poniedziałek, 15 października 2012

XII. Znów ten mój cholerny pech



            
         Nigdy nie narzekałam na ogromną ilość czasu wolnego. Miałam go wręcz za mało. Kiedy stałam się wampirem dostałam w prezencie nieśmiertelność, czyli ogromną ilość czasu na wszystko. Chodź nie dla mnie zawsze mi go brakuje. Jednak zaraz będę jęczeć. Szlak mnie trawi myśląc jak wiele rzeczy mogłabym teraz zrobić. Mogłabym odwalić papierkową robotę przy okazji odciążając Aurorę, mogłabym się dowiedzieć, co słychać u mojej rodzinie i u przyjaciół. OMG jak ja dawno ich nie słyszałam. Nawet wolałabym iść na zakupy zamiast siedzieć w luksusowym hollu hotelowym we Francji a dokładnie w Paryżu.
            Normalka, najdroższy hotel w całej Francji. Wybrał go Chris. Bo jakby inaczej. Gdybym była sama wystarczyłby mi zwykły malutki pensjonat. Gdybym była sama? Co ja mówię? Z własnej woli nikt by mnie tu nie wyciągnął. NIKT.  Ale niestety Christopher się  wkurzył. A do niego dołączyła Ginny. No i po mnie. Technicznie dali mi prawo wyboru, ale praktycznie go nie miałam. Nie mogłam mu odmówić. Przez ostatnie parę lat gonie widziałam. Mocno się wkurzyłam na Chrisa za ten wybryk z Cullenami. Strasznie się z nim stęskniłam, więc mu uległam. Na moje nie szczęście. Boże ratuj!!!!
            Chris raz na jakiś czas jeździ się rozerwać i przy okazji wydać grube miliony.  Chris parę lat temu wydał w tydzień  dziesięć milionów. W tym roku wybrał Paryż i zabrał mnie i Ginny. Tragedia. Różne bale, spektakle czy inne rozrywki. Ohyda. Jak można na nich wytrzymać? Bardzo mało cech zostało mi po moim poprzednim życiu. Jednak nienawiść do jakichkolwiek bali, imprez czy czegoś gdzie mogę być w centrum uwagi pozostała.  Chcę być niewidoczna.
            Dobra, przeżyłabym ten luksusowy hotel, ale swój strój to już nie przełknę. Nie ma szans. Mam na sobie czerwoną sukienkę w kwiaty, czarną kurtkę, szarą chustkę i brązowe szpilki. Nie chcę wiedzieć ile te ciuchy kosztują. Co ja bym dala za jakieś zwykłe ciuchy.
            Co gorsza albo nawet nie. Wszystko jest lepsze żeby wyrwać się od Chrisa. Czekam na bilety do teatru. Na wieczór Christopher się uparł żebyśmy poszli do teatru i sam wybrał spektakl. Nie wiem, co jest gorsze od długiej wieczorowej sukni i mega wysokich szpilek. No na serio nie wiem, co jest gorsze.
            Tak w zasadzie nie musiałam zachodzić. Obsługa skacze koło nas aż hej. Śmiać mi się chce ,kiedy niby niechcący Chris przewraca kieliszek z winem albo, kiedy wybrzydza jedzenie. Po prostu idiota totalny.  Nagle przyszedł jakiś gościu i wręczył mi bilety mówiąc po francusku:
- Nie musiała Pani schodzić. Zanieślibyśmy do pokoju.
- To nie był żaden kłopot, dziękuję – odpowiedziałam po francusku. Znałam wiele języków  bardzo dobrze. A francuski był do zniesienia, więc nie wygłupiałam się angielskim.
            Wyszłam z holu i udałam się do pokoju. Z ciekawości zobaczyłam na bilety. Teatr:  Théâtre De L'Atelier najlepszy we Francji i spektakl Perykles. Znowu. Ratunku. Ale cóż  ja chciałam. Kraj Szekspira to  imusi być jego sztuka. Znam ją na pamięć. No to nieźle
zapowiada się podwójna nuda.
            Weszłam do mojego, Ginny i Chrisa apartamentu. Chris był w salonie i czytał jakąś gazetę.
- O hej kochanie masz bilety? – zapytał, gdy już przekroczyłam próg, nie spuszczając wzroku z gazety.
- Mam –powiedziałam i usiadłam na fotelu na wprost niego, kładąc bilety na stolik
- Zacznij się już przygotowywać – powiedział z ekscytacją w głosie
            A skąd ta ekscytacja? Co on kombinuje?
- Mam czas. A ty nic nie kombinujesz? – Zapytałam najspokojniej jak się dało, chociaż już coś się we mnie gotowało.
- Isabello Marie Nadio Swan Shafft Dowson …..
- Nie kończ– przerwałam momentalnie
- Ja na serio nic nie kombinuje – powiedział patrząc mi prosto w oczy z taką udawaną szczerością.
            Dobra. Tym razem cię na serio uduszę jak coś zrobisz.
- Nie wiem, którą sukienkę wybrać – pożaliła się Ginny wchodząc do salonu
- Pomogę ci– odparłam radośnie
            Wolałam to niż rozmowa z nim.  Poszłam za nią do jej pokoju. Na łóżku leżały 2 sukienki. Nawet ładne. Obydwie różowe. Nie lubię tego koloru, ale Ginny jest w nim ślicznie.
- Ubieraj je po kolei – zaproponowałam
            Usiadłam na łóżku i poczekałam chwilę. Zaprezentowała się po kolei w nich i stwierdziłam:
- Weź tą drugą
- Dzięki i idź się ubierać – powiedziała uśmiechnięta i ucałowała mnie w policzek.
            Wyszłam od niej niezbyt zadowolona perspektywą włożenia długiej sukni. Przeszłam przez salon z kwaśną miną, którą niestety nie uszła uwadze Chrisa. Uśmiechną się i pomruczał coś nie zrozumiale pod nosem.
            W końcu weszłam do sypialni. Właściwie to mojej i Chrisa sypialni. Mamy razem, bo jesteśmy tu oficjalnie. Nasz związek jest dziwny przynajmniej z mojego punktu widzenia. Związek o ile to można tak nazwać. Przeważnie nigdzie nie pokazujemy się osobno. Zawsze razem – jak to powiedział Christopher.  Oficjalnie bardzo się kochamy i jesteśmy parą od wielu lat. A trak naprawdę traktujemy się jak najlepsi przyjaciele nic więcej. Tylko parę osób zna prawdę o naszym związku.
            W zasadzie nie przeszkadzało mi to, że mamy razem pokój. Jedno łóżko nie było problemem. Nie musiałam spać, za co jestem dozgonnie wdzięczna. A tak w ogóle to bardzo mało czasu spędzałam w hotelu a już tym bardziej w pokoju. Łaziłam po ulicach Paryża i czasem zaglądałam do jakiś sklepów. Wolałam to niż przebywanie w tych luksusach. Po paru latach życia w nich powinnam się przyzwyczaić, ale jakoś nie mogę.
            Na łóżku leżały 2 pokrowce. Westchnęłam cicho. Podeszłam do łóżka i wyciągnęłam z pokrowca pierwszą sukienkę. Była turkusowa. Miała dużo falbanek i była długa z wycięciem z przodu. Oczywiście była wydekoltowana i bez pleców. Na pewno wybrała ją Doris. Zupełnie nie w moim stylu. Otworzyłam drugi pokrowiec i wyjęłam fioletową sukienkę. Była długa, ale prosta. Na pewno jest od Ginny.  Ginny pomimo to, że jest siostrą Alice i są prawie identyczne nigdy mnie nie zmuszała do założenia czegoś. Stopniowo zaczęła mnie przyzwyczajać do drogich i modnych ciuchów. Po prostu liczy się z moim zdanie mnie tak jak Doris. Na pewno nie włożę tej turkusowej. Więcej odsłania niżzasłania. Wybrałam sukienkę od Ginny i ubrałam się w nią. Wzięłam jeszcze złote szpilki,
które najbardziej to tej sukienki pasowały i nagle wparował Chris.
- Gotowa ? –zapytał z uśmiechem
- Jeszcze wezmę torebkę– powiedziałam i szybko wzięłam pierwszą lepszą
- Ginny dojdzie do nas – powiedział z nieschodzącym uśmiechem na buzi – Nie wyrobi się
            Zaśmiałam się cicho.
- Gotowa –powiedziałam z udawanym szczęściem
-To idziemy. Ślicznie wyglądasz – powiedział całując mnie w policzek
- Dzięki
            Wziął mnie za rękę i wyszliśmy

***

            Podaliśmy obłudzie płaszcze i przeszliśmy do poczekalni. Była urządzona w starożytnym stylu. Pełno rzeźb posągów i takich tam. Usiedliśmy na jednej sofie. Obydwoje
milczeliśmy.
- Belle, widziałaś jakiegoś wampira? – Przerwał ciszę Christopher.
- Nie –odparłam patrząc się na jakąś rzeźbę.
- Ile zejdzie Ginny? – Zapytał bawiąc się moimi włosami.
- Na pewno długo – odparłam niechętnie
            Chciałabym żeby ten wieczór się już skończył.
- W końcu to najpiękniejsza wampirzyca na świecie
            Zaśmialiśmy się oboje.
            Spojrzałam na drzwi i zobaczyłam, że jakaś ośmioosobowa rodzina wchodzi. Od razu
rozpoznałam, że to wampiry. Podali płaszcze obsłudze i odwrócili się do nas plecami. Nie zwróciłam na nich uwagi.
- Zachodzą się już ludzie – powiedziałam odwracając się w jego stronę.
- No raczej wampiry – odparł .
- Nie rzuć się na kogoś – ostrzegłam go kręcąc palcem.
- Kochanie przecież od paru lat jestem wegetarianinem. No i jadłem niedawno.
            Zrobił te swoje maślane oczka. Jak ja ich nie lubię
- Wiem, wiem, ale uważaj.
            Uśmiechnął się tylko i znów otworzył buzię:
- No Isabell nie poznajesz? – Zapytał z ekscytacją
- Słucham –zapytałam zażenowana
            Pewnie ściągnął jakiegoś wampira, który miał na minie ochotę. Znowu. Niechętnie odwróciłam głowę w kierunku, w którym się patrzył. Przyjrzałam się tym wampirom.  Rozmawiali ze sobą. Wydawali mi się znajomi. Widziałam już ich kiedyś. O boże to ….. C.. Cullenowi…. Bez wątpienia.
            Znów ten mój cholerny pech. Spojrzałam na Chrisa uśmiechał się chytro.
- Wydajesz się być zaszokowana - powiedział
            Odwróciłam się znów do Cullenów. Pierwsza z brzegu była Rosalie, obok Emmett.        Dalej Alice z Jasperem. A na wprost ich Esme i Carlisle. I Lillian i na końcu E.. Edward.
            O Boże….
- Chris widziałeś? – Spytałam wściekle
- Oczywiście, idziemy się z nimi przywitać teraz czy po spektaklu?  - zapytał z chytrym uśmiechem na gębie
- Oszalałeś, wiedziałeś? -  Powiedziałam już trochę bardziej spokojnie
- Cóż mój dar- wycedził
- Teraz ci nie wybaczę. Czemu to zrobiłeś? – Powiedziałam jak najpoważniej się dało
- Belle to za długo trwa. Idę się z nimi przywitać – powiedział wstając
- Nie pójdziesz – syknęłam
- Pójdę, a ty ze mną – stwierdził
- Chyba śnisz – krzyknęłam
            Tylko na mnie spojrzał i wyciągnął rękę do mnie.
            Co mam zrobić? Pójść tam? E… Edward tam jest …. Chwila a co z Ginny, jeszcze
nie przyszła.
            Wzięłam bardzo długi i głęboki wdech. Pójdę tam i po sprawie.
- Idziemy – zakomunikowałam i złapałam go za rękę
            Uśmiechnął się tylko i ruszyliśmy.
            Pierwsza zauważyła mnie Rosalie i mocniej złapała Emmetta. Ten odwrócił się w moją stronę. Później zobaczyła mnie Alice, Jasper, Esme, Carlisle, Lillian iE..Edward. Wszyscy patrzyli na mnie wzrokiem ulgi szczęścia i niedowierzenia. Później usłyszałam swoje imię wypowiedziane przez siedem osób. Kiedy znaleźliśmy się przy nich Alice i Edward spojrzeli na moją rękę splecioną z Christopherem.
- Dzień dobry, nie wiedziałem ze jacyś wampiry tu przyjdą – powiedział Chris
            Odwróciłam wzrok od Cullenów i spojrzałam na drzwi wejściowe. Wchodził właśnie Ginny Dałam jej znak głową żeby sobie poszła. Nie zrozumiała. Wskazałam na Cullenów . Teraz zrozumiała. Szybko wyszła.
- No my tym bardziej- powiedział uprzejmie Carlisle
- Będziecie na towarzyszyć? Kochanie to ci nie przeszkadza, prawda? – Spojrzał na mnie
- Oczywiście, że nie – odparłam spoglądając na niego
            Nie miałam odwagi spojrzeć na Cullenów.
- Chętnie wam potowarzyszymy – powiedziała Esme
- Powinniśmy iść, za chwilę zacznie się spektakl – powiedziałam do Chrisa
- Masz racje Belladono .Chodźmy
            Wszyscy udaliśmy się do loży honorowej. Ja z Chrisem usiedliśmy z przodu a Cullenowie z tyłu. Zaczął się spektakl.
            Wiedziałam, że tylko ja i Chris patrzymy się na scenę. Czułam na sobie spojrzenia całej 8.Nie miałam siły spojrzeć im w oczy. Bałam się
- Belle, możesz z nimi porozmawiać – zaczął Chris – A może tylko z Edwardem?
            Porządnie mnie wkurza
- Jeśli zaraz nie przestaniesz i nie zamilkniesz to pożałujesz –syknęłam
- Boisz się, cóż wtedy, kiedy trzeba się bać to się nie boisz, a teraz umierasz ze strachu
            Koniec
            Przesadził.
             Odwróciłam się i wyszłam. Przeszłam szybkim krokiem przez korytarz. Usłyszałam ja osiem osób za mną biegnie. Szybko wyszłam i zaczęłam biec jak najszybciej do hotelu. Na
szczęście zgubiłam ich.
            Weszłam do pokoju hotelowego  i zobaczyłam kartkę:

Dziękuję Bello. Jestem w Montrealu.
               Ginny =*

            Szybko się przebrałam i udałam się na lotnisko. Technicznie mam dwa domy. Wybrałam ten drugi nie Montreal. Split. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz