
złożyli nam wizytę. Wyrok padł na Nessi i resztę, która się za nią wstawi.
Morgan pierwszy się ruszył i warknął, że jeśli ktoś się zbliży zabije. Felix
się rzucił na Morgana, który po paru chwilach powali go i chciał skręcić kark.
Powstrzymałam go. Morgan zaproponował układ z Volturi. Mieliśmy się nawzajem
ignorować. I nie ingerować w swoje sprawy. Mieliśmy dla siebie nie istnieć.
Mieli nas zostawić w spokoju. W zamian na za to Aro chciał mnie. Do dziś
uchodzę za jedyną wampirzyce na świecie, na która żaden dar nie działa, ale
mogę to rozszerzyć na inne osoby. Wiesz jakby to Aro wykorzystał? Wtedy nie
tylko Morgan nie wytrzymał. Wszyscy się rzucili na siebie. Mnie i Nessi Chris
ode pchał do tyłu. Każdy z Volturi oprócz wielkiej trójki stracili przytomność.
Wystarczyło tylko ich spalić żeby zginęli. Morgan i zaproponował, że może im
przywrócić do życia za zostawienie nas w spokoju. Za ignorowanie nas. Obydwoje
dobili targu. Mieli zostawić Nessi w spokoju, ale jeśli inni się dowiedzą o
niej zabiją nas wszystkich. Aurora zgodził się zamieszkać w Volterze a Jonathan
poszedł za nią. Wiesz, jakiego szoku doznali, że dali się tak podejść? Od
tamtej pory oni marzą żeby nas zabić, bo jesteśmy jedynymi osobami, które im
zagrażają. Volturi zaczęli wypuszczać różne plotki. O krwiożerczych potworach. Zabijaniu
i zabijaniu nie tylko l Idzi, ale też wampirów. Mieliśmy być wyrafinowanie z
klasą, groźni, opanowali bezlitośni władczy poważni i nie mieć szacunku dla
życia nawet wampirzego. Większość tych cech jest nieprawdziwa, ale Morganowi
podobało się, że wokół każdego z Dowsonów był narysowany krąg, którego nikt nie
przekraczał. Jakby przeźroczysta bariera ochronna. No to tak zostało tylko,
dlatego żeby każdy zostawił na spokoju. Sam zobaczysz, że niczym tego opisu nie
przypominamy. Tu jesteśmy prawdziwi. Choć ja nie odróżniam tego. Ja jestem
Isabellą na każdym kroku. Belli nie ma zniknęła wraz z dwutysięcznym dziewiątym
rokiem. Jestem Isabellą. Później Aro
stawał na rzęsach żebym się do niego przyłączyła. Wiedziałam, że nie chciał
żebym tylko w straży przybocznej. Byłam nim zmęczona do tego stopnia, że
wyszłam za Christophera. Oczywiście Morgan dostał szału. Liczył a w zasadzie
nadali liczy, że to jednak z nim będę. Niestety nie. Pewnego dnia właściwe nocy
została zabita, Didyme żona Marka. Rzekomo cała winę ponosi mój brat, Alex. Bo
był tam wtedy. Był to najgorętszy okres walk, między Volturi a w zasadzie
wampirami a Nótt Phantomsami. Obydwoje sądzili, że zagrażają sobie nawzajem.
Alex mówił, że tego nie zrobił, ale cóż pochylał się nad ciałem Didyme i Marcus
to zobaczył. Alex uciekł a Marcus przysiągł zemstę. Dowiedział się ze ja wiem
gdzie jest Alex. Kazał mi powiedzieć, ale ja powiedział, że najpierw musi mnie
zabić żeby dopaść Alexa. Wtedy stwierdził, że będzie mnie tak dręczyć, ze sama
mu dam Alexa na tacy. No i w ramach tego dręczenia porwał was. Miał dużo osób w
garści mnie Ginny, Nessi. Miał mocne karty tylko jak zawsze nie wiedział, co z
nimi zrobić…
Zawiesiła głos. Przełknęła głośno
ślinę i założyła nogę na nogę. Jej ton stawał się spokojniejszy i cichszy.
- Edward ja uświadomiłam sobie parę rzeczy. W
zasadzie to po waszym porwaniu. Ja prawie zginęłam przez was. Zawsze uważam, że
śmierć za ukochaną osobę to dobra śmierć, ale ja nie mogę umrzeć. Sto piędzie
siat lat temu, kiedy James mnie zaatakował mogłam. Ale teraz nie. Mam obowiązek
opiekować się Nessi do swojej śmierci. Ginny jakoś znosi bycie daleko od
Rosalie Kathleen, ale ja od Nessi nie. Z resztą ja muszę żyć dla niej, Chrisa..
I dla Morgana on się zabije, jeśli coś mi się stanie. Wiem to. Edward natomiast Christopher w tej całej
historii jest jak cichy anioł stróż. Cichutki niewidoczny, ale jak ci jest
smutno pojawia się w mgnieniu oka. To on nauczył mnie jak to wszystko
wytrzymać. Jak mam nie płakać patrząc na Nessi. To dzięki niemu jestem tu gdzie
jestem i nieopętana z barku ciebie. I niewyniszczona wewnętrznie. I przede
wszystkim nie straciłam zdolności kochania. Mój ojciec Charlie powiedział mi
kiedyś żebym nauczyła się kochać to, co dobre dla mnie. Nauczyłam się. Kocham
Christophera. Może nie ma między nami pociągu fizycznego, namiętności, ale się
kochamy. Nie umiem ci tego wytłumaczyć, ale wiem jedno. Edward kocham się
najmocniej na świecie. I jesteś miłością mego życia, ale zaprzepaściłeś to. Przez
swój egoizm i chore przekonanie swojej duszy. Przez lata organizowałam sobie
życie bez ciebie i pewnych decyzji cofnąć się nie da. Pomimo tego, że cię
kocham umiem żyć bez ciebie i.. chcę żyć bez ciebie.. Kocham cię, ale ja nie
chcę być z tobą. Chcę być z Christopherem. Wolę jego. Przepraszam, jeśli kiedyś
robiłam ci złudne nadzieje. Owszem wydawało mi się, że największy problem toto,
kim jestem, jaką jestem. Że jesteś w niebezpieczeństwie będąc niedaleko mnie.
Ale nie.. Problem to te 150 lat życie bez ciebie. Pomijając te krótkie epizody
to byłam szczęśliwa. Naprawdę było mi dobrze. Spojone ciche życie. Bez żadnych
ekscesów. Miliony przeczytanych książek i oglądanych filmów. Dziesiątki
kierunków na studiach i nauczonych języków. Tysiące zwiedzonych krajów, wysp,
zabytków. Setki rejsów w pełnym morzu. Biliony przyjęć, na które z reguły nie
miałam ochotę chodzić. Była szczęśliwa dzięki Chrisowi i nie chce tego
zmieniać….- Spojrzała na mnie oczekując na jakąś reakcje. Do mnie to po prostu
nie dochodziło. Nie czułem, że to się dzieje.
-
Zastanawiasz się pewnie, co jest w Christopherze takiego. O tusz nic
nadzwyczajnego. Po prostu nie ma ani jednej cechy twojej, nawet najmniejszej. Z
Morganem nie wytrzymuję, bo ma twoją cechę, pilnowanie mnie na każdym
kroku...Obydwoje macie obsesje na punkcie mojego bezpieczeństwa. Jakbyście
chciał przyjąć na siebie kulę skierowaną we mnie. Natomiast Chris nigdy by nie
przyjął na siebie kulki, on by zabił tego, kto trzyma pistolet. Christopher
niczym ciebie nie przypomina. Ani wygląd ani charakter. I dlatego z nim
wytrzymuję. Nie powiem zostańmy przyjaciółmi, bo nie ma takiej opcji. Proszę
cie tylko, żebyś się pogodził z moją wolą. Nie wiem znajdź sobie kogoś, ale o
mnie nie marz. Nigdy nie będę z tobą. Zostaw mnie. Możesz całą energię poświeć
Nessi. Ja tak zrobiłam. Edward kocham cię, ale przy tobie będę cierpieć a już
dawno limit cierpień wykorzystałam. I będzie mi cholernie brakowało
Christophera. To bez niego nie umiem żyć.
-
Nie będziesz cierpieć – rzuciłem luźno.
-
Będę. Wiesz o ty.
Pocałowała mnie delikatnie w usta.
Czule i słodko. We wszystkich książkach czy filmach ostatni pocałunek jest
długi i namiętny. Ale życie to nie bajka...
Później
odwróciła się na pięcie i szła do domu. Ja zostałem zaszokowany tym wszystkim.
Nie chce mnie. Chce Chrisa. Sam jestem sobie winien. Są małżeństwem od
przynajmniej stu lat, spędzają ze sobą każdą sekundę. Znają się przez sto
pięćdziesiąt lat. To logiczne, że są blisko, pytanie jak blisko. Najwyraźniej
na tyle, że zostaje z nim. Ale to jest pozbawione jakiegokolwiek sensu, kocha
mnie a zostaje z Christopherem, bo nie potrafi żyć bez niego a beze mnie tak? A
może robi to specjalne? Tak samo jak ja sto pięćdziesiąt lat temu, tam w lesie
dla celów wyższych?
Jednak wróciła i jej wzrok zmienił
się kompletnie.
-
Edward mówiliście komuś, że mnie znacie na innym podłożu niż wszyscy …?
-
Pytasz się czy wykrzyknąłem, że byliśmy razem, mamy dziecko i później cię
zostawiłem, a ty stałaś się wampirzycą i tak dalej?
-
Taak – jęknęła.
-
To nie
-
Bella – warknęła Ginny pojawiając się zaraz za plecami Belli. Była
zezłoszczona.
-
Chciałam być sama z Edwardem – odpowiedziała spokojnie.
-
Masz szczęście, że Chris pilnuje Morgana – powiedziała podenerwowana z tym
charakterystycznym dużymi złotymi oczami.
-
A jak myślisz, po co go tam wysłałam ? - Jęknęłam Bella. - Zaprowadzisz Edward
do jego pokoju, bo coś sobie uświadomiłam, i muszę porozmawia z Chrisem? –
Poprosiła i odchodziła. Strasznie się jej śpieszyło.
-
To, że odwołujesz ceremonię? – Pisnęła Ginny z nadzieją w głosie. Oczy
momentalnie się jej zaświeciły. A mi ostatni płomień nadziei się zapalił.
-
Nie. – Krzyknęła i spojrzała kwaśno z
ukosa - To, że Marcus nie miał pojęcie gdzie uderzyć.
-
Jak to?- Zdziwiła się.
-
Musze porozmawiać z Chrisem – jęknęła.
Blondynka westchnęła tylko
zrezygnowana. A mój płomień nadziei zgasł.
Bella wybiegła jakby ją ktoś oparzył
wrzątkiem. Ginny wołała za nią, ale najwyraźniej Bella musi to przedyskutować z
Chrisem. Prychnęłam.
Lubiłem, kiedy Ginny stała w pełnym
słońcu. Zawsze porównywałem jej długie, kręcone, blond włosy do słońca. I
zawsze dochodziłem do tego samego wniosku.Kolory były identyczne. Pomimo tego, że traktuje ją jak siostrę lubię
na nią popatrzeć. Jest najładniejszą kobieta na świecie. Taka najładniejsza
rzeźba w ekskluzywnym muzeum. Po prostu
najładniejsza na świecie. Gdybym nie kochał Belli zakochałbym się w niej, jak
każdy facet.
Skierowałem swój wzrok na Ginny.
-
Nie słyszałam, ale domyślam się, co powiedziała. Stała się strasznie uparta.
Chyba nawet gorzej od Rosalie. Przykro mi Edward, ale sam sobie jesteś winny –
zaplotła ręce na piersiach. – Mówiłam, że źle robisz. Nadal się nie nauczyłeś,
że mnie się słucha? Zawsze.
-
Ej Ginny… A co z twoim nie poddawaj się ? Nie wszystko stracone. Co z
wyzywaniem mnie od idiotów, głupców i tak dalej ...?
Zawsze tak robiła. Zawsze.
-
Nie tym razem. Znam ją. Jeśli przekonała Chrisa do tego, a on kocha dziewczyny,
do uwięzienia go na sznurku...To zdania nie zmieni. Z resztą ona zdań nie
zmienia.
-
Zmieni! Ja tu jestem. Tylko pomóż mi to przełożyć na jak najdalej się da. – Sam
się zdziwiłem swoją pewnością, nie tylko w głosie, ale także w sobie.
-
Nie będę musiała.
-
Jak to ? – zdziwiłem się.
-
Jack mnie blokuje, ale Chrisowi coraz mniej się to podoba. Rozmawiał się z
Aurorą o zmianie warunków ceremonii. O ile ją znam to nic z tego. Ale jednego
bądź pewien Christopher nie jest zimnym draniem i wie, co to nieszczęśliwa
miłość. Nawet, gdy był w Klanie Suilvianów nie był chamem.
-
Co mam robić? Powiedz mi. Ty zawsze wiesz.
-
Jeśli chcesz zaglądną w przyszłość to Jack'a nie może być w zamku. Ty naprawdę
sądzisz, że coś się da zrobić ?
-
Nie sądzę tylko wiem.
-
Nie znasz jej. Znałeś człowieka nie wampira. Nie opieraj się na dawnej Belli,
bo ona na prawdę nią nie jest. Widać po wszystkim strojach, zachowaniu, decyzjach…
-Opowiesz
mi, o co chodzi w tej ceremonii. Dlaczego nie można tego złamać?
-
Bo w umyśle zostaje zaszczepiona formuła przysięgi. I kropka. Masz to w umyśle
nie w sercu. Dlatego ja tego nie mam. Jeśli jesteś zdeterminowany porozmawiaj z
Aurorą, bo to wszystko jej. Do Morgana się nie zbliżaj. Alexa Bella nie słucha.
Chris raczej nie będzie chciał z tobą gadać. Jeśli kogoś się posłucha w tej
sprawie to Jacoba lub Delię. Choć ta z nią rozmawiała. A raczej powiedziała
jedno zdanie: „ Nie rób nic wbrew sercu, bo to cię zniszczy” a odpowiedź
brzmiała: „ Umysł jest silniejszy od serca ".
Posłałem jej pytające spojrzenie.
Nigdy nie była wścibska. Nie musiała wszystkiego wiedzieć. To ją różniło od
Alice.
-
No, co w zamku jest świetna akustyka ? Tu się nie ma sekretów. Przywyknij. Choć
zaprowadzę cie do pokoju.
Poklepała mnie po ramieniu.
Ciekawe i głupie. Nikt w ciebie nie
wierzy nawet ta, która wierzy we wszystko. No oprócz samego siebie. Czyli
zostaje sam na polu bitwy, przeciw setnej armii. Sam. Nawet nie wiem skąd mam
tą pewność. Po prostu wiem, że nie oddam kobiety, którą kocham i ona mnie kocha
tylko jej to uczucie się źle kojarzy. Nie oddam jej. Nigdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz