-No kochanie – jęknąłem
chyba po raz setny tego dnia, ojj soryy po raz setny w przeciągu pięciu minut
.– Przecież jej pilnuje …!!! – dodałem z wyrzutem. Ja tu stoję na rzęsach
,a ona się na mnie wydziera.
-Znam to twoje pilnowanie.
Niby pilnujesz ale i tak jakimś cudem Nessi dowie się prawdy – odpowiedziała
Bella po drugiej stronie telefonu.
-Mówiłem ci już, że ona wie
dużo – przypomniałem jej obojętnym tonem.
-Dużo ? – zdziwiła się
autentycznie. - Wie same ogólniki: że jest moją córką ,którą urodziłam przed
przemianą, a jest pół wampirem dlatego, że jej ojciec jest wampirem – urwała
nagle. Zmieszał się i kontynuowała - Wolałabym, żeby na tych ogólnikach
się zakończyło.
-Już ci powiedziałem: twoja
decyzja. Nessi w cale nie musi wiedzieć, że Edward jest jej ojcem. W cale…. a z
resztą jakby się dowiedziała ,wszystko by się skomplikowało i przypominam ci,
że parę osób mogłoby straci głowę.
-Christopher nie pomagasz
mi – rzekła lekko podenerwowana.
- Aja ci mam zawsze pomagać
? -prychnąłem
-No po coś cię mam
-Na przykład do łóżka ? –
zapytałem chamsko i wyciągnąłem się na krześle
Zaraz będzie , że mam kosmate myśli. Właściwe to ktoś
mógłby zaspokoić moje potrzeby. Nie będę zbyt wymagający. Ładna brunetka by mi
wystarczyła….
-Chris nigdy ze sobą nie
spaliśmy – przypomniała stanowczym tonem po chwili milczenia.
-Wiem. Ale tak na serio to
nie przespałbym się z tobą. – powiedziałem zgodnie z prawdą.
-Wiem.
-Skąd ? – Teraz to ja się
zdziwiłem.
-Zbyt wiele razy miałeś ku
temu okazje.
No faktycznie mieszanie pod jednym dachem i w jednym
pokoju daje dużo możliwości. No ale ja już dawno pogodziłem się, że jej serce
należy do kogoś innego i nawet bez zobowiązujący seks nie wchodzi w grę.
Szkoda.
- No ale wracając do
tematu . Pilnuj jej –odezwała się Bella.
-Pilnuje i mówię ci do
cholery, że ona nigdy się nie dowie ,że Edward jest jej ojcem!
Nagle za moimi plecami usłyszałem przeraźliwy trzask
drzwi od pokoju, a następnie szybkie stąpanie, niemal bieg, kogoś po schodach,
a później kolejny trzask drzwi, tym razem frontowych.
Postanowiłem jak najszybciej sprawdzić o się stało, ale
usłyszałem głos Bell w słuchawce:
-Chris …..
-Wiesz co, muszę kończyć.
Baw się dobrze – powiedziałem siląc się na normalny ton i się rozłączyłem.
W tym samym momencie, w którym przeszyło mi przez myśl,
że ktoś podsłuchiwał i się wściekł ,przed moimi oczami pokazały mi się zarys
sylwetek i czyjeś głosy.
- Dlaczego mi nie
powiedziałaś. Miałam go za przyjaciela, a tu się okazje, że jest moim ojcem. Dlaczego
?– krzyczała Nessi cała czerwona ze złości.
- Nie mogłam! Naprawdę!
–krzyczała Bella próbując uspokoić córkę.
- Nie mogłaś ?!...
–prychnęła i już miał kończyć, gdy zauważyła jak ktoś wchodzi do pokoju.
Trójka zakapturzonych postaci pewnie przekroczyła próg .
Na pierwszy rzut oka, było widać kto tu rządzi. Jedna osoba stał parę metrów
przed pozostał trójką. Ów osoba utkwiła wzrok w Belli po czym powiedział
szyderczym tonem:
- No to Isabell twój dobry
czas się skończył – następne głośno się zaśmiał i krzyknął do swoich
towarzyszy- Zabierać je !
Dwójka osób stojących z tyłu podeszła do Nessi i Beli i
siła wyprowadzili z domu. Oczywiście
dziewczyn próbowały się wyrywać. Na darmo.
- Będziesz patrzyła na
śmierć swoich bliskich, tak samo jak ja to robiłem – rzucił jeszcze pogardliwym
tonem do Isabell wpychając ją do samochodu.
Widziałem w jej oczach, że zorientowała się kim on jest.
Nie z twarzy, głosów tylko z ostatniego wypowiedzianego zadania. Wiedziała po
co to robi. Zemsta, przed którą tak długo uciekała.
Pojedyncze obrazy szybko minęły mi przed oczami i nie
zapamiętałem wiele, ale to co teraz zobaczyłem mnie przeraziło.
- Wygrałem ! – krzyknął
szyderczo ten sam mężczyzna, nad zakrwawioną Bellą leżącą na podłodze. – Spójrz
na nich! Spójrz - rozkazał po czym siła przekręcił jej głowę, zmuszając
do patrzenia na śmieć swojej córki, Chrisa, sióstr, barci, przyjaciół i
rodziców.
- A on na deser ! - wrzask
i zaśmiał się. Ruchem dłoni kazał wprowadzić dwóm osobą ostatniego więźnia.
Bella kiedy zobaczyła kogo miał na myśli, jęknęła błagalnie:
- Błagam cię zostaw
go !
- Ja też błagałem,
prosiłem!– krzyknął jej prosto w twarz i ją uderzył w policzek.
- Wiesz, że tak to nie
było– powiedziała resztkami sił, trzymając obolałe miejsce po uderzeniu.
- Było – krzyknął po czym
na oczach Belli, podszedł do zakładnika i go zabił.
Siedziałem na fotelu jak zahipnotyzowany. Prawą ręką ciągle się podpierałem, a lewą trzymałem w powietrzu.
-Nie tak nie będzie
–krzyknąłem i wybiegłem z domu. Dobrze, że nie natknąłem się na Luisa lub Ginny. Choć wiedziałem , że
blondynka już wszytko wie to miałem cień nadziei, że jeszcze nie.
Byłem niemal w stu procentach pewny, że ta osoba, która
wybiegła z domu, to Nessi, moje wizje były zbyt dokładne. Jest w drodze
do Edwarda, czułem to.
Przez tą małą smakuje, wścibską gówniarę, wszyscy mogą
zginąć. Cullenowie mnie nie obchodzą, no dobra pomińmy, że swat bez
takiej osoby jak ja, byłby do niczego ale klan Dowsonów. Nie…. O nie mała nie
zrobisz tego.
Powoli odgłosy łamiących gałązek nasilały się.
Wiedziałem, że jestem blisko. Mój plan był prosty : Złapać, wywieść i przemówić
do rozsądku.
To rude stworzeni zapomniało lub nie wie co jej własna
matka zrobiła, poświeciła dla niej. W porę złapałem Nessi , było około sto
metrów od domu Edwarda. Wziąłem to rzucając się stworzeni na plecy, oczywiście
zostałem podrapany i zaciągnąłem do domu. Następnie
zamknąłem ją na klucz w jej pokoju. Na odchodne rozkazałem:
-Masz tu siedzieć. Pogadamy
później i się spakuj !
Odwróciłem się od drzwi i skierowałem ku swojemu pokoju,
ale niestety natkałem się na Ginny. Popatrzył na mnie dziwny wzrokiem, jakby
chciała odczytać coś z moje twarzy. Spokojnie do mnie powiedziała:
-Nic nie widziałam. Mam nie
pytać ?
Zawahałem się czy jej nie powiedzieć, ale stwierdziłem,
że dla jej bezpieczeństwa lepiej nie.
- Spakuj się i
powiedz Luis’owi, że wyjeżdżamy– rzekłem patrząc w jej oczy.
- Słucham? -zapytała
nie lada zdziwiona. – Przecież nie minęło nawet 2 lata.
Mamy takie zasady, że przeprowadzamy się winne
miejsce częściej niż co 5 lat ,a nie rzadziej niż co 2 lata.
- W świetlne
zaistniałej sytuacji , takie działania są koniecznie – powiedziałem doktorskim,
filozoficznym tonem. – Nie pytaj, po prostu się spakuj.
Przymknęła i od razu otworzyła oczy
zapewne sprawdziła przyszłość. Spojrzała na mnie nieufnym wzrokiem. Zdążyła się
przyzwyczaić do moje tajemniczość , która jest skutkiem mojego daru. Dar Ginny
jest dużo prostszy od mojego, ale bardziej skomplikowany od Alice. Alice widzi
to co się może stać , a Ginny to coś się stanie na pewno.Tyle, że jeśli ktoś
nie podają decyzji co do kluczowej sprawy widzi te dwie opcje nad którymi się
waha. Ja natomiast widzę koniec danej sytuacji. Na przykład jeśli ktoś
kupi kwiatek, to widzę co się z nim stanie za miesiąc, rok lub więcej.
-Bella o niczym nie wie –
szepnęła po chwili.
- Zaraz do niej zdzwonię –
zapewniłem ją.
Pokiwała głową na znak zgody i zastawiła mnie samego na
korytarzu. Próbując się uspokoić usiadłem w pokoju do komputera i przeglądnąłem
wyloty samolotów na dzisiejszy dzień. Za dwie godziny wylatuje samolot do
Francji. Są dwa loty: jeden do Paryża ,a drugi do Lyon. Wiedziałem, że
gdyby Bella dowiedział się, że przeprowadzamy się do Paryża za bardzo
zachwycona by nie była, dlatego wybrałem Lyon. Na szczęście mamy w mniejszym, spokojniejszym,
mieście Grenoble dom, który jest niedaleko Lyonu. Więc najpierw samolot a
później samochód do Grenoble.
-Luis, Ginny za dwie
godziny samolot leci do Lyon’u, a my w niego wsiadamy –krzyknąłem do pozostałej
dwójki.
- Lyon?Ale my tam domu nie
mamy – powiedział Luis z dołu
-Ale w Grenoble mamy-
krzyknąłem, nie chciało mi się do niego zachodzić – A to niedaleko.
-Grenoble mówisz ? –zapytał
Luis z zamyśloną miną
Gdyby mnie był ,aż tak przejęty tą sytuacją, wyczułbym w
głosie Lusia coś dziwnego, w końcu znam go od przemiany…
***
-Ale co to znaczy ! –
wrzasnął na całe gardło Edward.
Podskoczyłam z przerażenia na kanapie. Kątem oka
zauważyłam jak reszta robi wszystko, żeby go uspokoić, na próżno. Nie pomagają
słowa, ani siła Emmetta, jedynie Jasper by pomógł, ale niestety wyszedł z
Alice. Jednak sądzę, że zaraz tu się zjawią zaważając na dar Alice.
Właściwe były dwa powody takiego zachowania Edwarda.
Pierwszym oczywiście byłą Bella,czy Isabell ,sama nie wiem jak powinnam się do
niej zwracać, ale mniejsza o to. Poszliśmy jak co dzień rano do szkoły i
dowiedzieliśmy się, że cała piątka zniknęła. Każdy był nie lada zdziwiony.
Przecież byli tutaj wczoraj ,nawet byliśmy u nich w domu i nic nie wskazywało
na to, że mają zamiar opuścić miasto. Wszystko było idealnie poukładanie ,a
nawet żadnej walizki nie zauważyłam. Nikt z nich nie wyglądało nadzwyczajnie, w
żadnym procencie podejrzliwie. Fakt faktem Belli nie było w domu, ale jak się
doinformowaliśmy musiała jechać do Montrealu, bo jak to powiedziała Nessi : „
Morgan bez niej nie wytrzymuje i musi uważać na swoje rączki” .Nie sądziłam, że
to będą ostatnie słowa rudej, skierowane do mnie. Wszytko jest podejrzane.
Natomiast drugi powód jego krzyków, to mały świstek
papieru, który jakimś cudem, znalazł się na stole w naszym salonie. Oczywiście
zauważyliśmy go dopiero jak wpadliśmy do domu. Nie dość, że nie była to
zwykła wiadomość typu : „ wracam za 5 minut lub „jestem w mieście” to był to
cytat, czego można się domyślić po cudzysłowu. Treść była nie zrozumiała,
tajemnicza a zarazem jakby pouczająca.
„ Miłość jest rozkosznym
kwiatem, ale trzeba mieć odwagę zerwać go na krawędzi przepaści „
A pod podpisem prawdopodobnie autora tych słów: Stendhal
, widniał drugi podpis: Luis.
Według mnie Luis próbuje nam coś przekazać, w związku z
zniknięciem całej 5 Dowson’ów. Prawdopodobnie zaszyfrował coś w tej
kartce i daje nam wskazówki ,gdzie oni mogą być. Ale po co to robi?Nie mam
zielonego pojęcia.
-No ku*wa co o znaczy ? –
krzyknął po raz kolejny i zrzucił falkon z kwiatami,który momentalnie zamienił
się w pył.
-Nie przeklinaj – upomniała
go cicho Esme
-Edward krzykiem nic nie
załatwisz – powiedział z drugiej strony pokoju Carlisle, który jak zawsze
zachowywał spokój. – Lepiej pomyślmy co to znaczy.
- A co ja robię od
godziny?! – wrzasnął Edward i kolejna figurka zamieniła się w pył tyle, że tym
razem poszedł też stół. Na szczęście w porę przyszedł Jasper ,a zanim wlokła
się Alice z smutną miną, pewnie po raz kolejny nic nie widziała w związku z
Bellą. Ten dar Isabell jest bardzo wnerwiający. Jazz wykorzystał swoją
umiejętność i spokojny już Edward usiał
na kanapie.
-Ale co to znaczy – jęknął
płaczliwie, po czym ukrył twarz w dłoniach.
Żal mi się go zrobiło, po raz kolejny. Usiadłam przy nim
patrząc na Jaspera ,czy nad nim panuje. Pogłaskam go z czułością po
plecach.
Chciałbym kiedyś zobaczyć
uśmiech na jego twarzy. Rzekomo kiedyś był zabawny, wścibski i kochany ale
niestety ,ja chyba tego nigdy nie zobaczę. Jezu ale z tej Bell potwór. Edward
tyle przez nią wycierpiał, a ona po raz kolejny zrobiła mu nadzieje i
skrzywdziła . Boże to nie kobieta ,to diablica. Zimna, bezwzględna ima serce z
kamienia. Najwyraźniej lubi się bawić czyimś uczuciami.
-Według mnie to znaczy, że
musisz się wykazać się odwagą , żeby zdobyć miłość Belli. A Luis ci pomaga … - powiedziała Alice pochylać
się nad kartką.
-Pomaga ? Czym cytatem ! –
prychnął Edward
- A może warto się chwilę
zastanowić nie nad cytatem ,ale nad autorem tych słów. Po coś w końcu Luis go
napisał – powiedział spokojny Carlisle.
- I wcale Luis nie musiał
się podpisywać – odezwałam się w końcu, po chwili milczenia.
-No więc co ciekawego może
być w… Stendhal’u?- zapytał z ironią Edward.
Alice będąca najbliżej
laptopa, włączyła go zaczęła szukać czegoś w Internecie. Po chwili czytała na
głos:
- Marie-Henri Beyle (ur.
23stycznia 1783 w Grenoble- zm. 23marca 1842 w Paryżu),bardziej znany jako
Stendhal, francuski pisarz romantyk, prekursor realizmu w literaturze.
Pochodził z rodziny urzędniczej. W 1786 urodziła się jego siostra,Pauline, z
którą przez całe życie łączyły go bliskie związki ….
-Zamknij już się! –
brutalnie przerwał jej Edward.
-Mam ktoś jakiś pomysł? –
zapytała Rosalie
Każdy spojrzał na każdego. Jedynie Alice miał zamyśloną
minę, której przyglądał się Edward.
-Tam gdzie oni są, jest
jakiś związek z Stendhal’em – stwierdził Carlisle
-Wiedziałam ! – krzyknęła
uradowana Alice.
-Co ? – ponaglał nagle
ożywiony Edward
-Sprawdziłam dzisiejsze
wyloty i …wyleciały dwa samoloty do Francji, a ten gościu jest francuzem …
czyli …. – powiedziała Alice ale nie skończyła gdyż Edward skończył za nią :
-Czyli Bella jest we
Francji…
-Wiedziałam – pisnęłam ze
zadowolenia. Wiedziałam, że z Luisa to spoko gościu. Już go lubię, a z resztą
zawsze go lubiłam.
-Ale Francja jest duża….-
zawahała się Esme
-Pojedziemy tylko tam gdzie
był Stendhal ,czyli Grenoble i Paryż – powiedział stanowczo Ed
-Ale on był też parę razy
we Włoszech – szepnęła cichutko Alice, żeby nie gasić entuzjazmu Edwarda.
-To pojedziemy wszędzie
byle tylko bym ją znalazł – powiedział Edward.
-Edward jesteś pewien ?
Kolejny raz ci uciekła? – zapytała podejrzliwie Rosalie
Kurde. Ona to zawsze ma
jakieś wonty do Belli. Właściwie to ja teraz też jej mam, ale szanuje to, że
Edward ulokował w niej swoje uczucia.
-Najwyraźniej jest jakiś
powód tych jej ucieczek. Wyjawi mi go –rzekł pewien siebie Ed – Tak jestem
pewien..
-To jedziemy – powiedział
uradowany Emmett. Jemu jedynemu uśmiechało się pakować wszystkie swoje rzeczy.
Jechałem jak wariat ,dopiero co wypożyczony samochodem.
Nie spuszczałem nogi z pedału gazu i zwinnie wymijałem inne pojazdy. Na
szczęście autko było szybkie i zwinne. Ja jedyny z całej rodziny uważałem
, że trzeba zacząć od Grenoble i nie sądziłem, że Bella jest w Paryżu. Czułem
to w jej głosie, z jaką odrazą mówiła o Paryżu. Nie lubiła tego miasta.
W chwili obecnej byłem pewne dwóch rzeczy. Po pierwsze:
kocham Bellę i zamierzam ją odzyskać. Nie obchodzi mnie, że jest żoną Chrisa.
Po drugie: musze się dowiedzieć dlaczego uciekła. Sadziłem, że
wyjaśniliśmy sobie wszystko. A jednak nie….
Miasto Grenoble
położone jest w południowo -wschodniej Francji, wśród Alp, których stolicą bywa
nierzadko nazywane. Jego historia sięga czasów rzymskich, choć na przestrzeni
dziejów kilkakrotnie zmieniało swoją nazwę, co może być mylące. Pełni funkcję
największego w kraju ośrodka uniwersyteckiego i naukowego. Grenoble uznane jest
za jedno z najprężniejszych miast w całej Europie.
Gdy dojechałem do centrum
miasta na szczęście było pochmurno.
Nie wiedziałem co mam zrobić. Pójść za moim instynktem
tropicielskim , którego właściwe nie miałem, czy zdać się na intuicje, czy może
pomyśleć jak wampir.
Nie wiem dlaczego, ale byłe niemal w stu procentach
pewny, że ona tu jest. Coś tak czułem.
Po chwili postanowiłem działaś po omacku.
Pojechałem na obrzeża nie daleko gór i lasu. Stawiałem, że ich dom
znajduje się gdzieś ukryty w lesie lub górach.
Udałem się do lasu.
Wszystko było takie spokojnie. Żadne patki nie śpiewały, ani jedno zwierze nie
biegło, było spokojnie jakby wampir tu był. Nie sądziłem, że jest to przyczyna
moje osoby, zwierzęta tak szybko nie wyczułyby większego drapieżnika na ich
terytorium.
Zaśmiałem się w duszy. Nie daleko sumienia ujrzałem
siedzącą na kamieniu postać. Idealnie proste, brązowe włosy luźno spadały jej
na ramiona, twarz miała ukrytą w dłoniach. W powietrzu unosiła się tak dobrze
znam mi woń perfum.
Znalazłem ją.
Wiedziałem, że to Bella.
-Bella? – zawałem dla
upewnienia, choć tego nie potrzebowałem.
Brunetka uniosą głowę i spojrzała na mnie. Miała strach w
oczach, kogo jak kogo ale mnie się na pewno nie spodziewała. Zdziwił mnie jej
ponury wyraz twarzy, a już tym bardziej , łzy w jej miodowych oczach. Takie
śliczne stworzenie nie powinno płakać.
-Dlaczego uciekłaś po raz
kolejny ? Powiedz prawdę ! – podniosłem lekko ton głosu.
Utkwiłam swój wzrok w jakimś punkcie za mną. Milczała.
Zauważyłem jak na jej bladym policzku spływa pojedyncza krystaliczna łza.
-Pamiętasz jak powiedziałeś
mi, na samym początku naszej znajomość, że będzie lepiej ,jeśli nie zostaniemy
przyjaciółmi – szepnęła podciągając nos.
Pokiwałem głową na znak, że pamiętam. Nigdy nie mógłbym
zapomnieć czegoś, związanego z nią.
-Powiedziałeś też, że to
nie oznacza że nie chcesz nim być.
-A ty się wtedy zapytałaś
co to znaczy – przypomniałem jej
-Odpowiedziałeś mi, że
jeśli jestem mądra to będę się trzymał z daleko od ciebie– powiedziała patrząc
prosto w oczy i wstała z kamienia. Podeszła do mnie i szepnęła mi na ucho jakby
bała się, że ktoś usłyszy – Teraz ja… mówię to samo tobie…
Odwróciła się na pięcie i zaczęła iść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz