środa, 17 października 2012

XXXII. Wybielacz czy barwnik?

            Wyszłam z pałacu nie patrząc na resztę rodziny. Morgan ma teraz dużo do zrobienia. Musi wszystkich poinformować o podziale świata, który technicznie już obowiązuje. Musi również przekazać naszym przyjaciołom o planach Volturi wysiedlenia ich wrogów, czyli nich. Niestety nie udało nam się wywalczyć wszystkich ziem, na których mieszkali, trzeba ich poprosić żeby się przenieśli dla ich własnego dobra. A następnie pomóc im się za klimatyzować w nowym miejscu.
               Przede wszystkim Christopher nie ma o niczym pojęcia.  A on nie wiadomo gdzie jest. Zakładałam, że dawno przekroczył granice kanadyjską. Jeśli miałabym strzelać gdzie jest to wybrałabym Francję, Anglię lub Niemcy. Francję kocha, w Anglii mieszkała jego rodzina, a w Niemczech jest grób jego Didyme. Ale Niemcy są pod własnością Volturii. Na pewno nie zawahają się go zabić, jeśli znajdzie się w Berlinie czy Magdeburgu.
            Wyciągnęłam z kieszeni spodni  srebrny telefon i wybrałam numer Christophera, był pod jedynką. 
            Jedynką! Najważniejszy. Numer jeden. Najwyższe podium.
            Tiaaa. Tylko ten najważniejszy zostawił mnie samą. Pfff. Jak wróci pierwsze, co zrobię to go spiorę na kwaśnie jabłko.
            Czekałam aż odbierze telefon, ale w miarę rosnącej liczby sygnałów oczekiwania traciłam nadzieje, że tak się stanie. Mogłam sobie wmawiać, że prowadzi samochód i nie może odebrać, tylko ta wymówka byłaby dobra, jakby był człowiekiem. Jako wampir nawet, jeśli by uległ wypadkowi to najwyżej jego auto nadawałoby się do kasacji, on nawet nie był by draśnięty?
              Po prostu nie chciał odebrać. Włączyła się poczta głosowa, z prośbą o zostawienie wiadomości.  Kiedy usłyszałam jego głos uświadomiłam sobie jak bardzo go teraz potrzebuje i jak ogromny błąd zrobił zostawiając mnie samą? Nie udźwignę tego sama. Ktoś go na pewno zastąpi. Pytanie czy Christopher zdawał sobie z tego sprawę, że daje wolną drogę Morganowi lub komuś innemu? 
            Rozłączyłam się. Chciałam z nim porozmawiać a nie zostawić mu wiadomości.  Schowałam telefon do kieszeni. 
            Gdy znalazłam się w zamku skierowałam swoje pierwsze kroki do głównego salonu.  Starałam się iść spokojnie i wolno żeby pozostali nie zobaczyli, że jestem zdenerwowana. Nie chciałam im na razie mówić, że niedługo w naszym zamku będzie mieszkać jedna z Volturi. Będzie nas szpiegować i wszystko donosić do wielkiej trójcy, bo Aurora będzie ponad to. I pewnie nawet tego nie zauważy, że Heidi coś kombinuje.
            Trzeba gdzieś ukryć Cullenów, tak żeby byli na widoku i mogłabym ich pilnować, ale tak żeby Heidi ich nie zobaczyła.  Co będzie trudne! Bo nie mogę wyjechać do Australii razem z Cullenami, będę musiała być w zamku, kiedy Heidi zacznie się w nim panoszyć.
            Muszę coś wymyśleć, ale zrobię to sama. Ginny nie musi dostać zawału serca. Wystarczająco ma nerwów ze mną.
            Wiedziała, że Cullenom nic nie będzie, bo nikt nie zbliżał się do zamku, ale wolałam sprawdzić. Na pewno się nieźle przestraszyli, że Volturi przyjechali. Nie tylko oni zapewne.
            Gdy przekroczyłam próg salonu widziałam na wiecznie radosnej,lecz w tej chwili lekko smutnej twarzy blondwłosej Ginny ulgę. Nie widziała nic,bo Jack jest w pobliżu, ale najwyraźniej wyczuła, że coś jest nie tak. Kiedy mnie zobaczyła kamień spadł jej z serca. Bała się, że będzie kolejna afera z Volturi, i że dowiedzą się, że Cullenowie są tutaj.
            Nie wiem jak to możliwe, ale Marcus wiedział, że tu są. Inie blefował. Nie chciał sprawdzić mnie. Po prostu to wiedział, nie domyślał,nie zakładał, nie podejrzewał i nie przypuszczał tylko wiedział.  Widziałam to w jego oczach.
                Mówił prawdę.
               Dowiedział się od kogoś.
            I moja teoria, że moi odwieczni wrogowie Marcus i Victoria się połączyli umarła w zalążku.  Byłam jej tak pewna, była tak idealna. Ale teraz już jej nie ma. Victoria może i by wiedziała, że zaboli mnie jak Marcus porwie Cullenów, ale nie miała pojęcia, że tu są. Ona nauczyła się, że powinna się nie wychylać.  Cóż z moich najświeższych wiadomości mieszka gdzieś w Stanach Zjednoczonych bardziej na północ i próbuje się pogodzić zżyciem wśród ludzi, jako jej ostatnia szansa na życie na tym świecie. Victoria zdaje sobie sprawę, że jeśli pojawi się gdzieś w pobliżu Volturi to zginie. Za te wszystkie armie, spustoszenia, z którymi z reguły mu musieliśmy się zajmować,bo dla zabójstwa mnie tworzyła te armie. A oczywiście męska część Dowosnów miała ubaw z zabijaniem nowonarodzonych. Podczas gdy ja umierałam ze strachu.
            Teraz naprawdę trzeba się zastanowić skąd Marcus wiedział o Cullenach i rozważyć jeszcze raz czy aby najoczywistszą a zarazem niedorzeczną przyczynę niepotrzebnie odrzuciłam na wstępnie. Naprawdę trudno nawet pomyśleć, że ktoś z rodziny mógłby być naszym wrogiem i donosicielem, ale chyba trzeba to rozważyć.
            Ginny nie będzie zadowolona z nowej współlokatorki i faktu,że trzeba coś wymyślić z Cullenami.  Atak bardzo chciała ich mieć z powrotem przy sobie.  Ginny jest jedną z tych osób, która musi mieć swoich bliskich przy sobie, bo inaczej się martwi. Wyjątkiem jest jej córka Rosalie Kathleen . Obydwie po prostu nie nadają na tych samych falach. Czasami wydaje mi się, że Ginny nie wybaczyła jej, że stała się wampirem a Rosalie Kathleen nie wybaczyła jej, że zamiast pomóc jej znaleźć jej prawdziwego ojca utrzymywała,że powinna uważać za jej ojca Karla, choć był wampirem i ówczesny partnerem Ginny.
            Czasami wydaje mi się, że z jakiegoś dobrego powodu wampiry nie mają dzieci. Z drugiej strony nie wydaje mi się żebym była złą matką, ale nie mnie to oceniać. Od tego jest Nessi.
               Nigdy nie zbywałam Nessi jak pytała o ojca. Mówiłam, że był kochający, miły, uczciwy i dobry. Nie był typem mordercy i zabójcy. Za żadne skarby nie pragnęłam, żeby Nessi go znienawidziła, to był jej ojciec.Pięćdziesiąt procent jej. Ale też widziała, że ilekroć mówię o Edwardzie dobrze wyraz twarzy Christophera zmienia się diametralnie, usta ma w wąską linię, zęby zaciśnięte, tak mocno, że widać mu kości policzkowe, wzrok skupiony nienaturalnie nawet jak na wampira w jednym miejscu i dłonie zaciśnięte w pięści.  Widziała, że coś zrobił. Kiedy pytała,tłumaczyłam jej, że czasem tak się dzieje, że po prostu rodzice się nie dogaduję i wina jest po ich stronie, nie dziecka.  Nie chciałam, żeby uważała, że to przez nią nie jesteśmy razem.
            Ale Nessi po paru latach przestała pytać o ojca i tak zostało. Nie była dociekliwa. 
            W głównym salonie była cała rodzina Cullenów ze zdenerwowanymi wyrazami twarzy.
               Niski brunet z długimi prostymi włosami Fred stał oparty odrzwi balonowe uważnie patrząc swoimi czerwonymi oczami na wszystkich.
            Nessi siedziała na kanapie na wprost Jacoba.
            Jacoba? Czy ja mu nie kazałam iść do siebie, żeby ochłoną? Parę godzin temu o mały włos nie zabił Edwarda, a teraz siedzi z nim w jednym pokoju!
            Ale jednak po panującej ciszy poznałam, że afery nie było.
- Fred możesz iść. Volturi wyjechali. Ardell ich odprowadza prosto do samolotu. Myślę, że będziecie mieć dużo do roboty, Pheobe ci opowie –powiedziałam do Freda, który w odpowiedzi pokręcił głową i z szacunkiem odparł:
- Myślę pani Isabell, że lepiej będzie, jeśli zostanę.
              Zawsze zwraca się do mnie per pani, choć wielokrotnie mówiłam mu żeby nazywał mnie Isabell. Phoebe również na początku się do mnie tak zwracała, ale przestała widząc mój karcący wzrok.
                Natomiast Fred raczej nie ustąpi. Zawsze się przez to czuję starą,ale w końcu mam fizycznie 19 lat.
            Posłałam mu pytający wzrok. Przecież afery nie było. Wszyscy są spokojni i cali.
            Wskazał ruchem głowy na Jacoba.
            Kiedy nasze spojrzenia z Jacobem się spotkały, przeraziłam się?Jego wzrok był przepełniony taką nienawiścią! Taką odrazą, żalem rozgoryczeniem i wściekłością, że nigdy go w takim stanie nie widziałam.  Jakby mógł pozabijałby wszystkich.  Nie był tak rozwścieczony nawet, gdy dowiedział się, że Edward zrobił mi dziecko i właśnie przez nie umieram.
- Gdzie jest Christopher? –  Wycedził przez zaciśnięte zęby do mnie. Jego morderczy wzrok wywoływał u mnie atak paniki, że coś zrobi.
              Przegryzłam wargę.
              Czyli już się zorientował, że go nie ma. Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. Jeśli mu powiem, że wyjechał wścieknie się, ale jeśli skłamię to i tak się dowie i podwójnie się wścieknie.
            Tak czy siak atak furii mam gwarantowany.
            Właśnie zawsze się dziwiłam jak ta dwójka mogła się z miejsca zaakceptować. Owszem poobijali się na początku, ale tak to zawsze byli najlepszym kumplami. A w końcu wampir i wilkołak nie mogą się, są naturalnymi wrogami. 
            Z drugiej strony nie chciałam żeby wszyscy wiedzieli, że Chris wyjechał. A już w szczególności Cullenowie, mogliby pomyśleć, że to przez nich. I chcieć wyjechać a kiedy ja bym im nie pozwoliła, uciekliby. Naprawdę szukać i Cullenów i Chrisa po całym świecie by mi się nie chciało.
               A jak jeszcze wziąć pod uwagę obecny podział świata, moje ruchy byłby ograniczone.
            Ginny z Luisem posłali mi pytający wzrok a w odpowiedzi wywróciłam oczami.  Ginny znała go najdłużej, dłużej ode mnie i miałam nadzieje, że obarczy winą, że jego tu niema nie mnie tylko Chrisa.
            Nessi przekręciła głowę w moją stronę i spojrzała na mnie z ognikami radości i nadziei. Nie zauważyła, że Christopher wyjechał. Z resztą ona nic nie widzi poza Cullenami.
            Zdziwiłam się radością w jej oczach. Przecież zawsze lubiła Chrisa. Nigdy nie było spięć między nimi. Może nie kochała go tak bardzo jak Jacoba, ale nigdy ani jednego złego słowa o nim nie usłyszałam od niej.
            Pewnie pomyślała, że się pokłóciliśmy i odwołałam ceremonię.O tusz nie. Posłałam jej karcące spojrzenie. Zrozumiała od razu i mina jej zrzedła.
            Nie znałam powodu, dla którego Nessi przestała pajać miłością do Christophera. Ale coś mi mówiło, że to przez Cullenów.
            Może i Chris wyjechał, ale nie odwołaliśmy ceremonii.Przeciwnie ustaliliśmy miejsce i datę. Wyspa Dowosnów za dwa lub trzy lata, jak ukończą budować kompleks. Wczoraj nawet nie mieliśmy wybranego miejsca, już nie wspomnę o przybliżonej dacie.  Można powiedzieć, że przygotowania się rozpoczęły.
            Ceremonia się odbędzie. Będzie subtelna, śliczna i prze romantyczna. Będzie widowiskiem, a zarazem najlepszym przedstawieniem teatralnym na świecie, tak dobrym, że nikt się nie domyśli, że nie kochamy się bardziej jak brat i siostra z Chrisem. A pan młody się zjawi, dopilnuję tego.  
            Cullenowie przestali się wpatrywać gdziekolwiek byle nie na Jacoba czy Freda i skupili swoją uwagę na mnie.  Nie chciałam podchwytywać ich spojrzeń.Wpatrywałam się w dal.
- Więc? – Naciskał Jacob
            Milczałam, pozostawiłam mu żeby sam na to wpadł.  Może się nie domyśli.
   Tiaa. Na pewno. Biorąc pod uwagę, że zawsze jesteśmy koło siebie. W jednym mieście, zamku, pokoju. A już szczególności, gdy pod nosem mamy Volturi.
            Chyba tylko ślepy by nie zauważył, że po mojej prawej stronie lub za mną nie ma Christophera a tak zawsze jest.  Bardzo bym chciała, żeby tu był. Łatwiej bym i było stawić się czoło problemom a on zawsze mnie wspiera. Zawsze mogłam się odwrócić i zobaczyć jego wspierający i dodający otuchy wzrok. Teraz, kiedy się odwracam widzę pustkę. Nikogo tam nie ma.
              Jestem sama z tym wszystkim. Sama bez niczyjego wsparcia w zamian za to mam tłumy osób pretensjami. Na przykład jeden siedzi przede mną.
- No pewnie, pan cudowny Edward wraca, to Chrisa trzeba odesłać – powiedział z ironią w głosie Jacob
- To była jego decyzja – warknęłam w jego stronę. Nie będzie mnie oskarżał, ze wyrzuciłam Chrisa, bo mi było wygodniej. To była jego decyzja, na którą nie mogłam wpłynąć.  Ja nigdy nie chciałam żeby mnie zostawiał. Chyba nikt nie chce zostać sam!
               Przecież krzyczałam, błagałam, groziłam, żeby został, a on nie posłuchał. Brnął, że musi wyjechać. I tak zrobił. Wyjechał.
- Spowodowana twoją decyzją żeby znowu się pobratać z Cullenami – fuknął na mnie Jacob i wstał z kanapy.
- Nie znasz sprawy a próbujesz osądzać – powiedziałam stanowczo.
            Christopher nie zostawił mnie, bo postanowiłam zaopiekować się Cullenami, tylko po prostu daje mi czas na zastanowienie się nad tym, co robię. Ale to nie zmienia faktu, że nie powinien mnie zostawiać. Ja doskonale wiem, co robię.
- Wielcy Cullenowie się zjawili to trzeba sobie swoje życie pod nich ustawić, tak? Zapomnieć o reszcie i o wszystkim. Bo cudowny pan Edward wrócił – prychnął Jacob i zacisnął wargi w jedną linie. 
- Mylisz się! – Warknęłam.
- Nie, nie mylę się. Przewracasz sobie życie do góry nogami,rozpaczliwie szukając miejsca dla tych pijawek. Ale spójrz prawdzie w oczy niema dal nich miejsca w twoim życiu! Przypomną ci nazywasz się Shaft Dowson.Jesteś żoną Christophera Safta Dowsona i należysz do klanu Dowson.  Opozycji w świecie wampirów do Volturi. Nie mów,że tego nie widzisz, za parędziesiąt lat Volturi przestaną istnieć i to waszą rolą będzie utrzymać wampiryzm w tajemnicy.  Nie ma dla nich miejsca, już jesteś rozrywana między Chrisem a Morganem.
            Ja wiem, że jestem żoną Chrisa i nie mam zamiaru tego zmieniać. I wiem, jakie mam obowiązki wobec klanu. Nie szukam dla Cullenów miejsca w moim życiu na siłę.  Ja po prostu chcę żeby byli bezpieczni, a tutaj są.
               Kiedyś ich kochałam, a teraz, kiedy znowu ich widzę uczucia wracają. Jedne wyraziste, mocne jak do Alice a drugie jakby zmieszane, blaknące, do zdecydowania czy dolać wybielacza czy barwnika.
- Znam swoje miejsce i uwierz mi jestem na nim –  burknęłam.
- Tak ? To w takim razie ja świruję ? – zapytał i zacisnął dłonie w pięści.
- No chyba nie ja!
            Zamlaskał ustami i z grymasem na twarzy usiadł na kanapie.Spojrzałam nerwowo na Ginny, która skierowała swój wzrok na Cullenów, a japoszłam w jej ślady.
            Wszyscy wyglądali na zakłopotanych i speszonych. Patrzyli się po sobie ewentualnie na Nessi czy Ginny. Czuli się niekomfortowo. Jacob naskakuje na nich, obraża ich, a oni nawet jednego słowa nie mogą powiedzieć.Są w obcym miejscu i to właśnie w takim gdzie wilkołaki są ważniejsi od nich.Jedynie Emmett miał minę skorą do walki z Jacobem, jednak zaciśnięta na jego ramieniu mocno dłoń Rosalie go powstrzymywała.
               Morderczy wzrok Jacoba znowu skupił się na mnie i z wściekłością kontynuował swój wywód:
- Mam ci przypomnieć, kto się tobą opiekował nawet, gdy byłaś człowiekiem, nie mówiąc wtedy, gdy byłaś w ciąży? Kto zbierał twoje miski z wymiocinami, kto zmieniał kroplówki, czy podłączał maszyny, żeby cię podtrzymać przy życiu żebyś mogła donosić ciąże, kto cię karmił i nie tylko ciebie,ale i Nessi, bo nie byłaś w stanie podnieść widelca, kto był dokładnie obok,czytał ci książki, dotrzymywał ci towarzystwa, kto nie pozwolił ani jednego słowa szepnąć, kiedy spałaś, sam oberwałem, bo krzyknąłem żeby zawołać Ginny,kto w końcu pozwolił ci powiedzieć mi o dziecku, nie Ginny, nie ja, bo ja się uczyłem?  Christopher! A końcu, kto nie pisnął ani jednego słowa, choć wiedział, że powinnaś usunąć ciążę, bo przez nią zginiesz. Nic nie powiedział przez całą ciążę. Siedział spokojnie, akceptując twój decyzję, może trochę obrażony, zły i tyle.  Ale to można było jedynie odczytać po jego twarzy, nie po słowach.
            On uważa, że nie pamiętam, co Christopher zrobił dla mnie.Pamiętam i to dobrze. Jemu tak naprawdę zawdzięczam wszystko. I samokontrolę,dar i najważniejsze zdolność do kochania. Bo jeśli Christopher nie nauczyłby mnie kochać Nessi a nie nienawidzić jej to moja zdolność do kochania by umarła.
               Gdyby nie on to nie wie jakby to się wszystko skończyło.
            Wyszłabym za mąż pewnie za Jacoba, zmarnowała życie i jemu i sobie. Nie poradziłabym sobie z widmem Edwarda prześladującym mnie przez wiele lat. Rany by się nie zagoiły. Pociągnęłabym na dno za sobą Jacoba i nasze dzieci. Kto wie czy bym nie targnęła się na swoje życie?
-, Ale ja to wiem! I pamiętam wszystko! – Wykrzyknęłam z pretensją w głosie.
            Może mi wszystko zarzucić, ale nie to, że zapomniałam ile dla mnie Christopher zrobił. Tego nie przeżyję, jeśli mnie o to oskarży.
- Chyba nie. A kto ci pomagał z Nessi, kiedy nie mogłaś na nią patrzeć? Kto to tak rozegrał, że ani ty ani Nessi nie macie żalu do siebie?
              Syknęłam ostrzegawczo. Ukazałam mu swoje idealne wampirze kły w kolorze pierwszego śniegu. A zimno moje spojrzenia powinno ostudzić go o paręnaście stopni.  Wchodzi na niebezpieczny i najbardziej skrywany temat. Przy okazji ten temat jest cały naminowany. Nie bez powodu stawałam na palcach żeby ten temat zniknął z powierzchni ziemi. Nessi nie musi wiedzieć,co się działo w przeciągu pierwszych miesięcy jej życia. Specjalnie ten temat został wymazany ze wszystkich wspomnień. I niech się nie waży na niego wchodzić.
            Jacob odwrócił głowę do Nessi i powiedział do niej niechętnie
- Przykro mi Nessi, wiesz dobrze, że przynajmniej przez dwa miesiące nie byłaś z Bellą cały czas, tylko z Ginny. Owszem baliśmy się, że ci coś zrobi, ale to nie było najgorsze. Ona…
- Jacob ani mi się waż! Nie zranisz nikogo oprócz niej!Tylko spróbuj – krzyknęłam ostrzegawczo ukazując ostre wampirze kły.
               Jacob się nie przestraszył ani tym bardziej nie wahał.  Prychnął i krzyknął do Nessi na jednym wdechu tak żebym mu nie przerwała.
- Bella na ciebie nie mogła patrzeć, przez tego bydlaka!
              Oczy otworzyły się mi do granic możliwości. Zęby zacisnęłam tak mocno, że myślałam, że mi się połamią a przez czoło przebiegły miliony zmarszczek. Spojrzałam swoim morderczym, zimnym i wściekłym wzrokiem na Jacoba.Później przetwarzając sobie w głowie słowa Jacoba. Powiedział, że przez przynajmniej dwa miesiące nienawidziłam córki, co owszem było prawdą, ale wolałbym,żeby Nessi się o tym nie dowiedziała.  Wstydzę się tego najbardziej na świecie.
                Zmrużyłam oczy i za wściekłością wypisaną na każdej kończynie ciała rzuciłam się na niego. Złapałam go za gardło i rzuciłam o ścianę przy okazji niszcząc niejeden mebel czy element dekoracyjny. Nie przejęłam się tym. Na pewno Melanie mnie udusi za zdemolowanie salonu, ale jakoś przeżyję.
            Teraz jedynie chciałam udusić Jacoba. W tej samej chwili przyszło mi na myśl żeby poczuł mój szczypiący jad. Przygotowałam się do ataku,ale zostałam złapana w pasie i odciągnięta na drugi koniec pokoju. Obróciłam głowę, choć gdy poczułam silne dłonie na moim brzuchu wiedziałam, kto to.Morgan.
- Morgan puszczaj! – Warknęłam do niego.
            Wyrywałam się jak mogłam, usiłowałam ściągnąć jego ręce z mojego brzucha, próbowałam się wyślizgnąć z jego uścisku i siłowałam się z nim na darmo.
- Puszczaj! – Warknęłam ostrzegawczo
            On w odpowiedzi uniósł mnie w powietrze unikając moich wymachujących nóg z ostrymi szpilkami.
- Isabell, Isabell wiesz, że jestem silniejszy – westchnął i wzmocnił uścisk.
               Wiedziałam. Z natury został obdarzony większą siłą z uwagi na to, że jest mężczyzną. I jego celem była ochrona. Moim, jako kobiety wydanie na świat potomstwa i utrzymanie ogniska domowego.
                 Kątem oka widziałam jak Jacob podniósł się z podłogi. Poprawia ubrania i posyła uspokajający wzrok do Ginny, która była gotowa już interweniować.
            Jacob spojrzał na mnie rozbawionym tonem. 
            Później odwrócił się w stronę Edwarda i przyjął morderczy wyraz twarzy. Szarpnęłam się mocniej i spróbowałam kopnąć Morgana, on się odsunął i wzmocnił uścisk.
- Wiesz, co jej zrobiłeś ? – Fuknął na Edwarda Jacob. Edward podniósł na niego wzrok. -  On przez ciebie nie mogła patrzeć na własną córkę! Przez trzy lata nie mogłem jej złapać za rękę, bo od razu się wyrywała, nie mówiąc o zwykłym buziaku w policzek!
            On naprawdę chce żebym go udusiła. Czy jest aż tak głupi sądząc,że mu nic nie zrobię? Wampirów nie wolno być pewnym.  A już w szczególności mnie.
            Ale on naprawdę pracuje na to żebym straciła samokontrolę inie uratuje go to, że trzyma mnie Morgan. Jakbym spojrzała na niego przesłodkim wzrokiem albo pocałowała, to by mnie puścił. Ale nie zrobię tego przy Edwardzie. Nie chce go ranić, przynajmniej w taki sposób.
- Jacob! Zamilcz… - krzyknęłam na niego. Przestałam się wyrywać widząc kątem oka, że Morgan nie chce mnie powstrzymać przed rzuceniem się na Jacoba, tylko pokazać Edwardowi, co może a czego on nie.  Jego ręce często zmieniały położenie na moim brzuchu a czasami to nawet nie był brzuch.
            Niby mnie powstrzymywała, ale triumfalnie pokazywał Edwardowi, że nie dostanie mnie.
            Spojrzałam na Nessi, która usilnie wpatrywała się w marmurowy wzór posadzki. Twarz miała zasłoniętą długimi , miedzianymi  i falowanymi włosami. Miała skuloną postawę.
            Nie trudno było się domyślić, że słowa Jacoba ją dotknęły, a w szczególności, że padły one od niego. Znała go całe życie. I bardzo się lubili. Czasami wydawało mi się, że Nessi woli przebywać w Quebec – siedzibie Dzieci Gwiazd – niż w Montrealu. Zawsze między nimi była jakaś wieź. Niezrozumiała dla mnie. Dla mnie jest przyjacielem z jednego powodu – nie zostawił mnie, gdy wszyscy tak zrobili. Dzięki niemu dałam radę oddychać do momentu aż spotkałam Christophera.
              Czasami patrząc z drzwi tarasu w Bayview gdzie mieszkaliśmy jak Nessi się urodziła jak Jacob z Nessi ganiają po plaży z Jacobem, jako typowy chłopak musiał oblewać ją woda lub zakopać w piasku z wystającą głową,zastanawiałam się czy Jacob sobie jej nie wpoił. Było to prawdopodobne, bo był zakochany we mnie, ale późnej okazało się, że to było tylko zauroczenie, nie przetrwało próby czasu i sam stwierdził, że Christopher jest od niego lepszy. Alenie, nie wpoił ją.
               Wiedziałam, że jak Jacob powie jeszcze jedno słowo to zrani mnie,ale ja to przeżyję, rani mnie od dobrej godziny, ale Nessi tego nie przeżyje.  Jest bardzo wrażliwą osobą, mato po mnie, ale ja przez sytuację z Edwardem stałam się niemal niezniszczalna, umocniło mnie to do granic możliwości.
- Nessi… - szepnęłam i wskazałam Jacobowi ruchem głowy jej osobę. Spowodowałam zainteresowanie wszystkich nią.
- Nessi, co? – Warknął do mnie. Odwrócił głową w stronę mojej córki i niewzruszony kontynuował - Nie jesteś lepsza Nessi! O wielki cudowny ojciec się znalazł. I co wszyscy be tylko on fajny. On? Zostawił twoją matkę dwa razy. Raz, bo mu się znudziło wieczne pilnowanie czy nie zrobi jej krzywdy a drugi raz, bo nie była wystarczająco dobra. On więcej złego narobił niż wszyscy Cullenowie i Volturi razem wzięci.
- Jacob! – Krzyknęłam ostrzegawczo, ukazując białe kły. Tym razem przesadził. Porównywać Cullenów do Volturi. To już przegięcie. Morgan ponownie wzmocnił uścisk wokół mojej tali.
              Nessi uniosła głowę w moja stronę. Jej duże brązowe oczy, a kiedyś moje były wypełnione łzami, ale żadna nie spłynęła po jej lekko zaróżowionym policzku. Spojrzała na mnie spokojnie i uśmiechnęła się z trudem. 
- Co Isabell ? Niech wie, że jej ojciec jest potworem i to przez niego jest wszystko, co złe – krzyknął Jacob.
            Cullenowie niespokojnie się poruszyli, ale Morgan posłał im ostrzegające spojrzenie, że po ich stronie nie stanie nawet, jeśli Jacob na nich się rzuci.
            Spróbowałam się uwolnić od uścisku Morgana, na darmo.
 - Jacob. Przestaniesz? Jeśli masz zamiar na mnie krzyczeć to krzycz, ale u mnie w pokoju, nie przy Nessi, krzywdzisz ją. Wystarczająco się nasłuchała, co ze mną robiła. Podjęłam decyzję, że ją urodzę nawet kosztem swojego życia i tak zrobiłam. Twierdzisz, że to była zła decyzja – mruknęłam do Jacoba.
- Nie. Po Prost wielmożny Edward wraca i wszystko ma być okay?Jak przedtem? O nie!  I dałaś od tak odejść Christopherowi, bo Cullen się pojawił. Wszystko złe przekreślamy, bo on wielki Edward się pojawił. – rzekł z pretensjami w głosie Jacob.
            To, co miałam zrobić. Miałam do wyboru albo puścić Christophera albo pozwolić, żeby Jacob rzucił się na Edwarda i to na oczach Nessi. Musiałam coś wybrać.
- Christopher wróci! – Prychnęłam.
              Jacob odwróci się w stronę Edwarda, który przyjął kamienny wyraz twarzy. Zdziwiłam się, że nie odpierał ataków Jacoba, tylko milczał. Może uznał, że Jacob miał racje i ma wyrzuty sumienia. Nie podchwyciłam jego wzroku,jedynie, co zobaczyłam to nerwowe zerkania na ręce Morgana oplatające mnie wokół tali.
- To nie ty ją dźwignąłeś z upadku, więc nie masz do niej żadnych praw. Z resztą formalnie jest żoną Christophera i uwierz mi dopilnuję,żeby tak zostało.
              Spojrzałam zaskoczona na Jacoba. Następna osoba miała czegoś dopilnować. Niby jak Jacob miałby to zrobić. Co będzie za mną chodził jak pies przy nodze czy na siłę sprowadzi Christophera, co będzie najgorszym błędem, bonie chce robić nic wbrew jego woli?
- A może by tak zmienić jego na mnie? – Zapytał z nadzieją w glosie Morgan.
            Spojrzałam kątem oka na niego zdegustowana, on zawsze szuka jakiegoś sposobu, szansy, ale właśnie wybrał sobie złego sojusznika, bo co, jak co ale nikt tak mocno za Christopherem nie obstaje jak Jacob.
- Zamknij się! Mogłeś go zabić! Belli nie było.
- Próbowałem, ale najwyraźniej nigdy na to nie pozwoli –westchnął.
              Dla osoby z zewnątrz nie było to dziwne, że nie pozwalałam kogoś zabić. Zawsze byłam przeciwna zabijaniu, przelaniu krwi. Niezmiennie uważam, że każdy potrzebuje drugiej szansy. Możliwości na poprawę czy zmianę stylu życia.
              Niektórzy nasi przyjaciele dostali od nas drugą szansę, gdy Volturi wymierzyli im karę śmierci. Każdy się poprawił. Wyrwanie się z objęć śmierci jest niezapomnianym, refleksyjnym przeżyciem.
- Jacob… nie szukaj sobie sprzymierzeńców… - zaczęłam zmęczona.Nie chciałam żeby Jacob wciągał do dyskusji Morgana, póki, co jak na niego siedział cicho. I niech tak zostanie.
- Boisz się, że wszyscy za mną pójdą i słusznie –odparł Jacob z przekąsem.
- Jacob wyjdź, jeśli chcesz mnie obrażać to wyjdź. To nie ja kazałam Christopherowi wyjechać. Sam chciał, uwierz mi naprawdę chciałabym że bytu było – fuknęłam na niego.
                 Czułam, że ta rozmowa prowadzi  donikąd. Jacob nic innego nie robi oprócz obrażania nas.  Ja bym jeszcze przeżyła, ale Nessi. Nie chciałam jej krzywdzić. Takie ciągłe słuchanie,co ze mną robiła nie jest przyjemne. A już tym bardziej słuchanie, co się działo w pierwszych miesiącach jej życia. Bo miałam ogromne problemy. Nie chciałam jej krzywdzić.
- Szkoda, że masz taką krótką pamięć – wycedził Jacob
- Jacob wyjdź! – Krzyknęłam stanowczo.
               Spojrzał na mnie pełen pretensji i rozczarowania wzrokiem, skierował sie ku wyjściu, ale w ostatniej chwil izwrócił się do Edwarda z zabójczym jadem w głosie:
- Będę ci tak uprzykrzał życie, że będziesz błagał o śmierć.I bądź pewny nie dotkniesz jej, chyba, że po moim trupie. Nie zasługujesz na nią. Jeśli nawet ja czy Morgan nie zasługujemy to ty na pewno. Ale Chris tak.Potrafisz ją tylko krzywdzić, a Chris nigdy by tak nie zrobił, ba żaden z nas.
- Jacob wyjdź, natychmiast – krzyknęłam płaczliwie.
               Jacob wyszedł z pokoju obrzucając pełnym pogardy spojrzeniem Cullenów, a Edwarda wzrokiem zabójcy przed oddaniem śmiercionośnego strzału.Spojrzał na mnie pełnym pretensji wzrokiem i pokręcił głową.
            Uścisk Morgana zelżała, ale nie opuścił rąk. Dopiero po trzaśnięciu drzwi wejściowych i moim odchrząknięciu puścił mnie.
- Cóż teraz akurat by się przydał Christopher- westchnął smętnie Morgan – Nie wierzę, że to powiedziałem!
            Popatrzyłam się na niego spod byka. Chciałam mu coś powiedzieć, fuknąć na niego, ale nie byłam w stanie. Łzy cisnęły mi się do oczu i to tak mocno, że wiedziałam, że ich nie powstrzymam.  Była to tylko kwestia czasu, kiedy pomimo moich ogromnych starań, potok łez zacznie płynąć. Czułam powoli, że pojedyncza łza powoli zaczyna wypływać z oka, nie patrząc na nic wybiegłam z pokoju.
            Kiedy przekroczyłam próg salonu i znalazłam się w holu wszystkie moje bariery opadły. Łzy zaczęły mi płynąc jak najszybszy nurt rzeki.  Nawet zostawiały ślady na marmurowych podłogach, nie mówiąc o zielonych dywanach na schodach.
- Chcesz coś powiedzieć Ginny ? – usłyszałam warknięcie Morgana w jej stronę.  Pewnie w innym wypadku bym się zbulwersowała, że na nią warczy, ale dziś nie. Choć czasami rozumiałam osoby jak podnoszą głos na jasnowidzkę. Jej przeszywający wzrokiem aż do szpiku kości potrafi złościć. Szczególnie, gdy coś widziała i widocznie daje to do zrozumienia, ale nie powie ani słowa. Tylko patrzy się dużymi złotymi oczami na ciebie tak, że nawet nie mrugnie swoimi nienaturalnie długimi, gęstymi i czarnymi rzęsami. 
- Tak. Ona tak dłużej nie pociągnie. Wyniszczycie ją wszyscy. I nie mówię o tej nocy, którą teraz przepłacze – odpowiedziała mu spokojnie Ginny.
                Ginny jak to ona, zawsze ma racje, więc i tym razem.  Nie pociągnę tak dłużej. Wszyscy absolutnie wszyscy mają pretensję do mnie! Mówią, co mam robić i jeszcze twierdzą, że tak będzie lepiej, że będę wtedy szczęśliwa! Tylko jest mały, maluteńki problem: to jest moje życie. Moje! Moje decyzje, moje plany, zamierzenia czy postanowienia. Moje, więc skoro to jest moje życie to skąd tacy Jacob, Morgan, Ginny, Nessi,Melanie czy Edward wiedzą, co jest dobre dla mnie, skoro nie są mną!
                Czy to takie trudne nie wtrącać się do cudzego życia? Okay dla Doris to coś niewykonalnego, ale nie wszyscy mają charakter Doris. Przecież Doris a Ginny to ogień i woda. Dwie skrajności.
                Biegnąc a w zasadzie idą szybko jak na wampirze tempo, a biegnąc jak na człowieka w istnie kopciuszkowym  stylu zgubiłam szpilkę gdzieś na schodach. Nie podniosłam jej, nawet się nie odwróciłam czy nie zatrzymałam  ruszyłam do pokoju.
                Było mi trochę wstyd przed całą rodziną Cullenów, że muszą uczestniczyć w naszych rodzinnych sprawach, choć rodzinne nie były tylko konflikt między mną a resztą.  Muszą wysłuchiwać najpierw monologu Morgana a później monologu Jacoba. I muszą słuchać tyle okropnych rzeczy na temat ich rodziny.
            Weszłam do swojej sypialni i rzuciłam się na łóżko. Zwinęłam się w kłębek i zaczęłam płakać, tak, że złota narzuta wchłaniała wszystkie łzy goryczy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz