środa, 17 października 2012

XXVIII. Zjazd zabójców



    

        Dziwne, dlaczego zaczęłam się martwić, co dalej będzie dopiero, kiedy wyładowałam na naszym lotnisku oddalonym o dwa kilometry od zamku Nowy Łabędź w Kanadzie. Wcześniej nie myślałam, co będzie jak przywiozę do Montrealu, Cullenów. Było to oczywiste, że muszą się znaleźć w naszym domu. Dla ich bezpieczeństwa. Ale nie pomyślałam nad konsekwencjami.
            Nie wiadomo, co mama zrobi... Ale skoro zaproponowała im, żeby się przeprowadzili to tak chciała, ale nie miała z nikim tego przedyskutowanego. Już nie mówiąc o pozwoleniu od Morgana, bo to on właściwie rządzi, choć zawsze pozwala mamie na wszystko, ale teraz jak wszystkiego się dowiedział… Może mama uznała, że to sprawa Cullenów, niech im się coś stanie skoro nie chcieli jej pomocy. Odrzucili ją nawet bez chwili namysłu. Po tym mama nie przejawiała zainteresowania, co z nimi dalej będzie. Pojechała do Forks a później zajęła się przygotowaniami do ceremonii. Może chciała się od nich odciąć? A ja, co zrobiłam?
            Kompletnie nie pomyślałam o Morganie. Przecież, kiedy on się wszystkiego dowiedział o Cullenach to jego pierwszą reakcją było wybiegnięcie z domu prosto do samolotu i udanie się do Francji z zamiarem wy zabijania całej rodziny Cullenów. Owszem Bella go powstrzymała i nawet zagroziła, że coś zrobi, ale nie wiem, co, bo nie usłyszałam jak ich choćby tknie.
            Nie wiem jak to będzie jak Morgan ich zobaczy. No i oczywiście Bella w ogóle nie pytała się Morgana czy Cullenowie mogą zamieszkać w zamku. Bo nie było takiej potrzeby nie chcieli. A ja ich zmusiłam. Czyli Morgan nie wie, że z nami w jednym zamku zamieszają.
            Nie sądzę, że ktoś oprócz Morgana miał coś przeciwko Cullenom… Buahaha no jednak ktoś będzie miał – Jacob, on to podwójnie zabije tatę jak się dowie, ze jest w Montrealu. W końcu, Quebec  gdzie mieszka, jest oddalone od Montrealu tylko o ponad 200 km, to trochę ponad godzinkę jazdy szybkim autem albo godzinę biegu, na jedno wychodzi, sprawdziłam.  Tak, więc będziemy mieć zjazd zabójców. Super.
            Nie pomyślałam też o uczuciach Cullenów, a taty to już szczególnie. Będą z bólem serca patrzeć jak moja matka zostaje na wieki związana z Christopherem. Każdy chciałby żeby była z Edwardem. Przecież to widać, że się kochają. Każdy z Cullenów, a w zasadzie po za Rosalie, choć troszeczkę może tak, kochają mamę. Odchodzili od zmysłów po tym jak Bella straciła przytomność na lotnisku. Wampiry od tak nie krwawią z nosa i nie mdleją. A jak im powiedziałam, że mama jest w śpiączce to, to już się strasznie przejęli. Carlisle chciał jechać i pomóc jakoś w końcu jest lekarzem, ale odradziłam mu to. Z resztą Delia jest cudowną uzdrowicielką. Wyciągnęła ją, jak zawsze.
              Cullenowie będą widzieli, że nie ma szansy na powstrzymanie tej farsy, jaką jest ceremonia. Choć, może jak Edward dostanie kopa, że za kilka miesiąc, a w zasadzie daty jeszcze nie wyznaczyli, straci Bellę na zawsze to może stanie na rzęsach i mama zrozumie, że źle robi i odwoła ceremonię. Ale to chyba marzenie ściętej głowy. Co innego jakby ona chciała ceremonii, ale tak naprawdę Morgan wymusił ją na niej. A w zasadzie kazał coś zrobić nie mając na myśli ceremonii, ale mama to tak odebrała. Morgan wpadł we własne dołki.
            Ale przede wszystkim pierwszy raz w życiu okłamałam mamę. Przecież ona się zorientuję, że Cullenowie nie byli w Paryżu, gdzie ja powinnam być a do tego jeszcze jak wytłumaczyć obecność Alexa. Nie tylko zabije mnie, bo ją okłamałam, ale że pojechałam do Cullenów i ściągnęłam do Francji czterech Nótt Phantomsów. Stwierdzi, że jestem jeszcze małą niemądrą dziewczynką, którą trzeba pilnować. Powie, że byłam w ogromnym niebezpieczeństwie a Alex w większym.
            Ale nie ma już innego wyjścia, trzeba sobie bardzo dobrą bajeczkę, wymyśleć i modlić się, żeby Bella ją kupiła.
            No to może …hmm postanowiłam z Rosalie Kathleen pomóc mamie i poszukać sukni ślubnej i tak się zapędziliśmy z szukaniem jej ze znalazłyśmy się w Lionie i wpadłyśmy na Alice. Lillian i Rosalie, które robiły zakupy i powiedziały nam,że zmienili zdanie i jednak chcą jechać do Montrealu,  ja się bałam ich przetransportować i zadzwoniłam do Alexa…. Eee mama tego nie kupi, bo wie, że co, jak co ale nie przyłożę ręki do ceremonii.
            Ostatnio ostro się pokłóciliśmy, bo próbowałam ją przekonać żeby nie brała tej pogrzanej ceremonii. Skończyło się oczywiście na niczym. Dalej brnęła w zaparte,że ją weźmie.
            Więc inna wersja, przypomniałam sobie, że zapomniałam zabrać z domu Cullenów hmm… pamiętnika, dobry pomysł, tylko, że ja nie piszę, można to przemilczeć… no i wpadłam z Rosalie Kathleen tak dla ochrony i na miejscu okazało się, że jednak Cullenowie chcą jechać do Montrealu i tak dla bezpieczeństwa ściągnęłam Alexa… eee mama też tego nie kupi.
            Albo po prostu powiem częściową prawdę, że martwiłam się o Cullenów i postanowiłam ich odwiedzić i zostawiłam Rosalie Kathleen w Paryżu. I przekonałam Cullenów żeby zamieszkali w Montrealu. A jak przyjechaliśmy to okazało się, że Alex i reszta złożyła wizytę Rosalie Kathleen i razem pojechaliśmy do Montrealu.
            Tak, tak jej powiem. Po części to prawda. Wiem, że kiedyś się dowie, aleto będzie po fakcie, to może mi odpuści.
            Szkoda, że ja zawsze najpierw robię a później myślę, co, jak co ale to na pewno po mamie nie mam, tylko, jeśli już to po tacie. Bo mama zawsze ma wszystko zaplanowane. Myśli z dobre dwa dni tak jak było z tą ceremonią a dopiero później robi.
            Edward zaśmiał się cicho.
- Tato…- jęknęłam. Ciekawa byłam jak długo słyszał moje myśli, myślałam,że jest sam zajęty swoimi.
- Tylko to ostatnie – odpowiedział.
              Cóż trzeba się przyzwyczaić, że w spokoju i o wszystkim nie da się już pomyśleć. Ale może Morgan odwiesi zakaz mamy i wszystko wróci do normy, albo jest jeszcze nadzieja w Jacku, choć nie było go jak wyjeżdżałam wczoraj. Może wrócił. Pół klanu: Nicolas, Jack, Delia, Andrew, Bridget i Michael pojechali na jakiś bal organizowany przez neutralny klan Dillon. Nie wiem chcą go przekabacić na nasza stronę czy po prostu pojechali się pobawić.
            Przez ten cały okres, kiedy nie mieszkałam z mamą, jakoś zbliżyłam się do taty. A jeszcze bardziej, gdy Bella była na krawędzi życia. Edward to nawet fajny gościu, nie dziwię się, że mama się w nim zakochała. Ale jest ogromna różnica między tatą a Chrisem. Jakby porównać Irlandię i Islandię. Ogólnie obydwie są wyspami, leżą w Europie, położone są nad Oceanem Atlantyckim i ich nazwy zaczynają się od I. Ale wyspy różnią się: jedna jest mniejsza, druga większa, jedna pozsiada jezioro druga nie, jedna ma lodowce, druga nie, jedna graniczy z innym państwem, druga nie. I tak samo jest z Edwardem i Christopherem. Ogólnie są tak samo wysocy, szczupli, mają ten sam kolor włosów, choć Chris może minimalnie ma ciemniejsze i ten sam kolor oczu. Ale różnice są. Chris z rysów twarzy jest bardziej męski, tata młodzieńczy. Ginny mówi, że Edward jest playboyem nastolatek, Chris kobiet. Tata fizycznie ma osiemnaście lat Chris trzydzieści.. Ale ogólnie Edward jest starszy. Christopher lubi imprezy, wyszaleć się, korzystać na maksa z życia i być w stu miejscach na raz, no i nie przepada za byciem non stop z rodziną. Tata natomiast woli zacisze własnego domu, poczytać książkę, oglądnąć film, porozmawiać z rodziną niż szaleć. Chris jest cyniczny i nigdy nie przejmował się zasadami, nakazami tata odwrotnie. Edward ma hysia na punkcie duszy, Chris twierdzi, że takiego czegoś niema, umarła w chwili ukąszenia wampira. Dla Christophera wieczność jest niekończącą się zabawą, w której maski można zmieniać, co kilka lat. Najpierw był spokojny, później niebezpieczny a teraz i to i to. Edward natomiast męczy się wiecznością przynajmniej dopóki nie odkrył, że Bella jest wampirem. Christopher lubi wszystko wiedzieć, tata nie musi. Chrisa wkurza użalanie się nad sobą lamentowanie jak to mi źle. Jeśli coś go trapi lub nie może przestać o tym myśleć to odcina się od tego tematu i pije lampkę brandy. Tata na odwrót przez sto lat myślał o mamię i rozstrzygał najmniejszy szczegół. Chris lubi towarzystwo kobiet tatę nadmiar kobiet męczy a już szczególnie jak są w nim zakochane, ale Chris takie uwielbia. Christopher lubi narzucać innym swoją wolę, tata niekoniecznie. Chris przede wszystkim nie boi się walczyć o swoje, a tata chyba tak. Różnica między nimi jest ogromna. W ostatecznym rozrachunku ja nie umiałabym wybrać.  Ale Bella nigdy nie musiała. Edward zadecydował za nią. A ona nie cierpi jak ktoś za nią decyduje, pozostawia bez prawa głosu.
            Lubimy z tatą tą samą muzykę, te same książki. Uwielbiamy baseball i przede wszystkim godzinami moglibyśmy grać na fortepianie. Ani mama ani Christopher nigdy nie polubili gry na pianinie, założę się, że nawet nie umieją na nim grać. Mnie nauczyła Ginny, która świetnie radzi sobie nie tylko z tym instrumentem muzycznym. Dzięki dźwiękom można wyrazić emocje, to, co się czuje i siebie w pewien sposób inny niż zazwyczaj. Tata raz, ale tylko raz, bo twierdzi, że to przywołuje za dużo wspomnień zagrał mi piosenkę napisaną dla Belli. Byłą piękna. Zawierała tyle cichy i gorętszych uczuć. Nigdy nie zrozumiem jak udało się mamię wyłączyć serce albowiem, jeśli nie możesz mieć tego, co dusza zapragnie to pragnienie duszy jest cię w stanie zabić. Ciekawe czy mama jest już martwa wewnątrz. A może nie kocha Edwarda?
              Wysiedliśmy z samolotu i jako, że mi przyszło wszystko nadzorować wskazałam parę metrów za pasem startowym, na którym Alex odwracał już samolot parking.Było na nim dziesięć samochodów. Różnych marek, w różnych kolorach i każdy szybszy od drugiego.
- Myślę, że w cztery samochody się zmieścimy – powiedziałam i otworzyłam wszystkie za pomocą panelu znajdującego się nieopodal.
- Możemy, który chcemy? – zapytał podekscytowany, Emmett. Miał minę dziecka, którego zaprowadzono do ogromnego sklepu z zabawkami i powiedziano mu, żeby brał, co chce.
- Jasne.
- Super! – krzyknął Emmett i zaczął wszystkie oglądać. – Nie no ja też tak chcę, prywatny samolot, tuzin samochodów i to, jakich – rozmarzył się,zaglądając pod maskę Volvo.
            Uśmiechnęłam się.
- Wiesz Emmett na pewno mamy z trzy tuziny samochodów, trzy takie samoloty, dwa mniejsze i pięć helikopterów.
            Emmetta podniósł głowę i spojrzał na mnie. Nic nie mówił tylko otworzył buzię ze zdziwienia. Zamurowało go. Ale i tak tylko powiedziałam o montrealskim zaopatrzeniu. Co my to nie mamy w Europie, ło ho ho.
- Aha – wydusił i odwrócił się do następnego samochodu, – Ale jak… skąd? -wydusił
- Morgan ma głowę do interesów- odpowiedziałam i rzuciłam kluczyki Jasperowi, który wybrał auto. Morgan sobie świetnie radzi nawet bez pomocy Ginny, choć czasami przy ogromnych pieniądzach woli się upewnić.
            Pomogłam Cullenom zapakować walizki do bagażników i kiedy wszyscy byli gotowi i Emmett w końcu wybrał auto, co mu chwilę zeszło wsiadłam do samochodu, który prowadził Alex i kazałam wszystkim za nim jechać, bo nie znali drogi anie chciałam im jej tłumaczyć, bo trochę by zeszło.
- Nessi? – zapytał Alex, gdy przedzieraliśmy się przez gęsty montrealski las.
- Hmm.. – odwróciłam głowę od szyby i spojrzałam na niego.
            Oprócz nas w samochodzie była jeszcze trójka Nótt Phantomsow. Rozglądali się po okolicy.
- Nie wiesz czy Bella jest w zamku?
- Właśnie nie wiem…, ale raczej jest. Chcesz z nią porozmawiać?
              Pokiwał głową. Może Alex coś wskóra w sprawie tej ceremonii. Póki, co Ginny, Luis, Chris, który początkowo był przeciw, Delia, Melanie i ja polegliśmy.
              Jak wyjeżdżałam z zamku Morgan kazał mamię i Chrisowi oglądnąć na własne oczy miejsca, w których może się odbyć ceremonia. Mama nie miała ochoty jeździć po całym świecie, Chris wprost przeciwnie, chciał jechać. To nie wiem czy pojechała czy została.
            Gdy dojechaliśmy do bramy głównej wysiadłam wstukałam kod w mechanizm i po sprawdzeniu mojej tęczówki brama się otworzyła. Wróciłam do auta i jechaliśmy pod górę pod samą bramę zamku. Plac przed nią był cały pusty, nie było żadnego auta przed drzwiami, więc nie mieliśmy gości, to dobrze.
            Spojrzałam na Cullenów, każdy oniemiał z zachwytu i zastygł w bezruchu, patrzył się w cztery strony świata.  Kręcili głowami tak, że bałam się, że im odpadną.
             Zamek zmienił się odkąd oni ostatni raz tu byli, chyba z czterdzieści lat temu, jeśli się nie mylę. Wtedy panowała zima. Z każdego miejsca bił chłód. Ściany zamku były chłodne zimne, nie tylko z powodu śniegu. Czarna dachówka pogłębiała chłód. Wszystko było zimne i ponure wprawiało w smutek, przerażenie i wywierało strach i pokorę. Pozostałe miejsca były ciemnozielone. Brak kolorów, zero tylko biały czarny i ciemna zieleń.           Oczywiście tak to wyglądało z perspektywy nie członków klanu. Nasze pokoje i miejsca gdzie przebywaliśmy były kolorowe i pełne ciepła, tylko cześć reprezentacyjna była zimna. Jacy my to przerażający niby jesteśmy.
            A teraz wszystko się zmieniło. Morgan wybudował niedaleko, tuż u podnóża góry pałac. Oczywiście można bez trudu nie wychodząc z zamku dostać się do pałacu poniżej, dzięki podziemnemu tunelowi. Tamten pałac przejął formę reprezentacyjną. Tam przyjmowani są intruzi, goście niezbyt lubiani przez nas i załatwiane wszystkie sprawy formalne. Jest oczywiście piękny i zapiera dech w piersiach i jedyny na całym świecie tylko wszystko jest utrzymane w zimnych barwach a ja wolę cieplejsze rzeczy.
              Przeszłam przez bramę zamkową i znalazłam się na dziedzińcu.  Cullenowie i reszta poszli w moje ślady.
            Teraz panuje lato i cały zamek z ogrodem prezentuje się najlepiej. Ale tonie tylko zasługa najbarwniejszej z pór roku. Zimne białe ściany zostały przemalowane na cieplejszy odcień, brama zamkowa przyjęła barwę brązu a balustrady i inne dodatki przemalowano na ciepłą żółć. Czarna dachówka została zamieniona na niebieską, ale nie granatową i nie błękitną, ale widać różnicę. Mury obronne przemalowano z zimnego szarego na ciepły biały. Dodano wiele rzeźb, płaskorzeźb i ornamentów. Zamieniono ogromne ciemnozielone drzewa na niższe, rzadsze i jaśniejsze. Żywopłot przy bramie zamkowej zniknął i zastąpiła go wysepka kwiatów po obydwu stronach z pięknymi w centralnym miejscu średniowiecznymi rzeźbami.
              Piękne zielone, bujne trawniki idealnie kontrastowały z niebieskawo-szarą kostką gdzie wcześniej był czarny asfalt. Wszędzie praktycznie były kwiaty a już szczególnie ciągnęły się wzdłuż ścian zamku. A najważniejszym i najbardziej obrazującym, że ze starej zimności budynku nie zostało nic było zlikwidowanie z dziedzińca na samym środku ogromnego posągu smoka, takiego samego, co w naszym herbie i zastąpienie go fontanną. Nawet nie wiem, co Morgan zrobił z tym posągiem, ale dobrze, że zniknął, był straszny. Jak pierwszy raz przechadzałam się  po dziecińcu myślałam, że zaraz zionie ogniem.
             Ale co, jak co fontanna była ósmym cudem świata. Była sto razy ładniejsza od fontanny „Di Trevi” w Rzymie, która uznawana jest za jedną z najładniejszych na świecie. Kiedy architekt oznajmił nam, że pobije tą budowlę, wybuchnęliśmy śmiechem i stwierdziliśmy, że to nie możliwe, ale jednak tak się stało. Była również utrzymana w stylu barokowym, co Di Trevi,ale momentami było widać gotyk, jak stwierdziła Melanie, która pasjonuje się sztuką. Fontanna była ogromna, zajmowała trzy czwarte dziedzińca, więc Morgan rozbudował plac przed bramą zamkową i tam teraz zatrzymują się samochody, z których ktoś będzie w najbliższym czasie korzystał, bo reszta jest w garażach.Ogólnym zamysłem projektanta była scena z mitologii greckiej przedstawiająca większość bogów, parę nimf i mniej ważne stworzenia. Błękitna woda spływała z pięciu pięter. Na samym szczycie stał Zeus wyraźnie zdenerwowany na jego prawym ramieniu siedział orzeł, a w obydwu rękach trzymał pioruny, pozłacane, które gdzie trafiły rozcinały na pół i z nich wylewała się woda. Największe dwa pioruny były skierowane w stronę jego braci: Posejdona, który z równie wściekła miną i dzierżąc w prawej ręce trójząb, skierowany w stronę Zeusa wywoływał wodę, za jego plecami delfiny wystrzeliwały w powietrze i z pyska lała im się woda. Drugi piorun Zeusa był skierowany w stronę Hadesa, który pokornie schylił głowę i podał Zeusaowi zerwanego przez jego żonę Persefonę narcyza. Piętro niżej na ogromnej muszli siedziała Afrodyta poprawiając swoje długie, złote włosy, wydawała się nie przejmować się złością najwyższego boga. Z dna muszli wypływała woda. Afrodyta była otoczona przez Apolla, który grał na lutni i Hermesa,który unosząc się w powietrzu skłaniał się nisko podajac bogini miłości różę, z jego stóp wylewała się woda. Ares stał najdalej od Afrodyty z poważną i złowróżbną miną wyciągał lekko szable, skąd płynęła woda. Z tyłu za Afrodytą Hefajstos wykuwał pioruny dla Zeusa i od każdego uderzenia młotkiem woda wypływała strumieniem. Pod Zeusem leżała na ziemni jego żona Hera wachlując się pawimi piórami. Obok niej pochylał się Dionizos nalewając do kielicha Hery wody.  Za Dionizosem klęczała Atena próbując uspokoić zdenerwowanego ojca, trzymała na rękach sowę. Piętro niżej Artemida próbowała upolować sarnę, ze strzał lała się woda. Po drugiej stronie siedziała na kamieniu skulona Demeter wypłakując wodne łzy za utraconą córką. Na środku klęczała Hestia starając się, żeby płomień z okniska nie zgasnął przez wodę. Piętro niżej stała Nike z ogromnymi skrzydłami gotowa do odlecenia, obok niej boginie Mojry rozciągały nić na całą fontannę, z ich rąk wypływała woda. Na najniższym piętrze, stał Eros z naciągniętą strzała celującą nie wiadomo gdzie, z czubka strzały wypływała woda. Z dna wystawały syreny, które, podtrzymywały całe pięć pięter. W wodzie pływały nimfy, ale tylko jedna przystanęła i przyglądała się sytuacji. Z dna wystawały trzy głowy bogiń Erynie z ich ust wytryskała woda i celowała w Aresa. Wszystko było tak dopracowane, idealnie wyrzeźbione, każdy najmniejszy detal arcydzieło. Elementy były ze złota, marmuru, kości słoniowej, grafitu i srebra były również diamenty kamienie szlachetne takie jak lazuryt, cytryn To była najpiękniejsza fontanna na świecie, sto razy ładniejsza od Di Trevi. Nic dziwnego, że Cullenowie ja ją zobaczyli, nie mogli oderwać od niej oczu. Ale to dopiero nic, najładniejsza jest w nocy.
            Podeszłam do drzwi głównych i stanęłam na najwyższym szczeblu.
- Zmieniło się tu trochę, nie? – Uśmiechnęłam się i zapytałam retorycznie. Alex razem z resztą Nótt Phantomsów podeszli do mnie i weszli do środka. Alexander przytrzymał drzwi aż wszyscy znaleźli się w holu.
            Jeśli Cullenowie myśleli, że to koniec zmian, to się mylili, a jeśli uważali,że to na zewnątrz jest cudowne to zaraz zmienią zdanie. Wszystkie pomieszczenia reprezentacyjne: klatka schodowa, hol, salon, pokój stołowy, gabinet i jeszcze jeden salon zmieniły wystrój.
            Po białych ścianach, surowych kolumnach i groźnych portretach oraz zielonym dywanie nie zostało nic. Ściany zostały przemalowane na kremowo, kolumny również tylko, że głowice zostały przyozdobione złotymi dodatkami, czarne płytki na podłodze zostały zamienione na szary marmur i poukładane kwiatowe mozaiki. Na podłodze był nasz herb Dowsonów, smok, gałązka oliwna i znaki chińskie. Ze ścian zniknęły groźne portrety. A zamiast nich na całej prawej ścianie było malowidło przedstawiające wszystkich członków klanu. Cullenowie jak na nie spojrzeli otworzyli oczy z zdziwienia. Fakt wyglądało jak fotografia, ale tak naprawdę było prawdziwym ręcznym malowidłem ściennym. Po drugiej stronie były zdjęcia z różnych części świata: piramida Cheopsa, wodospad Niagara, La Segrada Familia, wieża Eiffla, Notre Dam. I został jeden portret, którego Morgan nie pozwolił ruszyć – jego biologicznej matki.
            Nad nami wisiał ogromny żyrandol, zrobiony ze złota i szkła z ornamentami kwiatowi, był przepiękny, delikatny a zarazem mosiężny. On był już wcześniej, tylko mniej zdobiony. Ciężkie barierki na schodach przy kolejnych piętrach zostały zastąpione lekkimi strzelistymi o barwie czarnej. Zielony dywan na klatce schodowej został tylko na balkonach i posiadał na środku kompozycje kwiatową, co go ożywiło.
             Na pierwszym piętrze schodów stał podłużny, metrowy, biały z dwiema złoto niebieskimi syrenami po bokach zegar, który pochodził z zamku wersalskiego. Morgan kłócił się o niego przez dobre kilkanaście lat, ale w końcu go zdobył.  Jak on się na coś uprze to, to dostanie. Głównie przez jego wieloletni upór. Wszędzie gdzie można było popatrzeć były kwiaty, cięte lub w doniczkach. Po prostu cały zamek a nie tylko nasze pokoje stał się przytulny i ciepły…
- Nie wcale się tu nie zmieniło … - jęknął Jasper, który uporczywie wpatrywał sie w obraz całego klanu.
- Nessi a to na pewno ten sam zamek, bo się zastanawiam… - przerwał Emmett zobaczył zegar na pierwszym piętrze i wrzasnął przeraźliwie – Aaaaaa Zegar Śmierci.– Jak na zawołanie zegar wybił trzy uderzenia. Złośliwość rzeczy martwych.
- Emmett, uspokój się, to plotki… - zaśmiałam się. Kiedyś ktoś rozpowiedział, że mamy w zamku zegar, który kiedy wybije pięć albo siedem uderzeń ktoś ginie… Sama nie wiem, czemu takie liczby… Czasami wyobraźnia innych wampirów mnie przeraża.
            Nagle usłyszałam i rozpoznałam, do kogo należą kroki, przegryzłam wargę. Morgan szedł ku nam z salonu, pewnie usłyszał krzyk Emmetta i przyszedł. Chciałam to załatwić bez niego, ale co ja się łudziłam, że on o tym nie będzie wiedział? Że zrobię to przed jego nosem?
            Szedł powoli, spojrzał tylko na mnie i Alexa. Znałam ten jego spokojny powolny delikatny krok, coś kombinował. Spojrzałam znacząco na Alexa, zrozumiał, wysłał telepatycznie myśl i w ciągu sekundy zjawiła się pozostała trójka Nótt Phantomsów. Mina Morganowi zrzedła.
- Witam cudowną rodzinę Cullenów – przywitał się cynicznie z zimnością, był wkurzony widziałam to po jego oczach i zaciśniętych pięściach. – Jest mi bardzo przykro i jestem niepocieszony, że Isabell nie raczyła mnie oświecić o waszej roli w jej życiu…
            Obrócił się plecami do Cullenów, on stali nieruchomo, woleli się nieodzywać i dobrze. Niech Morgan odwali swoją mowę i zostawi ich w spokoju.Podrapał się po brodzie i dalej z namysłem kontynuował:
- Jakbym wiedział to odpowiednio mógłbym was przywitać i ugościć zhonorami, na jakie zasłużyliście, ale cóż może zrobię to teraz…
            Odwrócił się w stronę Cullenów i ze zwierzęcym wyrazem twarzy. Pozbawiony jakichkolwiek uczuć z wampirzą prędkością nim zdążyłam w ogóle zrozumieć jego słowa i przewidzieć jego ruch albo zrozumieć jego mimikę twarzy, gesty rzucił się na Edwarda i uderzył go w twarz. Edward upadł na podłogę a za nim Morgan. Pewnie Morgan pięściami dalej Edwarda gdyby nie Alex z Mosesem, którzy odciągnęli go na chwilę od Edwarda. Emmett z Jasperem zostali zniewoleni przez Matthewa iLuisa, który pewnie zaalarmowany przez Ginny zjawił się w mgnieniu oka. Obrzuciłam Morgana morderczym spojrzeniem i podbiegłam do taty, uklękłam przy nim. Miał rozcięty policzek i złamany nos. Policzek pewnie zaraz się zabliźni, ale nie wiadomo,co z nosem, trzeba go nastawić. Nie chciałam tego teraz robić.
            Do licha gdzie jest mama?
            Nagle Edward podniósł się z ziemi i chciał się rzucić na Morgana, ale Luis go przytrzymał i krzyknął:
- Edward nie rób tego. Jemu właśnie o to chodzi, żebyś go uderzył, bo stwierdzi, że go sprowokowałeś.
            Tata go posłuchał i przestał się wyrywać, więc Luis go puścił. Morgan również wyglądał na spokojnego to Alex i Moses go puścili, co było ogromnym błędem. Morgan szedł powoli ku klatce schodowej był już na tarasie na pierwszym piętrze, podszedł do barierki przeklął i odwrócił się. Zrobił dwa kroki i ponownie się odwrócił. W mgnieniu oka rzucił się z balkonu na Edwarda, którego znowu powalił na ziemię, tak, że marmurowa podłoga pękła. Uderzył go, ale tym razem Edward oddał mu tak samo mocno. Alex, Moses z Mathewem ściągnęli Morgana z taty i trzymali go tak, że nie mógł się jakkolwiek ruszyć.  Luis za to przytrzymał Edwarda, który naglena palił się na bójkę.
            Mamo gdzie ty jesteś jak cię potrzebuję. Nie wiem robi to specjalnie czy co?Na pewno słyszała i wie, o Cullenach. No dalej, schodź na dół.
- Masz jakiś problem ! ? – krzyknął tata do Morgana
- Mam ... Twoje istnienie - splunął na ziemię. - Co, jak co jakby Chris zabrał mi Isabell, to bym może i przeżył, ale ty … nie przeżyję.
- A więc to o Bellę ci chodzi… strach obleciał, bo ona mnie kocha, co ?
- Ona cię nie kocha – krzyknął - Jakby tak było to by była z tobą a nie z Chrisem i nie spałaby ze mną.
            Zmierzyli się lodowatym spojrzeniem. Edward mu nie uwierzył i prychnął. Ja tam w tak osobiste sprawy mamy nie ingeruję. Ale Morgan dość często używa tego argumentu w kłótniach, to może…
            Co, jak co ale spokojnie czasy w tym zamku właśnie się skończyły.
- Zamkniecie się czy nie?  -wrzasnęła z balkonu Ginny. – Myślałam Morgan, że słuchasz Isabell, ale się pomyliłam. Puśćcie go – poleciła Ginny do Alexa, Mosesa i Matthewa. Jako że kiedy ona coś powie każdy bez zastanowienia jak robot to robi puścili go.Myślałam, że to koniec tej bijatyki, ale się pomyliłam. Przecież, Ginny nie chciałaby, żeby coś się stało Edwardowi. A może nie nic widziała.
            Po raz trzeci Morgan rzucił się na Edwarda, ale po raz pierwszy nie udało się mu zbliżyć do niego. Został ode pchany tuż przed twarzą taty i przyparty do ściany uciskany za gardło przez bardzo zdenerwowaną brązowowłosą wampirzycę –Isabell.
            Drzwi dopiero teraz trzasnęły i każdy, kto mógł się odwrócił. Do domu wszedł Christopher z uśmiechem na twarzy pewnie cieszył się, że tata dostał od Morgana.
Czyli nie było ich w domu. Dobrze. Już myślałam, że mama robi to celowo.
- Morgan czy ja coś nie mówiłam o tknięciu, zbliżeniu się do Cullenów? – syknęła jadowicie uciskając mu gardło
- Mówiłaś – jęknął z trudem
- Nie słyszę…! – Odparła z tonacją dziecka z przedszkola mówiącego proszę pani. Morgan miał na to alergię.
- Tak, mówiłaś – odpowiedział głośniej
- A co ja takiego mówiłam ? – zapytała jeszcze bardziej uciskając mu gardło. Była bardzo wkurzona.
-  Co robisz, puść  - jęknął
- Co mówiłam? Jak widzisz, wszyscy cię ratują… - rzekła ironicznie
- Że mnie zabijesz.
- No to masz odpowiedź
- Dobra dobra – jęknął. Teraz mnie puść, bo nie chcę cię uderzyć. Szkodatej anielskiej twarzy.
            Zaśmiała się i uścisnęła mu mocniej gardło.
- Sama tego chciałaś
            Złapał jej ręce w łokciu i próbował odciągnąć od swojego gardła. Z początku mu to się udawało, bo Bella nie sądziła, że naprawdę będzie się próbował wyrwać. Udało mu się w końcu postawić nogi na ziemi, bo były w powietrzu. Siłował się z mamą dobrą chwilę, ale nie udało mu się jej rąk odciągną na tyle, żeby je unieruchomić. Bella widziała, że nie przestanie, więc puściła ręce z jego gardła i postanowiła go pokonać sprawiedliwe – powalając go na ziemie i doprowadzając do bezruchu. Złapała go za ręce w łokciach on również. Chciała przewrócić go o 180 stopni. Jednak ten się jej wyrwał i uciekł w inną część domu, pobiegła za nim, i tylko widziałam jak Morgan przeleciał przez klatkę schodową z drugiego piętra. Bella pojawiła się przed nim, zanim zdążył upaś, złapała go za ręce, dość mocno, ale on złapał ją za gardło. No to sytuacja bez wyjścia takie, jakie kocha Christopher.
- Dobra wystarczy – jęknął Chris. – Będziecie się tak siłować przez następne sto lat albo dotąd aż Melanie was nie uspokoi.
Ani drgnęli. Morgan uciskał mamie gardło a ona jego ręce.
- Obiecuję ci – warknął Morgan do mamy - Jeśli nie wybierzesz mnie albo Christophera tylko jego – wskazał na Edwarda - To cię zabiję
            Isabell, bo już nie Bella patrzyła się mu w oczy z nieopisaną nienawiścią, nie taką jak patrzy na wkurzające ją osoby. Gorszą. Pozostali zastygli w bezruchu podnieśli głowy i spojrzeli w Morgana. Natomiast Chris odwrócił głowę od jakiegoś katalogu i rzucił go z ogromną siłą w kąt.
- K*rwa Morgan, jeśli ją choćby tkniesz… – krzyknął Alex. Nie dokończył swojej groźby. Christopher szedł powoli do Morgana i Belli. Ze słowa na słowo krzyczał głośniej:
- Ba zbliżysz się na metr, jeśli sobie tego nie będzie życzyła to ja ciebie zabiję. Wiesz, że nie żartuje. Mam po dziurki w nosie twojej obsesji. Pogódź się ona cię nie kocha i nigdy nie będzie twoja. Nie ceni cię bardziej od Cullenów.- Chris był bardzo blisko Morgana. Po opanowaniu i olewaniu wszystkiego jak zawsze jest nie było śladu. Teraz był wkurzonym krwiopijcą z gotowością do zabójstwa.
- Nie porównuj mnie do nich – Morgan fuknął i puścił Isabellę, ona jego również.
- Ale to jest prawda. Od nich uciekła przez półtora wieku. Najpierw nieświadomie później świadomie. Chwilę dosłownie chwilę z nimi wytrzymała. A teraz są tutaj tylko, dlatego że ma poczucie winy. Z tobą jest tak samo. Nie widzisz, że ciebie unika. Przecież ona nienawidzi być w centrum zainteresowań, nienawidzi chodzić na przyjęcia, zakupy i udawać człowieka, którym nie jest, a już szczególnie być w pobliżu ludzi. A mimo to nie mieszka tu. Unika cię i jeździ po całym świecie. Nie chce przebywać w twoim otoczeniu. Ma dosyć twojej chorej obsesji. Wylecz się z niej! Dobrze ci radzę
            Mama odsunęła się do tyłu. Morgan z Chrisem kłócili się na wprost siebie.
- Taak? Ale to dzięki mnie Nessi i Alex żyją. Gdyby nie ja oboje by byli nieżywi– warknął Morgan.
            Jaki on skromny. Cholera wiem, że ci życie zawdzięczam, ale już się zamknij. To ja powinnam mu dziękować to mój życie a nie Belli. To nie jest jeszcze powód żeby się w tobie zakochać !
- Dlatego jestem ci niezmiernie wdzięczna. I skoro podjęłam pewną decyzję to raczej możesz być spokojny. Idź i uspokój się – opanowana już Bella postanowiła zakończy tą kłótnię. Chris z Morganem pewnie pozabijali się by teraz,ale wiedzieli, że nikt by im na to nie pozwolił.
- O ja cię! Ginny chyba odkryłem dar jasnowidzenia. Wiedziałem żeby nie jechać z resztą do Brazylii. Nie ma to jak dobra komedia w domu.  Z trójkącika miłosnego: Christopher Isabella Morgan zrobił się czworobok albo lepiej trójkąt z wpisanym w środku kołem –Edward. Cudownie. – krzyknął rozbawiony Jack.  – Chwila idę po popcorn … ups muszę wymyślić krwisty popcorn – machnął ręką i usiadł teatralnie na sofie, patrzył się i kontynuował. -  Więc tak: Edwarda chcą zabić Morgan, Chris i Jacob, ale Isabell jak to ona nikogo nie pozwoli zabić,więc Morgan chcę zabić ja a Morgana chcą zabić Alex i Chris i pewnie Jacob. No ii do tego dochodzi pół świata, co się równa pogubieniem się. Tak czy siak zostaję tutaj, bo będzie ubaw… - udawał, że przegryza popcorn i patrzył się wyczekująco na Isabell.
- Dla kogo będzie komedia dla tego będzie a dla innych będzie horror – rzekła ponuro Ginny.
- Dobra koniec zbiegowiska. Rozchodzimy się – zaradził Chris. Tego by brakowało przedstawienia na cały klan.
- Ja się zajmę Cullenami – zaoferowała się Ginny, która już schodziła ze schodów.
- Nie Ginnś poradzę sobie – odpowiedziała Bella i uśmiechnęła się blado.
- Chwila, chwila, ale ja nie…- zaczął Morgan, który w końcu załapał, o co chodzi i po co są tutaj Culllenowie.
- Cicho– rozkazała Bella – Straciłeś jakiekolwiek prawo głosu, kiedy uderzyłeś Edwarda.
- Ciekawe nie Cullen tylko Edward – wycedził przez zaciśnięte zęby Morgan.
- Jeśli chcesz mogę do ciebie mówi po nazwisku, Ramirez – odbiła pałeczkę. 
- Dowson…
- Cicho. Idź do siebie uspokój się za chwilę do ciebie przyjdę –postanowiła to zakończyć.
            Jack, Ginny z Luisem i Morgan poszli do swoich pokoi. Esther, Moses i Matthew też się gdzieś ulotnili, ale zostali w zamku. Zostali tylko Cullenowie mama Chris i ja.
- Widzisz Edward mówiłem ci, że to nie ja ci pierwszy przywalę – zaśmiał się Alexander. Pozostałym nie było do śmiechu. Alex widząc, że nic tu po nim chciał już iść, ale Bella go zatrzymała:
- Eee wkurzający brunecie, który niby jest moim bratem a jest bardziej dziecinny od mojej córki
- Nie niby tylko tak... Tak? – jęknął i odwrócił się do niej
- Z tobą i Nessi zaraz się policzę.
            O kurczę ! To już po nas. Mama zwróciła się do Cullenów z lekkim uśmiechem.
- Bardzo was przepraszam. Morgan się tak normalnie nie zachowuje. Odbiło mu,bo nie dostał tego, co chce, co jest dla niego czymś nowym. Tak samo zachowywał się sto trzydzieści lat temu, kiedy braliśmy z Chrisem ślub – z każdym słowem mówiła coraz ciszej i patrzyła się w podłogę.
- A teraz, co ? – jęknęła zdenerwowana Alice. Ona nic nie widziała? Przecież Bella nie ma tarczy. Jasne Jack był w zamku, kiedy podejmowała decyzje o ceremonii.
            Mama popatrzyła się na mnie dziwnym wzrokiem. Podniosła jedną brew do góry  jak to miała w zwyczaju, gdy się dziwiła.
- Hmm myślałam, że … Nessi? – zwróciła się do mnie.
- To twoje zadanie. Ale tata mnie zmusił. – odpowiedziałam smutno. Niech ona im serce złamie. Ja bezwzględna, bezuczuciowa i bez serca nie jestem.
- Nessi zaprowadzisz Cullenów do ich pokoi. We wschodnim skrzydle na drugim piętrze. Esme i Carlisowi daj niebieską sypialnię, Alice i Jasperowi różową, Rosalie i Emmettowi zieloną, Edwardowi brązową a Lilian żółtą, no chyba,że chcesz ją mieć koło siebie, ale nie wiem czy Cullenowie  nie woleliby być razem. Nasze pokoje są we wschodnim skrzydle – wyjaśniła na pytający wzrok Esme- Więc zrób jak chcesz. A Edward – zwróciła się do niego - chciałabym z tobą porozmawiać. Możemy przejść się do ogrodu?
- Dobrze.
- Eee Bellisima wiesz, że ktoś musi z tobą iść no chyba, że chcesz towarzystwa Morgana? – Zapytał Chris, który poszedł po katalog, który rzucił w przypływie gniewu.
            Jak na zawołanie zjawiła się Ginny. Chyba Bella nie jest aż tak przewidywalna? - Chris przypilnujesz Morgana, żeby… wiesz ? – zapytała Bella
- Z przyjemnością – odparł i ruszył po schodach na pierwsze piętro. Alex zmaterializował się przy nim i Chris się zatrzymał. Bella z Edwardem szli przez salon do ogrodu. Ginny daleko w tyle szła za nimi. Zostałam chwilowo w holu bo byłam ciekawa co Alex powie Chrisowi.
- Słuchaj Christopher musisz kogoś zaleźć kto będzie ciebie i moją siostrę ochraniał, bo ona nie powinna używać tarczy przez jakiś jeszcze czas. Wiem, że tego dopilnujesz.  Czuję, że Morgan coś wykombinuje.
- Właśnie sobie to pięć minut temu uświadomiłem. Co proponujesz ? Istnieją tylko dwie tarcze mentalne na świecie Belli i Renaty ale z tego co wiem, to Renata nie żyje przez was…
- Ja tam nie wiem i nie słyszałem o tym.  Raczej ona uciekła i bezpiecznie było zrzucić winę na nasz.
- Każesz mi szukać zaginionej osoby od wieku ? – prychnął Chris.
- Nie. Mówię ci, żebyś szukając Renaty patrzył na inne osoby. A nóż ktoś podobny się napatoczy.
- Dobra tak zrobię. Zostań trochę jeszcze przynajmniej dopóki nie znajdę Renaty albo kogoś podobnego.
- Dobra tylko ściągnę swoje dzieci i ich opiekunkę – zaśmiał się i uścisnął dłoń Chrisa. Zszedł na dół a Chris poszedł pilnować Morgana.
            Ja postanowiłam zaprowadzić Cullenów do ich pokoi. I w końcu będę mogła zadzwonić do Martina i sprawdzić czy wszystko jest w porządku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz