W Grenoble w
godzinach popołudniowych zwykle był ogromny ruch i tłok, trudno było przejść
przez miasto, jednak w chwili obecnej, na ulicach nie było nikogo. Powód był
tylko jeden: krajowa drużyna piłki nożnej, miała za około pięć minut
zagrać o trzecie miejsce w mistrzostwach świata. Wszyscy ludzie siedzieli
w domach, z językiem na brodzie i wlepiali oczy w ekran telewizor, obwinięci po
szyje niebiesko-czerwono-białymi szalikami kibica i miską popcornu w ręce lub
na stole. Czekali niecierpliwie.
Zapewne Christopher
Dowson w tej chwili siedziałby w swoim domu, a raczej swojej
siostry, w salonie, rozłożony na kanapie i mega podekscytowany niedługo
zaczynającym się meczem, jednak musiał coś innego zrobić…
Bardzo zezłoszczony i wkurzony
ciągnął za sobą, nie szczędząc siły blondwłosą piękność ,w której gotowało się
jak w garnku z wodą. Nie dość, że przeszkodził jej w wyżyciu się…
Aa może to i dobrze – zawahała się
na chwilę. Edward na pewno by mnie zabił, jakby jej ukochanej Belli nawet
jeden włos spadł z tej głowy…- wykrzywiła twarz w grymasie i po raz chyba
dwusetny spróbowała się wyrwać Chris’owi. Na darmo.
Brunet nawet na nią nie spojrzał.
Rosalie wydawało się, że wzmocnił uścisk, jakby to było możliwe , bo i tak
bardzo, bardzo mocną ją trzymał.
-Powiedz
mi blondi, czy ja się nie jasno wyraziłem, na naszym jedynym i mam nadzieje, że
ostatnim meczu baseballa ? – zapytał podirytowany wampir.
-Co
? – syknęła jadowicie.
Nie lubili się wzajemnie. Było
to czuć i widać, a dodatek nie widzieli najmniejszego powodu, żeby tego
nie okazywać. Chris wiedział, że cała rodzinna Cullenów nie czuje do
niego sympatii, jedni z powodu, że jest mężem Isabelli inni, że po prostu
nazywa się „Dowson” . Rosalie natomiast wiedziała, że także nie wywołuje
pozytywnych odczuć u nich. Prawdopodobnie zawdzięcza to wspomnieniom
Ginny i Isabelli o niej. A jak zdążyła zauważyć cała piątka Dosownów nie miała
przed sobą tajemnic, przynajmniej dużych. Bo jakby było inaczej, to czy Christopher
trzymałby rękę na pulsie, gdy rozmawiała z Bellą i czy Nessi by jej unikała ?
Złotooki westchnął i zapytał :
-Czy
wy nie możecie się traktować jak powietrze ? Ok wiem, że od początku się nie
lubiliście, ale tak czy siak twoje początkowe zachowanie było nie fer ...Więc
się nie dziw , że ona… - urwał i gwałtownie się zatrzymał, przyciągnął Rosalie
do siebie, tak że niemal stykali się nosami. – Właśnie, ona jeszcze nic nie
zrobiła ! – wykrzyknął jej prosto w twarz. Rose cały czas była w lekkim szoku i
w ogóle się nie poruszyła ani nic nie odpowiedziała. Chris ruszył dalej i
pociągnął za sobą wampirzycę, która nie wiedząc czemu była nadal zaszokowana.
-A
co ty się tak na mnie wściekasz ? Przecież nic nie zrobiłam twojej kochanej
żoneczce ! – warknęła blondynka.
-Kobieto
! Ja się o swoją żonę nie boję , tylko o ciebie!
-O
mnie ?- zdziwiła się autentycznie i aż stanęła w miejscu. - Weź przestań !
–krzyknęła. Christopher wkurzony, że ślamazarnie się wlecze, pociągnął ją
jak najmocniej mógł. Niestety wpadła na niego, przewracając go na ziemię. Chris
szybko zrzucił ją z siebie, tak że potoczyła się z dobre dwa metry dalej.
Wampir podniósł się i poczuł, że z sekundy na sekundę robi się bardziej
wkurzony.Rosalie przeklęła głośno kilkakrotnie, wstała i poprawiła się.
Christopher z prędkością światła podbiegł do niej i chwycił za ramię.
-Pójdę
sama ! – zaprotestowała krzycząc. Brunet udając, że tego nie słyszy pociągnął
ją za sobą i szli dalej.
-Uwierz
mi Bella ma tysiąc razy większe doświadczenie w walkach i ciągu paru sekund
może cię zabić. Przyjmij do wiadomości, że ona nie jest już bezbronnym,kruchym
człowiekiem, który nic ci nie zrobi, a na dodatek stała się porywcza…
-O
Boże co by się stało, jakbyśmy sobie powyrywała parę włosów? – jęknęła Rose.
-Co
by się stało ? – warknął, powoli tracił do niej cierpliwość . - A powiem ci:ty
byś była martwa. Jakby Emmett się o tym dowiedział, chciałby zabić Isabellę i
wtedy cały Montreal by się zjechał, no może i nasi przyjaciele, niekoniecznie
wampiry. Nie wiadomo, czy by przypadkiem Volturi nie skorzystali z jedynej,
usprawiedliwionej możliwości was zabicia, wiesz że Aro nie uznaje
wegetarianizmu… A to wszystko skończyłoby się zniknięciem z powierzchni
ziemie ósemki Cullenów . Załapałaś ?– zapytał oschle.
-T-tak
– za jąkałą się. Przestraszył ją minimalnie. Roslie wiedziała, że ma
racje, Voturi wściekli się niemiłosiernie kiedy Carlislei stworzył Lillian. Nie
podobało im się , że doszedł ktoś.Faktycznie, najchętniej by wszystkich
pozabijali, bo twierdzą, że z biegiem czasu za dużo wampirów praktykuje
wegetarianizm.
Dalej szli w milczeniu. Rosalie
zaczęła się zastanawiać co Chris zrobi jak dojdą do domu. Zostawi ją przed
drzwiami, czy może wejdzie mówiąc wszystkim co się stało?
-A
właściwie to czemu jeszcze żyjecie, skoro macie na pieńku z Volturi ? –zapytała
Rose Chrisa w pewnym momencie.
-Hę
? – jęknął.
-W
sensie cały klan, dlaczego was nie wymordowali ? Cały czas się słyszy, że znowu
o coś się pochlaliście i doszło do przemocy …
-Czy
Bella wam nie wyjaśniła, że te wszystkie plotki, pogłoski, czy w ogóle to co
wszyscy mówią, to stek bzdur ?
-Coś
wspominała – przytaknęła. Przypomniała sobie podsłuchaną rozmowę Alice i Belli,
pierwszą po wielu latach i wtedy faktycznie powiedziała, że to co mówią wszyscy
to nie prawda.
-Z
reguły nie zgadzamy się w niczym, ale po prostu jak nie idzie się z nimi
dogadać, a często tak jest, robimy po swojemu i to dwa razy szybciej i
efektywniej od nich…
-Ale
po co to robicie ? Skoro oni, oni… -zaczęła ale Christopher jej przerwał
czując, że tłumaczy jej jak małemu dziecku:
-Rose
w każdej szkole jest jakiś gang czy paczka, która rządzi szkołą, a w miastach
są mafie czy coś w tym stylu i zawsze musi być ktoś, kto powie „dość” …-
Przeczesał wolną ręką włosy i powiedział stanowczym tonem – Akurat w tym
wypadku to my.
-Dalej
nic nie rozumiem – powiedziała zrezygnowana wampirzyca.
-Bo
to skomplikowana sprawa, zahaczająca o bardzo dawną przeszłość … - zmieszał
się. Czuł głęboko w sobie , że za dużo powiedział, ale z drugiej strony, nic
takiego nie powiedział. - A powiedz mi jaki jest sens w rządzeniu i
lataniu po całym świecie bo któryś wampir się ujawnił ?- Zapytał retorycznie .
- My załatwiamy sprawy ważniejsze i które nas dotyczą…. - W porę ugryzł
się w język.Już miał jej mówić co ich obchodzi. Wziął głęboki oddech i
przypomniał sobie jej pierwsze pytanie. - A odpowiadając na twoje pierwsze
pytanie, dlaczego żyjemy: po prostu Volturi nie potrafią nas zabić i nie
mają jak dojść do więcej niż dwóch osób… Prędzej to mi ich pierwsi zabijemy, niż
znajdą jakiś punkt zaczepienia dla większej liczby osób niż trzy.
-Wasze
dar … - zaczęła spokojnie, ale nie skończyła, gdyż dokończył za nią brunet:
-Są
na wagę złota.
Nim Rosalie zdążyła zadać
kolejne pytanie, znaleźli się przed drzwiami domu dziewczyny. Christopher nie
dzwoniąc ani pukając wszedł do środka. Kierując się odgłosami rozmów, wampir
pociągnął ją do salonu. Kiedy już się w nim znaleźli,nagle rozmowy ucichły na
ich widok i zrobiło się cicho jak makiem zasiał. Nessi z Lilly przestały bawić
się jakimiś sznureczkami, Alice i Ginny momentalnie ucięły wcześniejszy temat
rozmowy, i nie wiadomo skąd na wprost Chrisa znalazł się Emmett.
-Chris
co jest ? – zapytała spokojnie, przerywając krępującą ciszę Ginny.
-Rosalie
rzuciła się na Bellę – odpowiedział bardzo wyluzowany i spokojny
Christopher,choć nie powinien, gdyż dzieliło go dziesięć centymetrów od
rozwścieczonego Emmetta.
-Co
?! – krzyknęły chórem Alice, Ginny, Lillian i Nessi.
Nessi ucichła i odwróciła wzrok,
który niestety skrzyżował się z Rose . Blondynka popatrzyła się na nią
lodowatym wzrokiem, po czym utkwiła już słodki wzrok w Emmecie. Renesmee
pożałowała, że nie trzyma się swojego planu , który zakładał unikanie zabójczej
piękności i nie przebywanie z nią w jednym pomieszczeniu.
-Posłuchaj
Emmett – zwrócił się z wyższością do niego Chris – Pilnuj jej - wskazał
palcem na Rose - Bo naprawdę mam ciekawsze zajęcia niż chodzenie za Bellą jak
pies i pilnowanie, żeby Rosalie się na nią nie rzuciła.
Brunet puścił blondynkę i popchnął
ją na Emmetta, który ją złapał i przytulił delikatnie.
-W
porządku Ness ? – zapytał Christopher na odchodne Nessi, która tylko pokiwała
głową twierdząco. Spojrzał na Ginny, która odebrała to jako „ widzimy się w
domu” i wyszedł. Pobiegł czym prędzej bocznymi drogami do domu, na jego
ukochany mecz.
***
Słońce leniwie wstawało znad
horyzontu i usiłowało przedostać się swoimi promieniami przez gęste, wysokie
drzewa, do okien montrealskiego zamku, nazywanego Nowym Łabędziem.
W końcu jednak pojedynczym promieniom
,udało się przedostać przez okna ,różnych rozmiarów, w zależności od części
zamku, czy mieszkańca danego pokoju.
Jednak jednemu wampirowi o ni
brązowych, ni blond, czy rudych włosach pogrążony w własnych myślach nie spodobało
się rozświetlenie pokoju. Wstał i z rozmachem pozasuwał ciemnie i grube
zasłony, tak, że pokój wrócił do egipskich ciemności, sprzed kilku minut.
Usiadł na krześle, starając się nie zniszczyć kolejnego w tym dniu. Wcześniej w
przypływie nierozładowanej energii, rozwalił wszystkie poduszki w pokoju oraz
dwa krzesła.
Sięgnął po komórkę, wstukał znany już
na pamięć numer i palec zawisł mu w powietrzu nad przyciskiem z zieloną
słuchawką. Jeszcze raz przez głowę przebiegły mu wszystkie wspomnienia, które
były związane z klanem. Przypomniał sobie wzrok przepełniony
serdecznością, ciepłem, czy braterską miłością Ginny. Wiedział , że w tej
chwili ona może właśnie może wiedzieć jak postąpi, albo i nie…
Zamachnął się i rzucił komórkę w kąt
pokoju, która jakimś cudem zatrzymała się na oparciu fotela i nie zamieniła się
w pył pod wpływem dużej siły.
Wampir przeczesał dłonią włosy i
pogrążył się głęboko w myślach.
Wiedział,
że jeśli zadzwoni, powie to co udało się mu dowiedzieć, a to w wcale nie było
proste zadanie... W końcu każdy ma jakieś tajemnice, małe czy duże. Problem
rodzi się kiedy z małych nagle robią się duże i jak są najbardziej skrywanymi
rzeczami na świecie, przez daną osobę. Szukał tego od wielu lat,
ślamazarnie bo ślamazarnie, ale po co miał przyspieszać tempo, kiedy będąc w
pokoju brunetki znał lepiej zawartość szaf, szafeczek czy pudełek lepiej od
niej ? Znał na pamięć każdy jej sms, e-maili czy nawet list.
Nic nie znalazł, nic, do wczorajszej
godziny dwudziestej pierwszej…
Przypadkowo Dellia zostawiła na
stole, ostatni list od Isabell. Nigdy nie rozumiał, czemu komunikują się
w ten sposób.
Uprzednio sprawdzając czy nikogo nie
ma w pobliżu, przeczytał list i mimowolnie uśmiech zagościł na jego twarzy.
Znalazł to co chciał. Jego cierpliwość została wynagrodzona. Cztery zdania :
”Nessi zamieszkała z ojcem –
Edwardem,”
„Nie wiem co takiego jest w
Edwardzie, w zasadzie w całych Cullenach, że tak ich kocham” […] „ Tak
wiem przeszłość się powtarza” …
„A żebyś wiedziała, są ważni jak
cholera”….
Wnioskując z tego, uznała, że
Cullenowie są jedyną rzeczą , nie, możliwością ,wpłynięcia na decyzję
Isabelli… W końcu posiadł tą wiedzę, na którą tyle czekał i pracował….
Zamknął oczy i próbował
zdecydować co ma teraz zrobić.
Jeśli wykona ten telefon, wszystko
powie, zdradzi ją, klan, wszystkich którzy mu ufali i go kochali… ale on od
początku źle się tu czuł, czasami brakowało mu powietrza, nie tego, którego
potrzebuje do oddychania lecz tego powietrza, dzięki któremu poczułby, że żyje,
w jakimś sensie tego słowa.
Ale jeśli zadzwoni czeka go władza,
nie ograniczona, będzie mógł robić co zechce, NIKT mu nic nie będzie mówił,
nikt go nie będzie powstrzymywał…
Ale… Ona, moja ukochana – jęknął w
myślach, przypominając sobie jej długie, falowane włosy i jej ciepły uśmiech.
-Nie
! – krzyknął – Będę mógł mieć wiele kobiet….
„Nie ma dobra i zła, jest tylko
władza i potęga”- przypomniał sobie słowa Marcusa , zachęcającego go wiele lat temu do
znalezienia słabego punktu Isabell.
-Władza
i potęgą – powtórzył na głos stanowczym tonem. Rozejrzał się po pokoju i
znalazł wzrokiem telefon, bez wahania wstał wziął go do ręki i wstukał numer
Marcusa. Czym prędzej, żeby się nie rozmyślić nacisnął zieloną słuchawkę.
Usiadł wygodnie na fotelu, położył nogę na nogę i z telefonem przy uchu czekał
aż odbierze.
Nie mięło dwadzieścia sekund i
odebrał.
-Tak
? – zapytał zimny i lekko zachrypnięty głos. Obydwoje wiedzieli z kim rozmawiają,
zbyt dobrze znali swoje głosy.
-To
ja – powiedział pewnie Dowson. – Mam to co chciałeś – stwierdził oschle.
-Doprawdy
? – zapytał nie dowierzający tenor.
-Tak
– stwierdził – Rozumiem, że nasza umowa jest nadal aktualna ? – upewnił się
bezuczuciowo Dowson.
-Sądzisz,
że po stu dwudziestu latach jest nadal aktualna ? – odpowiedział rozmówca
pytaniem na pytanie.
-Stu
dwudziestu dwóch – poprawił go z przekąsem.
-Oczywiście,
że jest – oświadczył stanowczo – A teraz wyjaw mi jej sekret –ponaglał go.
-Więc,
czeka na mnie twój tron, twoja wieża, ogólnie wszystko co twoje ?
-Tak.
Będziesz miał władzę i wszystko co zechcesz , tylko powiedz mi to. Teraz !–
rozkazał. Wiadomość o tym, że jest o krok od zemszczenia się za
swoje tragiczne życie, napajała go ogromną energią i niecierpliwością. Chciał
już, już to wiedzieć. Starał się hamować swoje uczucia, ale właśnie dał im
upust.
Dowson
wziął głęboki oddech i zaczął przechodzić do sedna tej rozmowy.
-Oj Marcus,
Marcus… Jeśli chcesz się do niej dostać, złap Cullenów – powiedział wyluzowanym
tonem i tak jakby to było najoczywistszą rzecz na świecie.
-Cullenów
?– powtórzył zdziwiony Markus.
-Tak,
tak rodzina Carlisle’a. Isabell spotkała ich jeszcze jako człowiek i była z
Edwardem, więc to oznacza, że złamali wasze prawo…
-I
co się stało później ? – zaciekawił się.
-Opuścił
ją, złamawszy jej serce – zaśmiał się gorzko. – Tylko pamiętaj, obiecałeś
nie zabić Isabell. Pamiętaj ! – krzyknął przypominając mu.
-Ależ
oczywiście – żachnął się.
Jednak wampir noszący
bransoletę z herbem Dowsonów wiedział, że to puste słowa.
-Zostań
jeszcze w Montrealu, zadzwonię do ciebie jak załatwię tę sprawę i będziesz mógł
zasiąść na tronie w Volterze. – powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
– Ale tak czy siak możesz się pakować – stwierdził uradowany Volturi po czym
się rozłączył.
Czerwonooki wampir, który nigdy nie
trzymał się zasady wegetarianizmu narzucanej przez rodzinę, wybuchł
niepohamowanym śmiechem. Po paru minutach przestał się śmiać i powiedział na
głos szyderczym tonem:
-No
to teraz zobaczymy jak efektywny jest twój immunitet nietykalności Isabello
Marie Nadio Swan Dowson.
Zaśmiał się po raz kolejny i
zabrał się za pakowanie walizek, gdyż na niego czekało już nazwisko Volturi….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz