Gdy wyładowałam w Port Angeles, padał deszcz. Nie
zdziwiłam się zbytnio, rzadko, kiedy w jakimkolwiek miasteczku w stanie
Washington, świeciło słońce. Było to tak niespotykane zjawisko jak
zielony promień, podczas zachodu czy wschody słońca. Przez ostatnie lata żyłam
w pochmurnych miejscach, ale i tak się nie przyzwyczaiłam do opadów.
Charlie przyjechał po mnie
radiowozem. Zdziwiłam się, że nie był to stary, ale porządny, samochód
policyjny, tylko nowiutka Kia bodajże. Ostatnio z Chrisem przeglądaliśmy zdjęcia
samochodów, gdyż stwierdził, że potrzebuję szybkie auto. Jednak ja mam inne
zdanie.
- Jak dobrze
cię widzieć, Bells. Nie zmieniłaś się zbytnio– powiedział Charlie i się
uśmiechnął. Nie liczyłam, że mnie przytuli, gdyż ani ja ani on nie lubiliśmy
okazywać uczuć. Taka wrodzona cecha.
- No tak przez
trzy miesiące dużo się nie zmieniłam. -Odparłam, przypominając mu, że niedawno
się widzieliśmy.- Masz pozdrowienia od Christophera.
Charlie uśmiechnął się i sięgnął
ręką po mój bagaż. Była to tylko jedna mała torba, gdyż nie było sensu brać
więcej. A właściwie to wiele rzeczy nie
potrzebuję na tydzień.
W drodze do domu opowiedziałam mu
wszystko, co się działo w Dartmouth, a on opowiedział mi o Forks. Nie wspomniał
nic o Cullenach, w ogóle o nich nie pisnął słowa odkąd wyjechałam do college.
Chyba uważał, że zapomniałam.
Chciałabym i to bardzo.
Kiedy widziałam mijające drzewa, znak drogowe,
pola czy inne charakterystyczne rzeczy tego stanu uświadomiłam sobie, że widzę
to wszytko ostatni raz.
No może kiedyś będę przejeżdżał,
obok ale nie będę w stanie tu zamieszkać. To miejsce nie będzie mi tylko
przypominać o Edwardzie, ale i o Jacobie i Charliem. Chris twierdzi, że prawdopodobnie nie uda mi
się przez śmiercią Charliego, go zobaczyć. Natomiast jest jakiś cień szansy z
Jacob'em. Pomimo straty tych dwóch osób. Podjęłam już decyzje. Dobrą decyzje.
Spędzę życie, jako wampirzyca. Okrutna lub nie...Sama wybiorę.
Z
uwagi na późną porę po zajechaniu do domu postanowiłam od razu się położyć
spać. Stwierdziłam, że nie będę jechała wieczorem do Jacoba i próbowała się z
nim pożegnać. Mam na to czas. Cały tydzień.
Wdrapałam się po schodach i udałam
się do łazienki. Umyta i ubrana w piżamkę poszłam do swojego pokoju. Opatuliłam
się kołdrą zamknęłam oczy i miałam nadziej, że udami się zasnąć. Jednak tak się
nie stało. Obróciłam się na plecy i otworzyłam oczy. Kiedy moje tęczówki
zderzyły się z ścianą zobaczyłam jakby jakaś postać?...Jakby Edwarda? Tak
Edwarda. Moje omamy opuściły mnie już dawno temu. Bez zastanowienia przyciągnęłam
go do siebie. Zaczęliśmy się całować. Poczułam jego usta na swoich. Nasze
pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, ręce zaczęły błądzić po ciałach.
Nasze ubrania były porozrzucane po pokoju. Tej nocy tylko my się liczyliśmy.
Wszystko inne przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.
***
Obudziły mnie ciepłe promienie
słoneczne. Nie byłam pewna, czy był późny ranek, czy może już popołudnie.
Chwilę zajęło mi przypomnienie sobie wydarzeń z ubiegłej nocy. Czy to
była prawda? Czy naprawdę był tu Edward? Czy naprawdę z nim spałam? Poczułam
pod swoimi stopami moją koszulkę nocną. Rozejrzałam się dookoła. Pomacałam
prześcieradło koło siebie, ale moja ręka na nikogo nie trafiła.
- Edward? –
szepnęłam w ciszę.
W tym samy momencie wyczułam pod
palcami coś papierowego. Była to kartka. Liścik. Otworzyłam ją i zaczęłam
czytać:
Bello
Przepraszam, jestem potworem i masz na to dowody. Już nigdy nie zrobię ci
krzywdy. Przepraszam, że wróciłem. Chciałem zobaczyć czy żyjesz, bo Alice mnie
męczyła. Dziś naprawdę ostatni raz mnie widziałaś. Żyj swoim życiem. Ja już dla
ciebie nie istnieję, bo ty dla mnie też.
P.S. Nie przejmuj się Charliem. Wyjechał rano, nie zaglądając do ciebie.
Edward
Przeczytałam list kilka razy, bo nie wiedziałam,
co czytam, nie rozumiałam jego sensu.
Wrócił, bo Alice go męczyła. Nie istnieję dla niego!
Nie, proszę. Nie chcę powtórki z
cierpienia.
Więc to była prawda. Naprawdę tu
był. Wstałam z łóżka i zobaczyłam swoje siniki na rękach i nogach. Więc Edward
o tym pisał. Czułam się strasznie obolała. I to cała, nie tylko między nogami,
tak jak powinno być, ale cała, nogi, ręce, usta, głowa.
Nie wiedząc, dlaczego rozpłakałam
się. Czy z bólu fizycznego czy psychicznego?
Znowu Edward złamał mi serce. Dobił
mnie. Pokazał, że ma mnie gdzieś i
udowodnił, że nie jestem częścią jego świata. Że nie może mnie dotknąć bez
zrobienia mi krzywdy.
Płakałam i płakałam, do momentu, aż
zaburczało mi w brzuchu. Otarłam łzy i
zeszłam na dół zrobić sobie śniadanie.
Pomimo tego bólu, choć nie był on znowu
najgorszy byłam szczęśliwa. Z jedne strony serce bolało z drugiej się cieszyło.
Idiotka ze mnie - wiem. Po tak długim czasie zobaczyłam Edwarda. I znowu zmieszał mnie z błotem.
Zjadłam śniadanie, wzięłam zimny
prysznic i postanowiłam pojechać do Jacoba.
Zapomnę o wszystkim, po raz drugi. W
końcu teraz będzie prościej.
Mam Christophera i niedługo będę
wampirzycą.
Mam Jacoba. Na krótko, ale teraz
najbardziej go potrzebuję.
Tak się jakoś dziwnie dzieje, że
przy tym wilkołaku o wszystkim zapominam. Czuję się beztrosko. Zdecydowanie
będzie mi go brakować w wieczności.
Zdecydowanie... Ale może go
zobaczę przed jego śmiercią.
Całe sześć dni spędziłam z Jacobem a
wieczory z tatą. W miarę upływających dni, nachodziły mnie wątpliwości, czy dam
radę ze stratą bliskich i ich cierpieniem, że ja nie żyję.
Christopher miał prościej był pod
urokiem Anabell. A kiedy się z niego uwolnił i jego rodzice nie żyli jak i jego
niedoszła żona.
Ale wiedziałam, że podjęłam słuszną
decyzję. Szłam do świata, do którego należałam.
Przed zaśnięciem próbowałam sobie
układać scenariusze pożegnań, ale zawsze, kiedy stanęłam na wprost któregoś nie
mogłam wyksztusić ani słowa.
To odkładanie zaprowadziło mnie aż
do trzech godzin przed odlotem do Darthmount.
Nie miałam innego wyjścia, musiałam
w końcu coś wykrztusić, ale jak za każdym razem miałam gulę w gardle.
Wyszłam z domu, bo widziałam, że
Jacob przyjechał.
- Jack... - Zaczęłam niespokojnym głosem, kiedy stanęłam na wprost niego. Nie mogłam mu nic powiedzieć, nie mogłam dać jakiegoś sygnału. Jakby dowiedział się o tym, nie pozwoliłby mi na stanie się wampirzycą i znienawidziłby Christophera.
- Co jest Bella
? – zapytał przyglądając mi się uważnie.
- Jacob wiesz, że... - Nie mogę po prostu nie mogę tego powiedzieć. Jak mam się z nim pożegnać? I to jeszcze na wieczność. Co mam powiedzieć? Nie sądziłam, że to będzie, aż tak trudne. - Po prostu chcę się pożegnać – wykrztusiłam z trudem.
Jacob wydawał się nie wyczuć, że nie chodzi o zwykłe pożegnanie, pomyślał, że po prostu tęsknie za nim tak bardzo, że nie wytrzymam kilku miesięcy bez niego.Problem rodzi się w tym, że widzę go dziś po raz ostatni w życiu, choć jest jakiś cień szansy, że ujrzę go ponownie. Zabawnym tonem odpowiedział mi:
- Do zobaczenia, pamiętaj będę w Dartmouth w połowie sierpnia.
W połowie sierpnia to ja będę
kierowała się tylko rządzą krwi. I Jacob będzie moim naturalnym wrogiem.
- Pamiętam pa.
Uściskaliśmy się i Jacob pobiegł do
La Push.
Obyś mi kiedyś wybaczył, że będę twoim
naturalnym wrogiem i to jeszcze z wyboru.
Jeden z głowy, teraz drugi.
Wróciłam do domu i z zupełnym
spokojem czekałam na Charliego w salonie. Ze spokojem? Co ja mówię? Mam się
pożegnać na wieki z własnym ojcem...I to ma być spokojne… Owszem nie byliśmy
blisko, aż do momentu, gdy się tu wprowadziłam, ale teraz... Nigdy już go nie
zobaczę, nie uściskam, pocałuję, bo niedługo będę widziała tylko pojemnik z
jedzeniem w nim. I nawet sam fakt, że mam pięćdziesiąt procent jego genów, nie
pomoże przed rzuceniem się na niego i zabójstwem.
Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami,
oznajmiające, że tata wrócił i że moment odwiezienia na lotnisko się zbliża, a
co za tym idzie moment pożegnania.
- Tato,
pamiętaj, że zawsze będę cię kochać – odezwałam się pierwsza i podeszłam do
niego.
- Ja ciebie też
kocham i nigdy nie przestanę –odpowiedział pewnie.
Pocałowałam go w policzek i wyszłam
na dwór. Oparłam się o radiowóz i czekałam. Czekałam...
Zastanawiając się czy to koniec...
Czy nigdy już nie ujrzę Charliego i
Jacoba?..
I jak bardzo Jacob mnie znienawidzi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz