Dziwne, dlaczego zaczęłam się
martwić, co dalej będzie dopiero, kiedy wyładowałam na naszym lotnisku
oddalonym o dwa kilometry od zamku Nowy Łabędź w Kanadzie. Wcześniej nie
myślałam, co będzie jak przywiozę do Montrealu, Cullenów. Było to oczywiste, że
muszą się znaleźć w naszym domu. Dla ich bezpieczeństwa. Ale nie pomyślałam nad
konsekwencjami.
Nie wiadomo, co mama zrobi... Ale
skoro zaproponowała im, żeby się przeprowadzili to tak chciała, ale nie miała z
nikim tego przedyskutowanego. Już nie mówiąc o pozwoleniu od Morgana, bo to on
właściwie rządzi, choć zawsze pozwala mamie na wszystko, ale teraz jak
wszystkiego się dowiedział… Może mama uznała, że to sprawa Cullenów, niech im
się coś stanie skoro nie chcieli jej pomocy. Odrzucili ją nawet bez chwili
namysłu. Po tym mama nie przejawiała zainteresowania, co z nimi dalej będzie.
Pojechała do Forks a później zajęła się przygotowaniami do ceremonii. Może
chciała się od nich odciąć? A ja, co zrobiłam?
Kompletnie nie pomyślałam o
Morganie. Przecież, kiedy on się wszystkiego dowiedział o Cullenach to jego
pierwszą reakcją było wybiegnięcie z domu prosto do samolotu i udanie się do
Francji z zamiarem wy zabijania całej rodziny Cullenów. Owszem Bella go
powstrzymała i nawet zagroziła, że coś zrobi, ale nie wiem, co, bo nie
usłyszałam jak ich choćby tknie.
Nie wiem jak to będzie jak
Morgan ich zobaczy. No i oczywiście Bella w ogóle nie pytała się Morgana czy
Cullenowie mogą zamieszkać w zamku. Bo nie było takiej potrzeby nie chcieli. A
ja ich zmusiłam. Czyli Morgan nie wie, że z nami w jednym zamku zamieszają.
Nie sądzę, że ktoś oprócz
Morgana miał coś przeciwko Cullenom… Buahaha no jednak ktoś będzie miał –
Jacob, on to podwójnie zabije tatę jak się dowie, ze jest w Montrealu. W końcu,
Quebec gdzie mieszka, jest oddalone od
Montrealu tylko o ponad 200 km, to trochę ponad godzinkę jazdy szybkim autem
albo godzinę biegu, na jedno wychodzi, sprawdziłam. Tak, więc będziemy mieć zjazd zabójców.
Super.
Nie pomyślałam też o uczuciach
Cullenów, a taty to już szczególnie. Będą z bólem serca patrzeć jak moja matka
zostaje na wieki związana z Christopherem. Każdy chciałby żeby była z Edwardem.
Przecież to widać, że się kochają. Każdy z Cullenów, a w zasadzie po za
Rosalie, choć troszeczkę może tak, kochają mamę. Odchodzili od zmysłów po tym
jak Bella straciła przytomność na lotnisku. Wampiry od tak nie krwawią z nosa i
nie mdleją. A jak im powiedziałam, że mama jest w śpiączce to, to już się
strasznie przejęli. Carlisle chciał jechać i pomóc jakoś w końcu jest lekarzem,
ale odradziłam mu to. Z resztą Delia jest cudowną uzdrowicielką. Wyciągnęła ją,
jak zawsze.
Cullenowie będą widzieli, że
nie ma szansy na powstrzymanie tej farsy, jaką jest ceremonia. Choć, może jak
Edward dostanie kopa, że za kilka miesiąc, a w zasadzie daty jeszcze nie
wyznaczyli, straci Bellę na zawsze to może stanie na rzęsach i mama zrozumie,
że źle robi i odwoła ceremonię. Ale to chyba marzenie ściętej głowy. Co innego
jakby ona chciała ceremonii, ale tak naprawdę Morgan wymusił ją na niej. A w
zasadzie kazał coś zrobić nie mając na myśli ceremonii, ale mama to tak
odebrała. Morgan wpadł we własne dołki.
Ale przede wszystkim pierwszy
raz w życiu okłamałam mamę. Przecież ona się zorientuję, że Cullenowie nie byli
w Paryżu, gdzie ja powinnam być a do tego jeszcze jak wytłumaczyć obecność
Alexa. Nie tylko zabije mnie, bo ją okłamałam, ale że pojechałam do Cullenów i
ściągnęłam do Francji czterech Nótt Phantomsów. Stwierdzi, że jestem jeszcze
małą niemądrą dziewczynką, którą trzeba pilnować. Powie, że byłam w ogromnym
niebezpieczeństwie a Alex w większym.
Ale nie ma już innego wyjścia,
trzeba sobie bardzo dobrą bajeczkę, wymyśleć i modlić się, żeby Bella ją
kupiła.
No to może …hmm postanowiłam z
Rosalie Kathleen pomóc mamie i poszukać sukni ślubnej i tak się zapędziliśmy z
szukaniem jej ze znalazłyśmy się w Lionie i wpadłyśmy na Alice. Lillian i
Rosalie, które robiły zakupy i powiedziały nam,że zmienili zdanie i jednak chcą
jechać do Montrealu, ja się bałam ich przetransportować
i zadzwoniłam do Alexa…. Eee mama tego nie kupi, bo wie, że co, jak co ale nie
przyłożę ręki do ceremonii.
Ostatnio ostro się pokłóciliśmy,
bo próbowałam ją przekonać żeby nie brała tej pogrzanej ceremonii. Skończyło
się oczywiście na niczym. Dalej brnęła w zaparte,że ją weźmie.
Więc inna wersja, przypomniałam
sobie, że zapomniałam zabrać z domu Cullenów hmm… pamiętnika, dobry pomysł,
tylko, że ja nie piszę, można to przemilczeć… no i wpadłam z Rosalie Kathleen
tak dla ochrony i na miejscu okazało się, że jednak Cullenowie chcą jechać do
Montrealu i tak dla bezpieczeństwa ściągnęłam Alexa… eee mama też tego nie
kupi.
Albo po prostu powiem częściową
prawdę, że martwiłam się o Cullenów i postanowiłam ich odwiedzić i zostawiłam
Rosalie Kathleen w Paryżu. I przekonałam Cullenów żeby zamieszkali w Montrealu.
A jak przyjechaliśmy to okazało się, że Alex i reszta złożyła wizytę Rosalie
Kathleen i razem pojechaliśmy do Montrealu.
Tak, tak jej powiem. Po części
to prawda. Wiem, że kiedyś się dowie, aleto będzie po fakcie, to może mi
odpuści.
Szkoda, że ja zawsze najpierw robię
a później myślę, co, jak co ale to na pewno po mamie nie mam, tylko, jeśli już
to po tacie. Bo mama zawsze ma wszystko zaplanowane. Myśli z dobre dwa dni tak
jak było z tą ceremonią a dopiero później robi.
Edward zaśmiał się cicho.
-
Tato…- jęknęłam. Ciekawa byłam jak długo słyszał moje myśli, myślałam,że jest
sam zajęty swoimi.
-
Tylko to ostatnie – odpowiedział.
Cóż trzeba się przyzwyczaić,
że w spokoju i o wszystkim nie da się już pomyśleć. Ale może Morgan odwiesi
zakaz mamy i wszystko wróci do normy, albo jest jeszcze nadzieja w Jacku, choć
nie było go jak wyjeżdżałam wczoraj. Może wrócił. Pół klanu: Nicolas, Jack,
Delia, Andrew, Bridget i Michael pojechali na jakiś bal organizowany przez
neutralny klan Dillon. Nie wiem chcą go przekabacić na nasza stronę czy po
prostu pojechali się pobawić.
Przez ten cały okres, kiedy nie
mieszkałam z mamą, jakoś zbliżyłam się do taty. A jeszcze bardziej, gdy Bella
była na krawędzi życia. Edward to nawet fajny gościu, nie dziwię się, że mama
się w nim zakochała. Ale jest ogromna różnica między tatą a Chrisem. Jakby
porównać Irlandię i Islandię. Ogólnie obydwie są wyspami, leżą w Europie,
położone są nad Oceanem Atlantyckim i ich nazwy zaczynają się od I. Ale wyspy
różnią się: jedna jest mniejsza, druga większa, jedna pozsiada jezioro druga
nie, jedna ma lodowce, druga nie, jedna graniczy z innym państwem, druga nie. I
tak samo jest z Edwardem i Christopherem. Ogólnie są tak samo wysocy, szczupli,
mają ten sam kolor włosów, choć Chris może minimalnie ma ciemniejsze i ten sam
kolor oczu. Ale różnice są. Chris z rysów twarzy jest bardziej męski, tata
młodzieńczy. Ginny mówi, że Edward jest playboyem nastolatek, Chris kobiet.
Tata fizycznie ma osiemnaście lat Chris trzydzieści.. Ale ogólnie Edward jest
starszy. Christopher lubi imprezy, wyszaleć się, korzystać na maksa z życia i
być w stu miejscach na raz, no i nie przepada za byciem non stop z rodziną.
Tata natomiast woli zacisze własnego domu, poczytać książkę, oglądnąć film,
porozmawiać z rodziną niż szaleć. Chris jest cyniczny i nigdy nie przejmował
się zasadami, nakazami tata odwrotnie. Edward ma hysia na punkcie duszy, Chris
twierdzi, że takiego czegoś niema, umarła w chwili ukąszenia wampira. Dla
Christophera wieczność jest niekończącą się zabawą, w której maski można
zmieniać, co kilka lat. Najpierw był spokojny, później niebezpieczny a teraz i
to i to. Edward natomiast męczy się wiecznością przynajmniej dopóki nie odkrył,
że Bella jest wampirem. Christopher lubi wszystko wiedzieć, tata nie musi.
Chrisa wkurza użalanie się nad sobą lamentowanie jak to mi źle. Jeśli coś go
trapi lub nie może przestać o tym myśleć to odcina się od tego tematu i pije
lampkę brandy. Tata na odwrót przez sto lat myślał o mamię i rozstrzygał
najmniejszy szczegół. Chris lubi towarzystwo kobiet tatę nadmiar kobiet męczy a
już szczególnie jak są w nim zakochane, ale Chris takie uwielbia. Christopher
lubi narzucać innym swoją wolę, tata niekoniecznie. Chris przede wszystkim nie
boi się walczyć o swoje, a tata chyba tak. Różnica między nimi jest ogromna. W
ostatecznym rozrachunku ja nie umiałabym wybrać. Ale Bella nigdy nie musiała. Edward
zadecydował za nią. A ona nie cierpi jak ktoś za nią decyduje, pozostawia bez
prawa głosu.
Lubimy z tatą tą samą muzykę, te
same książki. Uwielbiamy baseball i przede wszystkim godzinami moglibyśmy grać
na fortepianie. Ani mama ani Christopher nigdy nie polubili gry na pianinie,
założę się, że nawet nie umieją na nim grać. Mnie nauczyła Ginny, która
świetnie radzi sobie nie tylko z tym instrumentem muzycznym. Dzięki dźwiękom
można wyrazić emocje, to, co się czuje i siebie w pewien sposób inny niż
zazwyczaj. Tata raz, ale tylko raz, bo twierdzi, że to przywołuje za dużo wspomnień
zagrał mi piosenkę napisaną dla Belli. Byłą piękna. Zawierała tyle cichy i
gorętszych uczuć. Nigdy nie zrozumiem jak udało się mamię wyłączyć serce
albowiem, jeśli nie możesz mieć tego, co dusza zapragnie to pragnienie duszy
jest cię w stanie zabić. Ciekawe czy mama jest już martwa wewnątrz. A może nie
kocha Edwarda?
Wysiedliśmy z samolotu i
jako, że mi przyszło wszystko nadzorować wskazałam parę metrów za pasem
startowym, na którym Alex odwracał już samolot parking.Było na nim dziesięć
samochodów. Różnych marek, w różnych kolorach i każdy szybszy od drugiego.
-
Myślę, że w cztery samochody się zmieścimy – powiedziałam i otworzyłam
wszystkie za pomocą panelu znajdującego się nieopodal.
-
Możemy, który chcemy? – zapytał podekscytowany, Emmett. Miał minę dziecka, którego
zaprowadzono do ogromnego sklepu z zabawkami i powiedziano mu, żeby brał, co
chce.
-
Jasne.
-
Super! – krzyknął Emmett i zaczął wszystkie oglądać. – Nie no ja też tak chcę,
prywatny samolot, tuzin samochodów i to, jakich – rozmarzył się,zaglądając pod
maskę Volvo.
Uśmiechnęłam się.
-
Wiesz Emmett na pewno mamy z trzy tuziny samochodów, trzy takie samoloty, dwa
mniejsze i pięć helikopterów.
Emmetta podniósł głowę i
spojrzał na mnie. Nic nie mówił tylko otworzył buzię ze zdziwienia. Zamurowało
go. Ale i tak tylko powiedziałam o montrealskim zaopatrzeniu. Co my to nie mamy
w Europie, ło ho ho.
-
Aha – wydusił i odwrócił się do następnego samochodu, – Ale jak… skąd? -wydusił
-
Morgan ma głowę do interesów- odpowiedziałam i rzuciłam kluczyki Jasperowi,
który wybrał auto. Morgan sobie świetnie radzi nawet bez pomocy Ginny, choć
czasami przy ogromnych pieniądzach woli się upewnić.
Pomogłam Cullenom zapakować walizki
do bagażników i kiedy wszyscy byli gotowi i Emmett w końcu wybrał auto, co mu
chwilę zeszło wsiadłam do samochodu, który prowadził Alex i kazałam wszystkim
za nim jechać, bo nie znali drogi anie chciałam im jej tłumaczyć, bo trochę by
zeszło.
-
Nessi? – zapytał Alex, gdy przedzieraliśmy się przez gęsty montrealski las.
-
Hmm.. – odwróciłam głowę od szyby i spojrzałam na niego.
Oprócz nas w samochodzie była
jeszcze trójka Nótt Phantomsow. Rozglądali się po okolicy.
-
Nie wiesz czy Bella jest w zamku?
-
Właśnie nie wiem…, ale raczej jest. Chcesz z nią porozmawiać?
Pokiwał głową. Może Alex coś
wskóra w sprawie tej ceremonii. Póki, co Ginny, Luis, Chris, który początkowo
był przeciw, Delia, Melanie i ja polegliśmy.
Jak wyjeżdżałam z zamku
Morgan kazał mamię i Chrisowi oglądnąć na własne oczy miejsca, w których może
się odbyć ceremonia. Mama nie miała ochoty jeździć po całym świecie, Chris
wprost przeciwnie, chciał jechać. To nie wiem czy pojechała czy została.
Gdy dojechaliśmy do bramy
głównej wysiadłam wstukałam kod w mechanizm i po sprawdzeniu mojej tęczówki
brama się otworzyła. Wróciłam do auta i jechaliśmy pod górę pod samą bramę
zamku. Plac przed nią był cały pusty, nie było żadnego auta przed drzwiami,
więc nie mieliśmy gości, to dobrze.
Spojrzałam na Cullenów, każdy
oniemiał z zachwytu i zastygł w bezruchu, patrzył się w cztery strony
świata. Kręcili głowami tak, że bałam
się, że im odpadną.
Zamek zmienił się odkąd oni ostatni raz tu
byli, chyba z czterdzieści lat temu, jeśli się nie mylę. Wtedy panowała zima. Z
każdego miejsca bił chłód. Ściany zamku były chłodne zimne, nie tylko z powodu
śniegu. Czarna dachówka pogłębiała chłód. Wszystko było zimne i ponure
wprawiało w smutek, przerażenie i wywierało strach i pokorę. Pozostałe miejsca
były ciemnozielone. Brak kolorów, zero tylko biały czarny i ciemna zieleń. Oczywiście tak to wyglądało z
perspektywy nie członków klanu. Nasze pokoje i miejsca gdzie przebywaliśmy były
kolorowe i pełne ciepła, tylko cześć reprezentacyjna była zimna. Jacy my to
przerażający niby jesteśmy.
A teraz wszystko się zmieniło.
Morgan wybudował niedaleko, tuż u podnóża góry pałac. Oczywiście można bez
trudu nie wychodząc z zamku dostać się do pałacu poniżej, dzięki podziemnemu
tunelowi. Tamten pałac przejął formę reprezentacyjną. Tam przyjmowani są
intruzi, goście niezbyt lubiani przez nas i załatwiane wszystkie sprawy
formalne. Jest oczywiście piękny i zapiera dech w piersiach i jedyny na całym
świecie tylko wszystko jest utrzymane w zimnych barwach a ja wolę cieplejsze
rzeczy.
Przeszłam przez bramę zamkową
i znalazłam się na dziedzińcu.
Cullenowie i reszta poszli w moje ślady.
Teraz panuje lato i cały zamek z
ogrodem prezentuje się najlepiej. Ale tonie tylko zasługa najbarwniejszej z pór
roku. Zimne białe ściany zostały przemalowane na cieplejszy odcień, brama
zamkowa przyjęła barwę brązu a balustrady i inne dodatki przemalowano na ciepłą
żółć. Czarna dachówka została zamieniona na niebieską, ale nie granatową i nie
błękitną, ale widać różnicę. Mury obronne przemalowano z zimnego szarego na
ciepły biały. Dodano wiele rzeźb, płaskorzeźb i ornamentów. Zamieniono ogromne
ciemnozielone drzewa na niższe, rzadsze i jaśniejsze. Żywopłot przy bramie
zamkowej zniknął i zastąpiła go wysepka kwiatów po obydwu stronach z pięknymi w
centralnym miejscu średniowiecznymi rzeźbami.
Piękne zielone, bujne
trawniki idealnie kontrastowały z niebieskawo-szarą kostką gdzie wcześniej był
czarny asfalt. Wszędzie praktycznie były kwiaty a już szczególnie ciągnęły się
wzdłuż ścian zamku. A najważniejszym i najbardziej obrazującym, że ze starej
zimności budynku nie zostało nic było zlikwidowanie z dziedzińca na samym
środku ogromnego posągu smoka, takiego samego, co w naszym herbie i zastąpienie
go fontanną. Nawet nie wiem, co Morgan zrobił z tym posągiem, ale dobrze, że
zniknął, był straszny. Jak pierwszy raz przechadzałam się po dziecińcu
myślałam, że zaraz zionie ogniem.
Ale co, jak co fontanna była ósmym cudem
świata. Była sto razy ładniejsza od fontanny „Di Trevi” w Rzymie, która
uznawana jest za jedną z najładniejszych na świecie. Kiedy architekt oznajmił
nam, że pobije tą budowlę, wybuchnęliśmy śmiechem i stwierdziliśmy, że to nie
możliwe, ale jednak tak się stało. Była również utrzymana w stylu barokowym, co
Di Trevi,ale momentami było widać gotyk, jak stwierdziła Melanie, która
pasjonuje się sztuką. Fontanna była ogromna, zajmowała trzy czwarte dziedzińca,
więc Morgan rozbudował plac przed bramą zamkową i tam teraz zatrzymują się
samochody, z których ktoś będzie w najbliższym czasie korzystał, bo reszta jest
w garażach.Ogólnym zamysłem projektanta była scena z mitologii greckiej
przedstawiająca większość bogów, parę nimf i mniej ważne stworzenia. Błękitna
woda spływała z pięciu pięter. Na samym szczycie stał Zeus wyraźnie
zdenerwowany na jego prawym ramieniu siedział orzeł, a w obydwu rękach trzymał
pioruny, pozłacane, które gdzie trafiły rozcinały na pół i z nich wylewała się
woda. Największe dwa pioruny były skierowane w stronę jego braci: Posejdona,
który z równie wściekła miną i dzierżąc w prawej ręce trójząb, skierowany w
stronę Zeusa wywoływał wodę, za jego plecami delfiny wystrzeliwały w powietrze
i z pyska lała im się woda. Drugi piorun Zeusa był skierowany w stronę Hadesa,
który pokornie schylił głowę i podał Zeusaowi zerwanego przez jego żonę Persefonę
narcyza. Piętro niżej na ogromnej muszli siedziała Afrodyta poprawiając swoje
długie, złote włosy, wydawała się nie przejmować się złością najwyższego boga.
Z dna muszli wypływała woda. Afrodyta była otoczona przez Apolla, który grał na
lutni i Hermesa,który unosząc się w powietrzu skłaniał się nisko podajac bogini
miłości różę, z jego stóp wylewała się woda. Ares stał najdalej od Afrodyty z
poważną i złowróżbną miną wyciągał lekko szable, skąd płynęła woda. Z tyłu za
Afrodytą Hefajstos wykuwał pioruny dla Zeusa i od każdego uderzenia młotkiem
woda wypływała strumieniem. Pod Zeusem leżała na ziemni jego żona Hera
wachlując się pawimi piórami. Obok niej pochylał się Dionizos nalewając do
kielicha Hery wody. Za Dionizosem
klęczała Atena próbując uspokoić zdenerwowanego ojca, trzymała na rękach sowę.
Piętro niżej Artemida próbowała upolować sarnę, ze strzał lała się woda. Po
drugiej stronie siedziała na kamieniu skulona Demeter wypłakując wodne łzy za
utraconą córką. Na środku klęczała Hestia starając się, żeby płomień z okniska
nie zgasnął przez wodę. Piętro niżej stała Nike z ogromnymi skrzydłami gotowa
do odlecenia, obok niej boginie Mojry rozciągały nić na całą fontannę, z ich
rąk wypływała woda. Na najniższym piętrze, stał Eros z naciągniętą strzała celującą
nie wiadomo gdzie, z czubka strzały wypływała woda. Z dna wystawały syreny,
które, podtrzymywały całe pięć pięter. W wodzie pływały nimfy, ale tylko jedna
przystanęła i przyglądała się sytuacji. Z dna wystawały trzy głowy bogiń Erynie
z ich ust wytryskała woda i celowała w Aresa. Wszystko było tak dopracowane,
idealnie wyrzeźbione, każdy najmniejszy detal arcydzieło. Elementy były ze
złota, marmuru, kości słoniowej, grafitu i srebra były również diamenty
kamienie szlachetne takie jak lazuryt, cytryn To była najpiękniejsza fontanna
na świecie, sto razy ładniejsza od Di Trevi. Nic dziwnego, że Cullenowie ja ją
zobaczyli, nie mogli oderwać od niej oczu. Ale to dopiero nic, najładniejsza
jest w nocy.
Podeszłam do drzwi głównych i
stanęłam na najwyższym szczeblu.
-
Zmieniło się tu trochę, nie? – Uśmiechnęłam się i zapytałam retorycznie. Alex
razem z resztą Nótt Phantomsów podeszli do mnie i weszli do środka. Alexander
przytrzymał drzwi aż wszyscy znaleźli się w holu.
Jeśli Cullenowie myśleli, że to
koniec zmian, to się mylili, a jeśli uważali,że to na zewnątrz jest cudowne to
zaraz zmienią zdanie. Wszystkie pomieszczenia reprezentacyjne: klatka schodowa,
hol, salon, pokój stołowy, gabinet i jeszcze jeden salon zmieniły wystrój.
Po białych ścianach, surowych
kolumnach i groźnych portretach oraz zielonym dywanie nie zostało nic. Ściany
zostały przemalowane na kremowo, kolumny również tylko, że głowice zostały
przyozdobione złotymi dodatkami, czarne płytki na podłodze zostały zamienione
na szary marmur i poukładane kwiatowe mozaiki. Na podłodze był nasz herb
Dowsonów, smok, gałązka oliwna i znaki chińskie. Ze ścian zniknęły groźne
portrety. A zamiast nich na całej prawej ścianie było malowidło przedstawiające
wszystkich członków klanu. Cullenowie jak na nie spojrzeli otworzyli oczy z
zdziwienia. Fakt wyglądało jak fotografia, ale tak naprawdę było prawdziwym
ręcznym malowidłem ściennym. Po drugiej stronie były zdjęcia z różnych części
świata: piramida Cheopsa, wodospad Niagara, La Segrada Familia, wieża Eiffla, Notre
Dam. I został jeden portret, którego Morgan nie pozwolił ruszyć – jego
biologicznej matki.
Nad nami wisiał ogromny żyrandol,
zrobiony ze złota i szkła z ornamentami kwiatowi, był przepiękny, delikatny a
zarazem mosiężny. On był już wcześniej, tylko mniej zdobiony. Ciężkie barierki
na schodach przy kolejnych piętrach zostały zastąpione lekkimi strzelistymi o
barwie czarnej. Zielony dywan na klatce schodowej został tylko na balkonach i
posiadał na środku kompozycje kwiatową, co go ożywiło.
Na pierwszym piętrze schodów stał podłużny, metrowy,
biały z dwiema złoto niebieskimi syrenami po bokach zegar, który pochodził z
zamku wersalskiego. Morgan kłócił się o niego przez dobre kilkanaście lat, ale
w końcu go zdobył. Jak on się na coś
uprze to, to dostanie. Głównie przez jego wieloletni upór. Wszędzie gdzie można
było popatrzeć były kwiaty, cięte lub w doniczkach. Po prostu cały zamek a nie
tylko nasze pokoje stał się przytulny i ciepły…
-
Nie wcale się tu nie zmieniło … - jęknął Jasper, który uporczywie wpatrywał sie
w obraz całego klanu.
-
Nessi a to na pewno ten sam zamek, bo się zastanawiam… - przerwał Emmett
zobaczył zegar na pierwszym piętrze i wrzasnął przeraźliwie – Aaaaaa Zegar
Śmierci.– Jak na zawołanie zegar wybił trzy uderzenia. Złośliwość rzeczy martwych.
-
Emmett, uspokój się, to plotki… - zaśmiałam się. Kiedyś ktoś rozpowiedział, że
mamy w zamku zegar, który kiedy wybije pięć albo siedem uderzeń ktoś ginie…
Sama nie wiem, czemu takie liczby… Czasami wyobraźnia innych wampirów mnie
przeraża.
Nagle usłyszałam i rozpoznałam, do
kogo należą kroki, przegryzłam wargę. Morgan szedł ku nam z salonu, pewnie
usłyszał krzyk Emmetta i przyszedł. Chciałam to załatwić bez niego, ale co ja
się łudziłam, że on o tym nie będzie wiedział? Że zrobię to przed jego nosem?
Szedł powoli, spojrzał tylko na mnie
i Alexa. Znałam ten jego spokojny powolny delikatny krok, coś kombinował.
Spojrzałam znacząco na Alexa, zrozumiał, wysłał telepatycznie myśl i w ciągu
sekundy zjawiła się pozostała trójka Nótt Phantomsów. Mina Morganowi zrzedła.
-
Witam cudowną rodzinę Cullenów – przywitał się cynicznie z zimnością, był
wkurzony widziałam to po jego oczach i zaciśniętych pięściach. – Jest mi bardzo
przykro i jestem niepocieszony, że Isabell nie raczyła mnie oświecić o waszej
roli w jej życiu…
Obrócił się plecami do Cullenów, on
stali nieruchomo, woleli się nieodzywać i dobrze. Niech Morgan odwali swoją
mowę i zostawi ich w spokoju.Podrapał się po brodzie i dalej z namysłem
kontynuował:
-
Jakbym wiedział to odpowiednio mógłbym was przywitać i ugościć zhonorami, na
jakie zasłużyliście, ale cóż może zrobię to teraz…
Odwrócił się w stronę Cullenów i ze
zwierzęcym wyrazem twarzy. Pozbawiony jakichkolwiek uczuć z wampirzą prędkością
nim zdążyłam w ogóle zrozumieć jego słowa i przewidzieć jego ruch albo
zrozumieć jego mimikę twarzy, gesty rzucił się na Edwarda i uderzył go w twarz.
Edward upadł na podłogę a za nim Morgan. Pewnie Morgan pięściami dalej Edwarda
gdyby nie Alex z Mosesem, którzy odciągnęli go na chwilę od Edwarda. Emmett z
Jasperem zostali zniewoleni przez Matthewa iLuisa, który pewnie zaalarmowany
przez Ginny zjawił się w mgnieniu oka. Obrzuciłam Morgana morderczym
spojrzeniem i podbiegłam do taty, uklękłam przy nim. Miał rozcięty policzek i
złamany nos. Policzek pewnie zaraz się zabliźni, ale nie wiadomo,co z nosem,
trzeba go nastawić. Nie chciałam tego teraz robić.
Do licha gdzie jest mama?
Nagle Edward podniósł się z ziemi i
chciał się rzucić na Morgana, ale Luis go przytrzymał i krzyknął:
-
Edward nie rób tego. Jemu właśnie o to chodzi, żebyś go uderzył, bo stwierdzi,
że go sprowokowałeś.
Tata go posłuchał i przestał się
wyrywać, więc Luis go puścił. Morgan również wyglądał na spokojnego to Alex i
Moses go puścili, co było ogromnym błędem. Morgan szedł powoli ku klatce
schodowej był już na tarasie na pierwszym piętrze, podszedł do barierki
przeklął i odwrócił się. Zrobił dwa kroki i ponownie się odwrócił. W mgnieniu
oka rzucił się z balkonu na Edwarda, którego znowu powalił na ziemię, tak, że
marmurowa podłoga pękła. Uderzył go, ale tym razem Edward oddał mu tak samo
mocno. Alex, Moses z Mathewem ściągnęli Morgana z taty i trzymali go tak, że
nie mógł się jakkolwiek ruszyć. Luis za
to przytrzymał Edwarda, który naglena palił się na bójkę.
Mamo gdzie ty jesteś jak cię
potrzebuję. Nie wiem robi to specjalnie czy co?Na pewno słyszała i wie, o
Cullenach. No dalej, schodź na dół.
-
Masz jakiś problem ! ? – krzyknął tata do Morgana
-
Mam ... Twoje istnienie - splunął na ziemię. - Co, jak co jakby Chris zabrał mi
Isabell, to bym może i przeżył, ale ty … nie przeżyję.
-
A więc to o Bellę ci chodzi… strach obleciał, bo ona mnie kocha, co ?
-
Ona cię nie kocha – krzyknął - Jakby tak było to by była z tobą a nie z Chrisem
i nie spałaby ze mną.
Zmierzyli się lodowatym spojrzeniem.
Edward mu nie uwierzył i prychnął. Ja tam w tak osobiste sprawy mamy nie
ingeruję. Ale Morgan dość często używa tego argumentu w kłótniach, to może…
Co, jak co ale spokojnie czasy w tym
zamku właśnie się skończyły.
-
Zamkniecie się czy nie? -wrzasnęła z
balkonu Ginny. – Myślałam Morgan, że słuchasz Isabell, ale się pomyliłam.
Puśćcie go – poleciła Ginny do Alexa, Mosesa i Matthewa. Jako że kiedy ona coś
powie każdy bez zastanowienia jak robot to robi puścili go.Myślałam, że to
koniec tej bijatyki, ale się pomyliłam. Przecież, Ginny nie chciałaby, żeby coś
się stało Edwardowi. A może nie nic widziała.
Po raz trzeci Morgan rzucił się na
Edwarda, ale po raz pierwszy nie udało się mu zbliżyć do niego. Został ode
pchany tuż przed twarzą taty i przyparty do ściany uciskany za gardło przez
bardzo zdenerwowaną brązowowłosą wampirzycę –Isabell.
Drzwi dopiero teraz trzasnęły i
każdy, kto mógł się odwrócił. Do domu wszedł Christopher z uśmiechem na twarzy
pewnie cieszył się, że tata dostał od Morgana.
Czyli
nie było ich w domu. Dobrze. Już myślałam, że mama robi to celowo.
-
Morgan czy ja coś nie mówiłam o tknięciu, zbliżeniu się do Cullenów? – syknęła
jadowicie uciskając mu gardło
-
Mówiłaś – jęknął z trudem
-
Nie słyszę…! – Odparła z tonacją dziecka z przedszkola mówiącego proszę pani.
Morgan miał na to alergię.
-
Tak, mówiłaś – odpowiedział głośniej
-
A co ja takiego mówiłam ? – zapytała jeszcze bardziej uciskając mu gardło. Była
bardzo wkurzona.
- Co robisz, puść - jęknął
-
Co mówiłam? Jak widzisz, wszyscy cię ratują… - rzekła ironicznie
-
Że mnie zabijesz.
-
No to masz odpowiedź
-
Dobra dobra – jęknął. Teraz mnie puść, bo nie chcę cię uderzyć. Szkodatej
anielskiej twarzy.
Zaśmiała się i uścisnęła mu mocniej
gardło.
-
Sama tego chciałaś
Złapał jej ręce w łokciu i próbował
odciągnąć od swojego gardła. Z początku mu to się udawało, bo Bella nie
sądziła, że naprawdę będzie się próbował wyrwać. Udało mu się w końcu postawić
nogi na ziemi, bo były w powietrzu. Siłował się z mamą dobrą chwilę, ale nie
udało mu się jej rąk odciągną na tyle, żeby je unieruchomić. Bella widziała, że
nie przestanie, więc puściła ręce z jego gardła i postanowiła go pokonać
sprawiedliwe – powalając go na ziemie i doprowadzając do bezruchu. Złapała go
za ręce w łokciach on również. Chciała przewrócić go o 180 stopni. Jednak ten
się jej wyrwał i uciekł w inną część domu, pobiegła za nim, i tylko widziałam
jak Morgan przeleciał przez klatkę schodową z drugiego piętra. Bella pojawiła
się przed nim, zanim zdążył upaś, złapała go za ręce, dość mocno, ale on złapał
ją za gardło. No to sytuacja bez wyjścia takie, jakie kocha Christopher.
-
Dobra wystarczy – jęknął Chris. – Będziecie się tak siłować przez następne sto
lat albo dotąd aż Melanie was nie uspokoi.
Ani
drgnęli. Morgan uciskał mamie gardło a ona jego ręce.
-
Obiecuję ci – warknął Morgan do mamy - Jeśli nie wybierzesz mnie albo
Christophera tylko jego – wskazał na Edwarda - To cię zabiję
Isabell, bo już nie Bella patrzyła
się mu w oczy z nieopisaną nienawiścią, nie taką jak patrzy na wkurzające ją
osoby. Gorszą. Pozostali zastygli w bezruchu podnieśli głowy i spojrzeli w
Morgana. Natomiast Chris odwrócił głowę od jakiegoś katalogu i rzucił go z
ogromną siłą w kąt.
-
K*rwa Morgan, jeśli ją choćby tkniesz… – krzyknął Alex. Nie dokończył swojej
groźby. Christopher szedł powoli do Morgana i Belli. Ze słowa na słowo krzyczał
głośniej:
-
Ba zbliżysz się na metr, jeśli sobie tego nie będzie życzyła to ja ciebie
zabiję. Wiesz, że nie żartuje. Mam po dziurki w nosie twojej obsesji. Pogódź
się ona cię nie kocha i nigdy nie będzie twoja. Nie ceni cię bardziej od
Cullenów.- Chris był bardzo blisko Morgana. Po opanowaniu i olewaniu
wszystkiego jak zawsze jest nie było śladu. Teraz był wkurzonym krwiopijcą z
gotowością do zabójstwa.
-
Nie porównuj mnie do nich – Morgan fuknął i puścił Isabellę, ona jego również.
-
Ale to jest prawda. Od nich uciekła przez półtora wieku. Najpierw nieświadomie
później świadomie. Chwilę dosłownie chwilę z nimi wytrzymała. A teraz są tutaj
tylko, dlatego że ma poczucie winy. Z tobą jest tak samo. Nie widzisz, że
ciebie unika. Przecież ona nienawidzi być w centrum zainteresowań, nienawidzi
chodzić na przyjęcia, zakupy i udawać człowieka, którym nie jest, a już
szczególnie być w pobliżu ludzi. A mimo to nie mieszka tu. Unika cię i jeździ
po całym świecie. Nie chce przebywać w twoim otoczeniu. Ma dosyć twojej chorej
obsesji. Wylecz się z niej! Dobrze ci radzę
Mama odsunęła się do tyłu. Morgan z
Chrisem kłócili się na wprost siebie.
-
Taak? Ale to dzięki mnie Nessi i Alex żyją. Gdyby nie ja oboje by byli nieżywi–
warknął Morgan.
Jaki on skromny. Cholera wiem, że ci
życie zawdzięczam, ale już się zamknij. To ja powinnam mu dziękować to mój
życie a nie Belli. To nie jest jeszcze powód żeby się w tobie zakochać !
-
Dlatego jestem ci niezmiernie wdzięczna. I skoro podjęłam pewną decyzję to
raczej możesz być spokojny. Idź i uspokój się – opanowana już Bella postanowiła
zakończy tą kłótnię. Chris z Morganem pewnie pozabijali się by teraz,ale wiedzieli,
że nikt by im na to nie pozwolił.
-
O ja cię! Ginny chyba odkryłem dar jasnowidzenia. Wiedziałem żeby nie jechać z
resztą do Brazylii. Nie ma to jak dobra komedia w domu. Z trójkącika miłosnego: Christopher Isabella
Morgan zrobił się czworobok albo lepiej trójkąt z wpisanym w środku kołem
–Edward. Cudownie. – krzyknął rozbawiony Jack.
– Chwila idę po popcorn … ups muszę wymyślić krwisty popcorn – machnął
ręką i usiadł teatralnie na sofie, patrzył się i kontynuował. - Więc tak: Edwarda chcą zabić Morgan, Chris i
Jacob, ale Isabell jak to ona nikogo nie pozwoli zabić,więc Morgan chcę zabić
ja a Morgana chcą zabić Alex i Chris i pewnie Jacob. No ii do tego dochodzi pół
świata, co się równa pogubieniem się. Tak czy siak zostaję tutaj, bo będzie
ubaw… - udawał, że przegryza popcorn i patrzył się wyczekująco na Isabell.
-
Dla kogo będzie komedia dla tego będzie a dla innych będzie horror – rzekła
ponuro Ginny.
-
Dobra koniec zbiegowiska. Rozchodzimy się – zaradził Chris. Tego by brakowało
przedstawienia na cały klan.
-
Ja się zajmę Cullenami – zaoferowała się Ginny, która już schodziła ze schodów.
-
Nie Ginnś poradzę sobie – odpowiedziała Bella i uśmiechnęła się blado.
-
Chwila, chwila, ale ja nie…- zaczął Morgan, który w końcu załapał, o co chodzi
i po co są tutaj Culllenowie.
-
Cicho– rozkazała Bella – Straciłeś jakiekolwiek prawo głosu, kiedy uderzyłeś
Edwarda.
-
Ciekawe nie Cullen tylko Edward – wycedził przez zaciśnięte zęby Morgan.
-
Jeśli chcesz mogę do ciebie mówi po nazwisku, Ramirez – odbiła pałeczkę.
-
Dowson…
-
Cicho. Idź do siebie uspokój się za chwilę do ciebie przyjdę –postanowiła to
zakończyć.
Jack, Ginny z Luisem i Morgan poszli
do swoich pokoi. Esther, Moses i Matthew też się gdzieś ulotnili, ale zostali w
zamku. Zostali tylko Cullenowie mama Chris i ja.
-
Widzisz Edward mówiłem ci, że to nie ja ci pierwszy przywalę – zaśmiał się
Alexander. Pozostałym nie było do śmiechu. Alex widząc, że nic tu po nim chciał
już iść, ale Bella go zatrzymała:
-
Eee wkurzający brunecie, który niby jest moim bratem a jest bardziej dziecinny
od mojej córki
-
Nie niby tylko tak... Tak? – jęknął i odwrócił się do niej
-
Z tobą i Nessi zaraz się policzę.
O kurczę ! To już po nas. Mama
zwróciła się do Cullenów z lekkim uśmiechem.
-
Bardzo was przepraszam. Morgan się tak normalnie nie zachowuje. Odbiło mu,bo
nie dostał tego, co chce, co jest dla niego czymś nowym. Tak samo zachowywał
się sto trzydzieści lat temu, kiedy braliśmy z Chrisem ślub – z każdym słowem
mówiła coraz ciszej i patrzyła się w podłogę.
-
A teraz, co ? – jęknęła zdenerwowana Alice. Ona nic nie widziała? Przecież
Bella nie ma tarczy. Jasne Jack był w zamku, kiedy podejmowała decyzje o
ceremonii.
Mama popatrzyła się na mnie dziwnym
wzrokiem. Podniosła jedną brew do góry jak to miała w zwyczaju, gdy się
dziwiła.
-
Hmm myślałam, że … Nessi? – zwróciła się do mnie.
-
To twoje zadanie. Ale tata mnie zmusił. – odpowiedziałam smutno. Niech ona im
serce złamie. Ja bezwzględna, bezuczuciowa i bez serca nie jestem.
-
Nessi zaprowadzisz Cullenów do ich pokoi. We wschodnim skrzydle na drugim
piętrze. Esme i Carlisowi daj niebieską sypialnię, Alice i Jasperowi różową,
Rosalie i Emmettowi zieloną, Edwardowi brązową a Lilian żółtą, no chyba,że
chcesz ją mieć koło siebie, ale nie wiem czy Cullenowie nie woleliby być
razem. Nasze pokoje są we wschodnim skrzydle – wyjaśniła na pytający wzrok
Esme- Więc zrób jak chcesz. A Edward – zwróciła się do niego - chciałabym z
tobą porozmawiać. Możemy przejść się do ogrodu?
-
Dobrze.
-
Eee Bellisima wiesz, że ktoś musi z tobą iść no chyba, że chcesz towarzystwa
Morgana? – Zapytał Chris, który poszedł po katalog, który rzucił w przypływie
gniewu.
Jak na zawołanie zjawiła się Ginny.
Chyba Bella nie jest aż tak przewidywalna? - Chris przypilnujesz Morgana, żeby…
wiesz ? – zapytała Bella
-
Z przyjemnością – odparł i ruszył po schodach na pierwsze piętro. Alex
zmaterializował się przy nim i Chris się zatrzymał. Bella z Edwardem szli przez
salon do ogrodu. Ginny daleko w tyle szła za nimi. Zostałam chwilowo w holu bo
byłam ciekawa co Alex powie Chrisowi.
-
Słuchaj Christopher musisz kogoś zaleźć kto będzie ciebie i moją siostrę
ochraniał, bo ona nie powinna używać tarczy przez jakiś jeszcze czas. Wiem, że
tego dopilnujesz. Czuję, że Morgan coś
wykombinuje.
-
Właśnie sobie to pięć minut temu uświadomiłem. Co proponujesz ? Istnieją tylko
dwie tarcze mentalne na świecie Belli i Renaty ale z tego co wiem, to Renata
nie żyje przez was…
-
Ja tam nie wiem i nie słyszałem o tym.
Raczej ona uciekła i bezpiecznie było zrzucić winę na nasz.
-
Każesz mi szukać zaginionej osoby od wieku ? – prychnął Chris.
-
Nie. Mówię ci, żebyś szukając Renaty patrzył na inne osoby. A nóż ktoś podobny
się napatoczy.
-
Dobra tak zrobię. Zostań trochę jeszcze przynajmniej dopóki nie znajdę Renaty
albo kogoś podobnego.
-
Dobra tylko ściągnę swoje dzieci i ich opiekunkę – zaśmiał się i uścisnął dłoń
Chrisa. Zszedł na dół a Chris poszedł pilnować Morgana.
Ja postanowiłam zaprowadzić Cullenów
do ich pokoi. I w końcu będę mogła zadzwonić do Martina i sprawdzić czy
wszystko jest w porządku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz